„Spider” - Ilsa Madden-Mils
Warto się dla Was katować.
Ilsa Madden - Mils za granicą jest dość poczytną autorką. Wprawdzie, żeby dostać się na listę (tu wstawcie miasto w USA) listy bestsellerów, nie trzeba mieć miliardów sprzedanych egzemplarzy książek.
„Spidera” miałam przez bardzo długi czas na czytniku i kompletnie mnie do niego nie ciągnęło. Aż w końcu stwierdziłam, że przeczytam i będę mogła lecieć dalej.
No... z tym przeczytaniem to był problem.
Niemały.
Rose została adoptowana przez Anne, cztery lata temu. Dziewczyna od zawsze mieszkała w Dallas, ale na studia stwierdziła, że chce iść do Nowego Jorku, co też się stało. Pewnego dnia Anne zaprosiła ją do Dallas, aby dziewczyna odwiedziła matkę, przy okazji miała się czegoś dowiedzieć.
Na lotnisku spotkała mężczyznę, który czarował na odprawie, aby jego gitara, która ma imię mogła lecieć bezpośrednio w samolocie. Rose poznała Spidera – wokalistę i frontmana zespołu, który dopiero zaczął zdobywać popularność. Już na lotnisku dała mu popalić widząc jego blefy, a w samolocie okazało się, że lotniskowy czaruś siedzi obok niej. Zaczęli rozmawiać, a kiedy rozmowa zeszła na niebezpieczne tematy, miast ją zakończyć, dziewczyna zgodziła się na propozycję tego przystojnego pół nieznajomego i pocałowała go.
Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że oboje lecą do Dallas, a ich rodzice razem czekają na lotnisku.
Co więcej, spodziewają się wspólnego rodzeństwa.
Wymęczyłam (dosłownie) 60% tej książki.
Doszłam nawet do drugiej części, kiedy bohaterowie są starsi o dwa lata i mają własne życie.
Ale wiecie co? To była tragedia.
Cała ta książka jest tak nudna i tak przewidywalna, że nie trzeba być wróżbitą Maciejem, aby wiedzieć, co będzie dalej.
Wiecie, że nie zwykłam zostawiać książki w połowie, czy gdzieś za nią.
Tutaj zwyczajnie nie dałam rady tego doczytać, co już samo w sobie oznacza, jaki „Spider” jest zły.
Bohaterowie są tak bezosobowi, że czytanie encyklopedii byłoby bardziej pasjonujące.
Spider, a tak naprawdę Clarence (naprawdę rzucające się w ucho imię, co? <żart>), miał tam problemy z narkotykami, ale jest tak naciągnięte, jak gumka od majtek.
Kurczę, chyba zasypałam Was porównaniami.
Przynajmniej obrazowo opisuję tę pozycję.
Historia jest denna. Może to ja za dużo przeczytałam książek z cyklu „pocałowałam go, a on okazał się być moim nowym bratem” i jestem zmęczona, takimi wątkami, ale wątpię. Mam dobre porównanie do książek, które czytałam (ot, daleko nie szukając „Flip Trick”) i widzę, jaki „Spider” jest słabiutki.
Dodatkowo język i sposób, jakim pisana jest ta pozycja, woła o pomstę do nieba. Są książki, które też ciężko się czyta, ale wciągają i mają coś do przekazania.
Tutaj ani nie ma przekazu, ani nie wciąga, ani nie jest dobrze napisana.
Mogę z ręką na sercu napisać: Trzy razy NIE.
I będę pisać prawdę.
Nie znalazłam w „Spiderze” plusów, co więcej chciałam go rzucić w pierony, ale stwierdziłam, że zmęczę go do połowy, aby napisać dla Was w miarę rzetelną recenzję. Przynajmniej wypisałam sobie powody, które czytaliście wyżej, które skazują tę pozycję na porażkę.
Czytania „Spidera” od Ilsy Madden – Mils nie polecam. Szkoda czasu na takie badziewie. Możecie znaleźć wiele innych książek z podobnym wątkiem, które będą miały sens i sprawią, że odczujecie radość z czytania, nie zaś zmęczenie. Pomęczyłam się za Was i teraz Wy możecie czytać coś lepszego.