„PYK” i po książce.
Już dawno utarło się, że dostaję książki Katy Evans, która stoi na pierwszym miejscu u mnie, jako moja ulubiona autorka romansów, przedpremierowo. Kiedy zapowiedziano „Mogula”, wiedziałam że historia Sary poznanej w „Tycoonie” i Iana będzie świetna.
Nie pomyliłam się, ani trochę.
Marzenie Sary legło w gruzach. Dziewczyna od dziecka chciała zawodowo tańczyć, jednak przez kontuzję i złamaną kostkę musiała wytrzymać długi okres rehabilitacji, a potem z braku doświadczenia nie dostawała ofert pracy na Broadwayu. Zatrudniła się jako dozorca w hotelu Four Seasons i tam pracowała, żeby się utrzymać w NY. Co więcej szukała nowej współlokatorki, gdyż stara była niesamowitą syfiarą. Pewnego dnia po powrocie ze stron rodzinnych czekała na wolną taksówkę, jak dostała propozycje podwózki. W samochodzie spotkała przystojnego mężczyznę, który także kierował się do hotelu i razem zajechali pod Four Season. Wtedy też, otrzymała od niego niemoralną propozycję, na którą przystała i... przespała się z nieznajomym.
Kilka dni później cały ogrom wydarzeń zwalił jej się na głowę, kiedy to znalazła nową współlokatorkę - Bryn, straciła pracę w hotelu i musiała pomyśleć, co zrobić ze swoim życiem.
Nie znała imienia swojego jednorazowego kochanka, ale bardzo chciała je poznać, aby mieć chociaż mgliste pojęcie o mężczyźnie, którego do siebie dopuściła.
Poprosiła przyjaciela aby się dowiedział o danych osobowych tego tajemniczego faceta, ale zanim nadeszła odpowiedź od niego... Sara spotkała swojego kochanka w parku. Z babcią i jej psem.
Ian Ford, okazał się być jedynym wnuczkiem Pani Ford, a babcia widząc wzrok pełen pożądania między tą dwójką dała im okazję do rozmowy, a potem namówiła na kolację u niej.
Kiedy ich związek zaczynał stawiać pierwsze kroki i wszystko szło ku lepszemu, wybuchła bomba.
Bomba, która ponownie wszystko zepsuła.
A zgliszcza po niej, jeszcze długo miały leżeć nieodgruzowane.
Z książkami Katy Evans mam tak, że ledwo je zacznę, a już mam przeczytane. Nie wiem, jak to się dzieje, a tym bardziej dlaczego, gdyż zdecydowanie zbyt szybko mijają mi te pozycje podczas lektury. Nie narzekam (może troszkę), bo książki tej autorki są napisane z pomysłem, ale jakby były trochę dłuższe (na 2000 stron) to byłabym szczęśliwsza.
Zacznijmy od początku.
Na GR napisane jest, iż „Mogul” może być czytany, bez znajomości pierwszego tomu, czyli „Tycoona”.
Jak mam być szczera, to ani trochę się z tym nie zgadzam.
Przyrównam Wam to do serii Katy wydanej w Polsce, czyli „Manwhore”.
To tak jakby czytać „Ladies Man”, lub „Womanizera” bez znajomości „Manwhore”.
Można? Można.
Ale za przeproszeniem, gówno będzie się wiedzieć.
Nie mam racji?
„Tycoon” opowiada historię Bryn i Aarica, którzy w „Mogulu” pojawiają się z pięć – sześć razy, z czego jeden rozdział jest poświęcony tylko im. Katy Evans skupiając się na historii Iana i Sary, pokazała nam także to co mogliśmy przeczytać w „Tycoonie”, a także rozszerzyła fabułę o Becky, której historia, ma się pojawić w trzeciej części cyklu. Swoją drogą to zastanawiam się nad tytułem trzeciej części, bo i Tycoon i Mogul oznaczają słowo potentat. Tak samo jak Supermo i mam dziwne wrażenie, że to będzie właśnie tytuł kolejnego tomu. Dowiem się od autorki to Wam powiem.
Dlatego polecam przeczytać „Tycoona” przed lekturą „Mogula”, bo nie warto zabierać sobie przyjemności z czytania, szczególnie, że możecie się trochę pogubić, bez znajomości poprzednich bohaterów.
Ian Ford jest interesującym mężczyzną. Producent filmów, głównie dokumentalnych, który ma pewien chodzący problem, ale nie zdradzę Wam jaki i który widząc pierwszy raz Sarę, pragnie jej już do samego końca książki.
Sara Davies jest bardzo podobna do Bryn. Rozdziały, gdzie dziewczyny siedzą razem w domu i rozmawiają, albo pocieszają się (tu znowu kłania się znajomość „Tycoona”) sprawiają, że miałam wrażenie jakbym czytała dwie siostry. Nie uważam tego za ujmę. Da się ją lubić, ale bez przesady.
Ogólnie jest mi obojętna.
Zdecydowanie nie przywiązałam się do bohaterów podczas lektury, tak jak miało to miejsce przy pierwszym tomie (szczególnie przy Aaricu <3).
Historia jest dość prosta, nie ma tutaj żadnych twistów fabularnych. Mogłabym się pokusić, że opowieść jest słodkopierdząca, ale w minimalnym stopniu. Mamy tutaj problemy, mamy miłość, przyjaciół i przystojnego bohatera. Przepis na sukces.
„Mogula” się pochłania. Dosłownie. Jego się nie czyta. Rozdziały są krótkie, czytają się same. Zresztą mieliście okazję widzieć na facebooku, jak napisałam, że mam 50%, a chwilę później już 70% i do tej pory nie mam pojęcia, jak to się stało, że przeczytałam to tak szybko. Dlatego znowu ostrzegam. Bierzcie się za tę pozycję, jak macie cały dzień wolny, bo ciężko będzie robić coś innego, niż czytać.
Znowu się rozpisałam...
Kończąc „Mogul” to udana kontynuacja, kolejnej z bohaterek i przyjaciółki Sary. Akcja rozwija się z grubej rury i nie zwalnia tempa do samego końca, a jeżeli mowa o końcu książki to szykujcie się na nienawiść do jednej postaci. Zdecydowanie polecam!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorce - Katy Evans