[Manga, też ksiażka] Poznajcie Nagatę Tanikaze| „Rycerze Sidonii” – Tsutomu Nihei


Ludzkość w kolejnym niebezpieczeństwie.

W styczniu czytałam książkę pod tytułem „Mass Effect: Andromeda”. Jej recenzji dalej nie wstawiłam, gdyż zwyczajnie o niej zapomniałam. Jak wiecie, jestem fanem wszystkiego, co pozaziemskie, a historie dziejące się w kosmosie są dla mnie czystą przyjemnością. 

Po przeczytaniu opisu mangi „Rycerzy Sidonii” wiedziałam, że to jest to, czego potrzebuje do szczęścia. Kiedy sięgnęłam po pierwszy tom, zostałam wchłonięta w świat ostatniego statku ludzkości, który musi walczyć z kosmicznymi wrogami. Oglądanie w tym czasie anime o tytule „Aldnoah Zero”, gdzie także występują mechy, a akcja także dzieje się w kosmosie i na Ziemi jeszcze bardziej napędziło moją ciekawość do historii Tsutomu Nihei. 

Nagate jest chłopakiem, który całe życie mieszkał w podziemiach statku kosmicznego, kiedy to Ziemia została przecięta na pół w skutek ataku obcych zwanych Gauna. Chłopak trenuje w symulatorze mecha i mieszka z dziadkiem. Pewnego dnia, z braku jedzenia wybiera się na wyższy pokład statku Sidonia, przed którymi ostrzegał go właśnie sam dziadek. Chłopiec chce ukraść trochę ryżu, aby móc wyżywić siebie i chorego starszego mężczyznę, ale zostaje złapany. Budzi się pośród obcych ludzi, gdzie okazuje się, że jego oraz jego dziadka od trzech lat nie ma w rejestrze członków pasażerów statku. Zostaje zaprowadzony do tajemniczej kobiety, która okazuje się być ważną szychą i z miejsca młody chłopak zostaje kadetem mechanicznego potwora, który służy do walki z Pustelniakami - galaktycznymi wrogami, chcącymi zabić całą ludzkość. 
Nagate różni się jednak od innych osób przebywających na statku, gdyż, jako jedyny nie potrafi poddać się procesowi fotosyntezy. Ciągle jest głodny, co doprowadza do szału, bardzo wielu załogantów. 
Kiedy Sidonia leci bez celu, a życie toczy się na niej swoim rytmem, co jakiś czas piloci dostają wezwania na akcję. Pustelniacy, posiadający rdzeń główny, którego zniszczenie oznacza zabicie całego stwora, atakują statek coraz częściej. Podczas pierwszej poważnej misji Nagato widzi, jak jego towarzyszka zostaje zjedzona przez Pustelniaka, a następnie kosmita pokazuje ludziom oblicze ich pożartej przyjaciółki. Młody chłopak, jako jedyny odważnie naciera na przeciwnika i końcem końców udaje mu się zniszczyć wroga. 
Z każdą kolejną misją w kosmosie chłopak nabiera doświadczenia, ale też pokazuje swoje bohaterstwo, które czasami ociera się o głupotę. Tym sposobem ratuję katapultowaną ze swojego mecha Hoshijiro i kiedy gonią statek matkę, dowódca nagina regulamin i wysyła po nich eskadrę gward, czyli mechów, w których siedzą piloci. Wszyscy bezpiecznie wracają na pokład i udają się w dalszą podróż. Tanizuka zaś nieświadomie zaczyna stawać się bohaterem, a dziewczyny znajdujące się na statku kosmicznym zaczynają zwracać na niego szczególną uwagę. Zaloty zostają jednak przerwane przez kolejny sygnał, oznaczający następną bitwę. A przez błąd taktyczny w bitwie ginie wielu pilotów, a Hoshijiro zostaje pożarta przez Pustelniaka. Nagato obwinia się za spalenie całej akcji, ale szybko musi wziąć się w garść, gdyż wrogowie nie odpuszczają. 
Tym razem, jednak okazuje się, że są bardziej rozumni, niż ludzie będący na Sidonii przypuszczali. Z rąk wroga udaje się odbić ich przyjaciółkę, ale po dłuższych badaniach wychodzi, że dziewczyna nie jest już człowiekiem i nigdy nie wróci do normalności. 
Pustelniaki zaczynają przejawiać formy inteligencji oraz odwzorowują techniki walk ludzi, przez co z każdą kolejną bitwą jest coraz trudniej. Poznajemy też fragment historii statku kosmicznego oraz Hirokiego, który wykradł za młodych lat niemowlę stworzone genetycznie, a następnie uciekł do podziemi, aby nauczyć je wszystkiego, co sam wie. 
A jakby tego było mało to dowiadujemy się, co ród Kunato broni w swojej rezydencji.

Całe szczęście, że mam kolejne tomy. Serio. Po zakończeniu trzeciego tomiku można dostać zawału. 
Muszę przyznać, że jak kreska w anime jest zwyczajnie brzydka, tak rysunki w mandze są naprawdę świetnie narysowane. Dodatkowo na ogromny plus zasługuje sam autor mangi – Nihei, za zostawienie bohaterom normalnych fryzur. Nie mają oni nastroszonych piór na głowie, zwanych włosami, które po ubraniu hełmu astronauty wcale nie zmieniają swojego wyglądu i po zdjęciu wyglądają dalej jakby wyszły prosto od fryzjera. Bardzo mi się to spodobało, bo jednak mimo całej kosmiczności tej mangi, choć trochę zachowano prawdziwości. 
Bardzo podoba mi się, że świat, w którym żyją bohaterowie jest naprawdę duży. Ogrom pomieszczeń oraz poszczególnych pięter, w stosunku do postaci był dla mnie niemałym zaskoczeniem. Dodatkowym plusem jest to, że w całym tym szaleństwie wojny z kosmitami mamy szczyptę erotyki, albo w łaźni, albo podczas procesu fotosyntezy, kiedy to wszyscy są nadzy. 

Historia bardzo przypominała mi Mass Effecta, czy to grę, czy książki z tego uniwersum. Pustelniaki są niemalże jak Żniwiarze, a wędrówka statku kosmicznego, bo zniszczeniu Ziemi, przypomina mi o szukaniu Andromedy. Oczywiście nie porównuje tego między sobą, bo to jest zwyczajnie bez sensu. Zauważenie podobieństw jest zależne od stopnia zboczenia kosmicznego.

„Rycerze Sidonii” są wydrukowani w większym formacie, co sprawia, że mangę wygodniej się czyta. Obwoluta przylega bardzo dobrze do całego tomiku, toteż nie trzeba się martwić, że gdzieś coś się zagnie czy zniszczy. Pierwsze strony są kolorowe, z przewagą na czerwień, która wyróżnia się na biało czarnych elementach. 

Jestem okrutnie ciekawa, co będzie dalej z Tanikazą i jak rozwinie się dalsza chęć porozumienia się z Pustelniakami, zamiast ciągle z nimi walczyć. Na szczęście, jak już wspominałam, mam dalsze tomiki, więc nie muszę zbyt długo czekać, aż dowiem się reszty historii.

Za egzemplarze do recenzji serdecznie dziękuje wydawnictwu

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com