W lutym, a dokładniej piątego swoją premierę ma druga książka z serii „Fight for me” od A.L.Jackson.
Jak wiecie lubię czytać serie od tyłu i w tym przypadku było podobnie.
Otrzymałam tę pozycję, idealnie w czas skończenia poprzedniej lektury. Wieczór, zatem jak się dobrze domyślacie należał do doktora Kale’a Bryanta.
„Sometimes even hope needed
a hero.”
Był piątkowy wieczór jak Kale wraz z przyjaciółmi udał się do miejscowego baru, aby opić awans i zrelaksować się. Jego przyjaciele gratulowali mu sukcesu własnego gabinetu lekarskiego w szpitalu pijąc shota za shotem, a on także nie był im dłużny. Jednak w pewnym momencie przy barze ujrzał kobietę, która zauroczyła go swoją osobą. Ollie z Rexem podłapali jego wzrok momentalnie i zrobili zakład, że nie podejdzie i się z nią nie umówi. Bryant przyjął wyzwanie i chwile później stanął koło rudowłosej kobiety przedstawiając się i pytając, co tu robi. Okazało się, że Hope, – bo tak miała na imię, jest tutaj z przyjaciółkami i opijają urodziny jednej z nich. Kale w końcu po rozmowie nie zaprasza jej na kolejne wyjście, ale w planach ma zamiar zrobić to, kiedy jeszcze raz będą mieli okazję się spotkać.
Co następuje na następny dzień, kiedy to lekarz wchodząc do kawiarni z regałami obłożonymi książkami „A drop of Hope” za ladą widzi swoją wczorajszą rozmówczynie. Oboje są tym zaskoczeni, mężczyzna korzysta z okazji i zaprasza Hope, a raczej Harley Hope na kolację. Myślicie, że się zgodzi?
A skąd.
Kale jedzie do pracy z „opuszczonym ogonem”, bo dostał kosza.
Po wielu ponownych spotkaniach Hope zgadza się na wyjście na jedną kolację i nic więcej.
Budowana przez nich relacja zostaje jednak zburzona, kiedy wchodząc do pacjenta – Evana chłopca, który miał przeszczepione serce sześć dni po porodzie widzi Harley Hope Masterson, podająca się za jego matkę.
Okazuje się, że Hope ma także swoją druga stronę. Męża i dziecko, ale Dane Gentry niekoniecznie jest wzorowym partnerem i ojcem.
Są w separacji, a syna nie akceptuje przez jego chorobę, mimo to stara się uprzykrzyć życie kobiecie i zabrać jej Evana.
Kale zostaje wciągnięty w zawirowania życiowe kobiety, którą poznał przypadkiem i w której się zakochał.
Z wzajemnością.
“For every heart broken, one was mended.
For every life lost, there was one to be saved.”
Zanim stwierdzicie, że jest to kolejna książka o miłości, seksie i trójkącie musze Was uprzedzić, jak bardzo się mylicie.
Hope żyje w ciągłym strachu przed mężem, z którym jest w separacji i który nie chce dać jej rozwodu. Jej syn jest poważnie chory, przez operacje na otwartym sercu jak był noworodkiem i nie słyszy. Kale pojawia się nagle i chce pokazać jej, na co zasługuje, czyli miłość i uczucie, a kobieta myśli jedynie o swoim dziecku, które potrzebuje jej pomocy. I tak naprawdę w tym wszystkim to właśnie Evan jest postacią, która dotknęła mnie do cna. Pominęłam rozterki Kale’a z przeszłości, aczkolwiek miały one duży wpływ na jego dotychczasowe życie, pominęłam trudności życiowe Hope, które także są bardzo ważne, aby napisać Wam tutaj, że nawet, jeżeli ta książka jest romansem, to jest to bardzo trudny romans. Owszem, miłość między dwojgiem głównych bohaterów rozwija się w wolnym, subtelnym tempie, co przyjemnie się czyta, ale tak naprawdę „Follow me back” mówi o codziennej walce o dziecko, o rozwód i codziennym strachu o zabranie praw rodzicielskich.
Dane jest mężczyzną, którego znienawidziłam już na samym początku, a z każdym kolejnym pojawieniem się jego osoby w historii włosy jeżyły mi się na karku. Jako ojciec Evana, gdy tylko dowiedział się o chorobie swojego syna odciął się od niego spisując dziecko na straty i stwierdził, że mogą sobie zrobić z Hope nowe, zamiast walczyć o chłopca. Jako osoba zarejestrowana do dawców organów dostawałam istnej kurwicy ( za przeproszeniem ) jak czytałam fragmenty Dane’a.
Jeszcze żadna książka nie doprowadziła mnie do takiej wściekłości jak „Follow me back”, ale oczywiście zaliczam to na ogromny plus, bo przecież po to czytam książki, – aby je poczuć.
Dane jest postacią, która wywołuje skrajne emocje i tylko jego syn Evan, jest w stanie te emocje ustabilizować. Możecie mi wierzyć na słowo.
Hope i Kale są postaciami, jakie możemy spotkać w każdym innym romansie i ich historia także jest normalna (ot, taka zwykła). Nie będę się tu nad nią rozpisywać, napisze Wam tylko, że mimo trudności i kłód pod nogami ich kiełkujące uczucie staje się coraz mocniejsze.
“So content and free.
My spirit thrashed.
That feeling settled over me.
Because it was true.
I was totally and completely… lovestruck.”
„Follow me Back” jest kolejnym tomem z serii, jak pisałam na początku. Nie miałam okazji czytać „Show me the Way”, ale po przeczytaniu opisu na GR okazało się, że jest to historia jednych z przyjaciół Kale’a. Także nic nie straciłam, a książkę i tak nadrobię.
Końcem końców moje pierwsze spotkanie z A.L. Jackson okazało się… szokujące.
Szykowałam się na romans pełen namiętności między dwojgiem bohaterów. Otrzymałam zaś romans z nawiązką i to ogromną nawiązką. Nie spodziewałam się poruszenia tematu przeszczepów, zapaści serca, ani walki o prawa rodzicielskie i rozwód.
Muszę jednak napisać, że wyszło. Nieziemsko.
Jeżeli tylko czytacie książki po angielsku to piątego lutego będziecie mieć nową pozycję do poczytania. Jeżeli nie czytacie po angielsku, pozostaje liczyć, że jakieś wydawnictwo w Polsce wyda tę pozycję jak i całą serię. Zdecydowanie warto.
„Follow me back” to udana samodzielna historia bohaterów, którzy mierzą się ze swoją przeszłością, problemami i trudnościami, jakie stawia im życie, ale tez każdego dnia, coraz bardziej pragną samych siebie, aż udaje im się wygrać.
I na koniec mam dla Was słowo od autorki:
I na koniec mam dla Was słowo od autorki:
Oraz jego tłumaczenie wykonane przez moją skromną osobę:
„To niesamowite
uczucie wiedzieć, że FOLLOW ME BACK
jest czytany na całym świecie, a twoje (moje, wasze jak przeczytacie)
wsparcie wiele dla mnie znaczy! Dziękuję, za niesamowitych czytelników w Polsce! " A.L. Jackson
Za ksiażkę serdecznie dziękuję autorce A.L. Jackson.