Dalej nie wiem, czy ta książka mi się podobała, czy nie.
Mieliście kiedyś takie uczucie, że czytaliście książkę i z jednej strony chcieliście ją przeczytać, a z drugiej zastanawialiście się, dlaczego dalej marnujecie na nią czas? Ja tak miałam właśnie przy „Hollywood Prince”, które wzięłam „z czapy”, aby coś przeczytać.
Dwudziestopięcioletnia Amelia Waters pracuje w rodzinnej firmie Waters Group. Dziewczyna całe swoje życie toczyła w szczelnej bańce, która miała uchronić ją przed prawdą o jej ojcu i matce, których związek, trzymał się na resztkach bardzo słabego kleju. Kiedy znalazła jednego ze swoich starszych braci – Brandona, nieprzytomnego, którego w szpitalu uznano za zmarłego, z całej rodziny, została tylko historia. Co więcej, okazało się, że ojciec Amelii, od dłuższego czasu kręcił z ówczesną dziewczyną, swojego drugiego syna Camdena – Vanessą. Kiedy ten się dowiedział, zerwał z nią, spakował swoje rzeczy i wyjechał z miasta.
Amelia mocno to odczuła i poczuła się zabójczo samotna.
W Nowy Rok została, przez swojego najlepszego przyjaciela umówiona na randkę do klubu The Griffen.
Dziewczyna nie znała swojego noworocznego partnera, a ten okazał się być Landonem Reesem, któremu zapowiada się całkiem niezła kariera sportowa.
Między nimi zawiązuje się całkiem przyjemna rozmowa, a nawet spędzają uroczo cały noworoczny wieczór, a na następny dzień Amelia postanawia polecieć do Camdena i dowiedzieć się prawdy o rodzinie.
Tam poznaje scenarzystę Brooklyna Jamesa.
Jej brat jest w Meksyku, a Amelia postanawia zostać w Californii i poczekać, aż wróci.
Przy okazji, zbliża się do Jamesa.
Mieliście kiedyś takie uczucie, że czytaliście książkę i z jednej strony chcieliście ją przeczytać, a z drugiej zastanawialiście się, dlaczego dalej marnujecie na nią czas? Ja tak miałam właśnie przy „Hollywood Prince”, które wzięłam „z czapy”, aby coś przeczytać.
Dwudziestopięcioletnia Amelia Waters pracuje w rodzinnej firmie Waters Group. Dziewczyna całe swoje życie toczyła w szczelnej bańce, która miała uchronić ją przed prawdą o jej ojcu i matce, których związek, trzymał się na resztkach bardzo słabego kleju. Kiedy znalazła jednego ze swoich starszych braci – Brandona, nieprzytomnego, którego w szpitalu uznano za zmarłego, z całej rodziny, została tylko historia. Co więcej, okazało się, że ojciec Amelii, od dłuższego czasu kręcił z ówczesną dziewczyną, swojego drugiego syna Camdena – Vanessą. Kiedy ten się dowiedział, zerwał z nią, spakował swoje rzeczy i wyjechał z miasta.
Amelia mocno to odczuła i poczuła się zabójczo samotna.
W Nowy Rok została, przez swojego najlepszego przyjaciela umówiona na randkę do klubu The Griffen.
Dziewczyna nie znała swojego noworocznego partnera, a ten okazał się być Landonem Reesem, któremu zapowiada się całkiem niezła kariera sportowa.
Między nimi zawiązuje się całkiem przyjemna rozmowa, a nawet spędzają uroczo cały noworoczny wieczór, a na następny dzień Amelia postanawia polecieć do Camdena i dowiedzieć się prawdy o rodzinie.
Tam poznaje scenarzystę Brooklyna Jamesa.
Jej brat jest w Meksyku, a Amelia postanawia zostać w Californii i poczekać, aż wróci.
Przy okazji, zbliża się do Jamesa.
„Hollywood Prince” jest książką schematyczną, do potęgi. (w sumie, jak większość romansów)
Mamy tutaj zagubioną dziewczynkę, jej przyjaciela geja, tajemniczą randkę i dwóch przystojnych i różnych od siebie facetów, a jako wisienkę na torcie mamy najważniejsze – decyzję Amelii, którego z nich wybierze. O zazdrości, między tym dwojgiem ogierów nie wspominam.
To tak w skrócie o czym jest ta książka. Osobiście typowałam innego wybranka, wyszło jak zwykle, nie po mojej myśli. Zdążyłam się przyzwyczaić, aczkolwiek czasami chciałabym, aby autorki jednak potrafiły mnie zaskoczyć.
Nie napiszę, że tę pozycję czytało się z przyjemnością, ale nie mogę napisać też, że czytało mi się ją źle. Po prostu... miał być Hollywood, a zrobiła się nijakość.
Naprawdę. Mam całkowicie obojętny stosunek do tej książki.
Ani ziębi, ani grzeje. Po prostu sobie jest i to właśnie dlatego, napiszę Wam teraz, że powinniście sami zdecydować się, czy chcecie ją czytać, czy nie.
Wiadomo, że niektórym z Was może się spodobać, mimo że mnie nie porwała.
Ani jedna rzecz, nie przyspieszyła bicia mojego serca, bądź nie sprawiła, że stałam się bardziej ciekawa. Dosłownie wszystko, w tej pozycji już kiedyś było i powtarzając to po raz kolejny zwyczajnie stało się nudne.
Oczywiście są romanse, które mimo swojej schematyczności, czyta się bardzo przyjemnie, co więcej chce się do nich wracać.
Tutaj... no niestety. Ani jedno, ani drugie.
Kończąc, tak jak pisałam wyżej, decyzję pozostawiam Wam. Osobiście wiem, że nie wrócę już do tej pozycji i chyba nawet do autorki. „Hollywood Prince” okazał się być książką taką sobie, na którą naprawdę nie warto marnować czasu.