„ Nikt nie będzie cię kochał tak mocno jak ja.”


Osławiona dylogia „Consolation duet” autorstwa Corinne Michaels wkroczyła też i w moje skromne łapki. Doskonale wiedziałam, jaki będzie koniec pierwszego tomu, ale nie sądziłam, że zostanie on poprowadzony w taki sposób.

Zostałam zaskoczona w pozytywny sposób! O tym za chwilę, przejdźmy do początku.

Bycie żoną komandosa NAVY SEALS nie jest łatwe. Ba! Bycie żoną żołnierza, czy obojętnie, kogo pracującego w służbach mundurowych nie jest rajem. Wiadomym jest fakt, że różne rzeczy mogą się wydarzyć, a po nich… dość często następuje rozpacz i ogromny smutek.

Natalie Gilcher nie przewidywała, że jej świat pewnego dnia zrobi zwrot o 180 stopni. Nie sądziła, że cały jej plan na życie zawali się jedną, okrutną wiadomością. Jej mąż – Aaron nie żyje, zginał od ładunku wybuchowego. Lee została wdową i samotną matką jednego dnia. 
I przestała żyć.
Jedynym cudem, który trzymał ją przy chęciach do wstawania z łóżka, była jej mała córeczka – Aarabelle, która nie zdążyła zobaczyć swojego taty. 
Kobieta popadła w odrętwienie. Czas płynął jej przez palce, a pogrzeb męża pogłębił jej smutek i zamknął wszystkie uczucia, jakie miała w szczelnej klatce. 
Wszystko zmienia się, kiedy na scenę wkracza Liam Dempsey, który jest najlepszym przyjacielem Aarona. Można by rzec „bratem po mundurze”. 
Pojawia się niespodziewanie, każdego dnia zaskakując Lee swoim zachowaniem oraz systematycznie, dzień po dniu krusząc mury, które ta wybudowała. 
Otwiera ją na świat ponownie, a w pewnym momencie otwiera ją na siebie samego.
Tylko czy powinien? 
Czy to nie wbrew męskiemu kodeksowi?

Nie można zaznać prawdziwej miłości, jeśli nie poznało się prawdziwego bólu”

Wiedziałam, że Corinne Michaels nie zawiedzie. Miałam rację. 
Zbudowała historię, która w pierwszych rozdziałach wydaje nam się trudna i smutna, ale z każdą kolejną stroną wszystko zaczyna się zmieniać na korzyść uśmiechu. 
Bohaterowie są ciekawie wykreowani, a sam pomysł na książkę także jest godny podziwu. Tak naprawdę mało, który autor ma odwagę sięgnąć po mundur w swoich książkach. Wolą milionerów w garniturach, bo tak jest łatwiej. Przecież nic złego się nie stanie jak będzie siedział za biurkiem.
Tutaj mamy komandosów, którzy są specjalnie wyszkoleni do trudnych misji, którzy idąc na rozkaz wiedzą, co może ich spotkać na miejscu i mają świadomość, że mogą nie wrócić. 
Jednak nie skupiajmy się tylko na odczuciach mężczyzn.
Przede wszystkim jest tu pokazana kreacja kobiety – Natalie, która straciła męża, mając kilkumiesięczne dziecko do opieki. Kobietę, która wraz z mężem straciła odwagę na uczucia. Kobietę w żałobie, potrzebującą wielkiej pomocy w funkcjonowaniu, jednak odrzucająca każdą wyciągniętą w jej stronę dłoń. 
Natalie długo bała się otworzyć ponownie, a Liam nie naciskał. Starał się pomału wydostać ją ze skorupy, którą się otoczyła. Potrzebowała wsparcia bezwarunkowego i to właśnie on potrafił jej to zapewnić.
Zakończenie jak pisałam na początku, było przeze mnie znane wcześniej, jednak nie do końca wiedziałam, w jakich okolicznościach się ono odbędzie. To, co otrzymałam - zwaliło mnie z nóg.

Nie ukrywam, jest to ciężki temat i bardzo cieszę się ze Corinne Michaels podjęła się wyzwania (tu bijemy brawa za odwagę). W prawdziwym świecie wiele kobiet, których mężowie byli żołnierzami i zginęli na misjach, bądź w innych wypadkach boryka się z samotnością i trudami ponownego powrotu do życia. Wprawdzie nie tylko one, bo dowolna strata bliskiej osoby jest ciężka, ale każda z nich zostaje przeżyta zupełnie inaczej. 

Wojna wydaje się miła tym, którzy jej nie doświadczyli.” 

„Consolation” jest książką o stracie, miłości, ponownym zauroczeniu i poznawaniu drugiej osoby mimo wcześniejszej znajomości od nowa. Jest opowieścią o pomocy, akceptacji i prawdzie. Wyciąga z Czytelnik każdą możliwą emocję: od smutku, przez oburzenie, po radość. Jest to pozycja pokazująca jak trudno pogodzić się ze stratą bliskiej osoby, mimo że miała ona swoje za uszami oraz jak wielka jest potrzeba posiadania kogoś, kto bez oceniania i komentowania każdego zachowania po prostu będzie. 
Siłą, wsparciem i pomocą.
„Consolation” polecam Wam serdecznie, ale pod jednym warunkiem. Upewnijcie się, że posiadacie drugi tom, aby zaraz po skończeniu pierwszego, sięgnąć po „Conviction”. Będzie Wam lżej na sercu.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com