Rzadko zdarza mi się nie doczytać książki. Przeważnie, jak już po coś sięgnę to kończę. Tutaj przypadek jest jeszcze inny - ledwo zacząłem, a już miałem dosyć. Zasadniczo przeczytałem jeden rozdział, by wiedzieć, że więcej nie chcę i Droga Szamana nie będzie cyklem, który będę śledził. Chciałbym zaznaczyć, ze tekst będzie mocno uszczypliwy. Poniżej pojawią się spojlery z pierwszego rozdziału, żebyście nie mówili, że nie ostrzegałem. Nie uprzedzajmy jednak faktów i wprowadźmy jakąś systematyczność w tę recenzję.
Książkę napisał Wasilij Machanienko, który jest Rosjaninem. „Droga Szamana: Etap Pierwszy Początek” (chwytliwy tytuł, nie ma co) jest jego debiutem, a ukazał się on u nas nakładem Insignis. Wydawnictwo mocno zaznacza, że jest to powieść z gatunku LitRPG.
Nic wam to nie mówi? Nie martwcie się już wyjaśniam, czym jest to ustrojstwo. Zasadniczo jest to gatunek fatasy/sci-fi połączony z grą MMORPG ( z ang. Massively multiplayer online role-playing game). Bohaterowie takich powieści przeżywają swoje przygody w jakiejś grze, najczęściej takiej wymyślonej przez autora.
Głównym bohaterem powieści jest Dmitrij Machan, młody mężczyzna, który za dokonanie włamania hakerskiego zostaje skazany na 8 lat przebywania w kapsule więziennej. Co zasadniczo sprowadza się do tego, że zostaje on skazany na roboty przymusowe w świecie gry o nazwie Barliona. (Czy tyko mi to wydaje się głupie?). Więcej o fabule napisać nie mogę, bo jak już mówiłem nie doczytałem.
Książka ta ma multum problemów, poczynając od głupiej fabuły, idiotycznych założeniach świata, a na tragicznym tłumaczeniu kończąc. Zbyt pobieżnie to opisałem? Nie martwcie się przebrniemy przez pierwszy rozdział niemalże punkt po punkcie. Uwierzcie mi, warto.
Zacznijmy od tego, że narracja jest w tej powieści pierwszoosobowa, a cały pierwszy rozdział jest chamską ekspozycją wygłaszaną w głowie bohatera. Jest to jeden z najsłabszych zabiegów, jakie autor może wykonać. Przez te dwadzieścia parę stron, autor opisuje nam świat, co się wydarzyło, jak co działa itd. Za grosz tu jakiejkolwiek finezji, czy czegokolwiek interesującego. Zawiązanie akcji jest napisane strasznie, a samo w sobie jest żenująco wręcz głupie, nie mówiąc już o tym, że Dmitij to debil, chociaż autor stara się nam wmówić coś innego. Najpierw główny bohater opowiada nam, czym się zajmuje (jest specem od systemów bezpieczeństwa), a przy okazji wspomina, że kary za hakerstwo są cały czas zaostrzane.
Następnie płynnie przechodzi do wspominek, jak to był na jakimś szkoleniu i siedział koło ładnej dziewczyny, do której starał się zagadać. Zdradzę wam sekret, niezbyt mu to wyszło, a nawet udało mu się ją obrazić i to niezbyt błyskotliwie. Dziewczyna, by się odegrać rzuca mu wyzwanie, by znalazł luki w systemie, którym ona zarządza. No i tak niefortunnie się składa, że udaje mu się włamać zamiast na serwer testowy, to do serwera głównego miejskiej kanalizacji i zasadniczo zalać miasto fekaliami. Co zostaje uznane za akt terroryzmu i powoduje skazanie naszego technika magika na 8 lat pudła. No, nie ma co Dmitrij błysnął tu intelektem. Co gorsza cała ta „rozmowa” i porywająca akcja hakerskiego kunsztu (polegająca na zadzwonieniu do kumpla co stawiał zabezpieczenia) zajmuje całe 3.5 strony. Autorowi ewidentnie się śpieszyło, a i pierwszym rozdziale nie ma jasno powiedziane, czy to nasz Dmitrij jest taka ofermą, czy może został wrobiony w atak hakerski. Nie odniosłem jednak wrażenie, żeby ten wątek miał być kontynuowany. Bohater trafia do pudła i tyle.
Mój kolejny olbrzymi problem z tą powieścią to jest to, jak bardzo z dupy jest konstrukcja świata. Zarówno tego „realnego” jak i gry. Zacznijmy od tego pierwszego. Autor rzuca w nas po prostu informacjami, a że państwa się scaliły i jest obecnie jeden rząd światowy, a to że Barliona (ta gra) stała się zupełnym fenomen i obecnie wielu ludzi niemal w niej żyje, ze waluta z tego świata jest wymienialna na prawdziwą, to że formą więzienia jest zamknięcie w świecie gry itd. No i niby spoko, możemy wziąć to na wiarę i zaakceptować, jednak gdy zbierzemy to wszystko do kupy i tylko przez sekundę się nad tym zastanowimy. To momentalnie dojdziemy do wniosku, że to się trzyma na klej i ślinę oraz dobrą wolę czytelnika. Nie tak działa ekonomia, nie tak działają systemy społeczne i nie trzeba mieć wykształcenia w tych dziedzinach, by to od razu zauważyć.
