Nie wiem jak one to robią... ale podoba mi się to.
Tak na poważnie, nie mam zielonego pojęcia, jak autorki sprawiają, że nawet jeżeli książka na pierwszych 150 stronach sprawia, że mam ochotę ją odłożyć i zapomnieć, z każdą kolejną stroną wciaga tak mocno, że odkładając pierwszy tom już szukam nowelki, aby wiedzieć co jest dalej.
Nie wiem jak, ale lubię to.
Max Monroe właśnie takie są. Są, bo to dwie tajemnicze kobiety, które tworzą szalone historie.
Max Monroe właśnie takie są. Są, bo to dwie tajemnicze kobiety, które tworzą szalone historie.
„Złapać milionera”, które przeleżało u mnie przez dłuższy czas na półce nie porwało mnie. Nie na początku. Wczoraj w nocy nastąpił przełom i tym sposobem 550 stronnicową książkę, skończyłam w jeden dzień.
Tak, dobrze czytacie.
Jeden dzień.
Do tej pory nie wiem jakim cudem.
Kline Brooks, jest właścicielem firmy o wiadomej nazwie „Brooks Media”, szacowanej na wartość 3,5 miliarda dolarów. Jednak ten przystojny biznesmen, nie jest takim za jakiego wszyscy dookoła go mają. Jest oszczędny, inteligentny, posiada humor i co najważniesze nadzwyczajne zdolności seksualne.
Georgia Cummings przypadkiem ma okazje się temu dokładniej przyjrzeć i wypróbować jego doświadcznie.
Wszystko za sprawą mamy naszego bohatera, która umawia mu parę na oficjalne spotkanie. Kobietę, której Kline nie lubi i podczas rozmowy telefonicznej wpada na genialny pomysł skłamania, iż ma już partnerkę - Georgię, którą widzi przez szybę swojego gabinetu.
Oczywiscie ona sama o tym nie wie, że idzie na bankiet ze swoim szefem.
Mało tego, pracownicy w Brooks Media nie posiadający rodziny testują nową mobilną aplikację randkową. Nie może tam zabraknąć naszych samotnych bohaterów.
„Była twarda jak skała, a jednocześnie bardziej kusząca niż sam grzech. I, Chryste,
miała poczucie humoru. Chciałem jej więcej. O wiele, wiele więcej.”
Wiecie co?
Jak czytałam „ Złapać milionera” wczoraj to chcialam Wam napisać w recenzji, że nie polecam. Słaba książka, nie wciąga, bohaterowie są płascy, a historia oklepana.
Moje podejście zmieniło się diametralnie po minięciu okolic 150 strony, kiedy to czytałam nie mogąc się oderwać, a gdy poszłam spać to w głowie chodziły mi tylko słowa „Czytaj dalej”. Tak właśnie, tak było. Nie uległam jednak i zamiast zarwać noc i wyglądać jak zombie kolejnego dnia, wyspałam się i zasiadłam na nowo z kolejną porcją energii do tej pozycji. I skończylam ją, dosłownie godzinkę temu.
„W głębi duszy wiedziałam – to on. Moja druga
połówka. Nieskończony odpowiednik mojej duszy.”
Bohaterowie okazali się sympatyczni, historia śmieszna do bólu brzucha, a styl jakim pisana jest ta książka jest swobodny i luźny (choć nie wiem, czy to nie za słabe określenie). „Złapać milionera” czyta się naprawdę szybko i z uśmiechem na ustach. Zastanawiam się, czy tylko u mnie na początku była reakcja „odrzucenia na półkę”, czy ktoś też tak miał i się przełamał podobnie jak ja, ale teraz mogę napisać, że cofam wszystko i oficjalnie odwołuje każde złe słowo na tę pozycję.
Wiecie... nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz, nie?
A autorki "Złapać milionera" wiedzą jak dobrze skończyć.
A autorki "Złapać milionera" wiedzą jak dobrze skończyć.
Do tego stopnia, że odkładając ksiażkę na półkę moj kursor myszki znalazł się na Amazonie i podjął się kupna nowelki 1,5, która dzieję się przed drugą częścią, a po pierwszej. Opowiada oczywiście dalej o Klinie i Georgii.
Recenzja będzie i mogę Wam obiecać, że szybko, bo to raptem 155 stron. Miejmy nadzieję, że Wydawnictwo Filia podejmie się wydania tych nowelek chociaż w jednym tomie. No i z namiętnością czekam na kolejną pełnowymiarową część serii Bad Boys.