Co do „świata gry” jest to dla mnie najbardziej absurdalne. Na stronie wydawnictwa można przeczytać notkę o autorze. Jest w niej jasno powiedziane, że jest on graczem World of Warcraft. Mogę więc założyć, że powinien wiedzieć jak gry funkcjonują, zwłaszcza takie MMORPG. Natomiast jest nam jasno powiedziane, że np. wydobywanie kamieni szlachetnych odbywa się w czasie rzeczywistym. Oznacza to, że gracz musi kopać przesiewać itd, by znaleźć jakiś klejnot, a wszystko to zajmuje prawdzie godziny, dni i tygodnie. Może moje dwudziestoparoletnie doświadczenie grania w gry jest niedostateczne, ale ja bym w życiu w coś takiego grać nie chciał, powiem więcej nie znam nikogo kto by chciał. Dodatkowo autor pisze o jednej z ras w grze, że powstała, jako pierwsza przez co jest najsłabsza. Tak się spytam, czy Machanienko kiedykolwiek słyszał o czymś takim jak patch?
W świecie gier komputerowych powszechnym jest dodawanie nowej i zmienianie istniejącej zawartości, by jak najlepiej zbalansować rozgrywkę. A tu ewidentnie są w grze słabsze klasy, rasy, umiejętności, a najwyraźniej twórcy gry mają to gdzieś. Nie wiem, jak można popełnić taki błąd, pisać książkę dla graczy gdzie w pierwszym rozdziale każdy gracz od razu poczuje, że coś tu jest nie tak.
Jakby tego było mało, książkę po prostu źle się czyta. Stylistycznie jest to po prostu masakra, duża tu wina autora naturalnie. Nie jestem jednak w stanie stwierdzić, ile zawinił tu Wasilij Machanienko, a ile tłumaczki, jeśli chodzi o lekkość pióra. Natomiast nie mam, żadnych wątpliwości, że tłumaczenie jest fatalne. Robione przez kogoś kto nie ma pojęcia o grach, ale chyba też o języku polskim O to jeden z przykładów. „Wszystko, co wytwarzają Jublierzy – ozdoby, pierścienie, łańcuszki, inne wyroby – spokojnie można było kupić u handlarzy NPC. Najważniejsza funkcja Jubilerów – szlifowanie Drogocennych Kamieni – nie była warta straconych na nią sił.” Spójrzcie na to drugie zdanie, ewidentnie „funkcja” odnosi się do „Drogocennych Kamieni”, co w zamyśle autora, niemal na pewno było umiejętnością (talentem lub skilem) i tak powinno być przetłumaczone. Jest to logiczne dla kogokolwiek, kto grał w gry. Najwyraźniej tłumaczki tego nie robiły. Parokrotnie zdarzały się sytuacje, że jakieś zdanie musiałem czytać dwa, lub trzy razy, by zrozumieć, co autor lub tłumacz miał na myśli i nie zawsze mi się udawało. Na koniec jeszcze jeden cytat, który mnie nieźle ubawił „ Dodatkowo do pasiaka dostałem Spodnie i Buty Więźnia, także w paski, które przypominały mi kim się staję. Nawet buty były w pasy, co nie mogło nie wywołać u mnie uśmiechu”. Po przeczytaniu tych dwóch zdań nasuwa mi się tylko jedno pytanie, czy ta książka przeszła jakąkolwiek redakcję i edycję? Odnoszę bowiem wrażenie, że redaktorzy (w liczbie 2) i korektorzy (w liczbie 2) zostali wpisani na okładkę, nie widząc książki na oczy. Naprawdę nie chce mi się wierzyć, że 4 osoby, nie wyłapały czegoś takiego (str. 23 tak jakby ktoś chciał to kiedyś poprawić)
Teoretycznie książka skierowana jest do graczy, ale jeśli masz jakiekolwiek pojęcie o grach, to co stronę będziesz łapać się za głowę widząc kolejne bzdury. Jeśli z kolei nie masz pojęcia o erpegach, to po co chcesz czytać taką powieść? Strasznie się zawiodłem, nie dość, że historia jest głupia to jeszcze okropnie napisana. Zaznaczam, że recenzja ta powstała po przeczytaniu tylko jednego rozdziału, (może później się rozkręca), ale dał mi on na tyle materiału, bym wiedział, że nie chcę czytać ani strony więcej. Książkę mogę polecić chyba jedynie totalnym miłośnikom MMORPG, albo osobą lubiącym czytać książki ironicznie, bo momenty, w których można się pośmiać są co chwilę. Mi szkoda czasu na jej czytanie, nawet w ten sposób. Dziękuję postoję.