Zawsze nachodzi ten czas, kiedy musimy się pożegnać z bohaterami naszej ulubionej książki, bo seria zwyczajnie się kończy. Pożegnania nie są łatwe, a K.N.Haner nie ułatwiła mi tego wydając ostatnią część „Mafijnej miłości”.
Ostatnie spotkanie z Cassandrą i Adamem sprawiło, że zrobiło mi się smutno na sercu. Sama nie wiem dlaczego. Bo więcej nie będę miała okazji przczytać o wpadkach Cass? Bo nie spotkam się z Morfeuszem w nowych sytuacjach? Hm...
[MOGĄ WYSTĄPIĆ MAŁE SPOJLERY, JEŻELI NIE CZYTAŁAŚ WCZEŚNIEJSZYCH TOMÓW TO ODPUŚĆ I WRÓĆ PONOWNIE]
Cassandra po rozstaniu się z Adamem wraca do rodzinnego domu w Toronto. Jej matka mieszka tam sama i jest zachwycona wnukiem, a relacje między nią a córką ocieplają się choć długa droga je czeka, aby osiągnęły rodzinną normalność. Dziewczyna dostaje się do nowej pracy, aby nie żyć na garnuszku mamusi i tam poznaje kolejnych facetów ( jak w całym swoim życiu – lep na mężczyzn normalnie ).
Jednak pewnego dnia okazuje się, że ich nowym klientem jest nikt inny jak sam Adam „Morfeusz” McKey. To kompilkuje całą sprawę, gdyż dziewczyna dalej ma gorące dreszcze podniecenia jak widzi jego przenikliwe lodowate spojrzenie.
Przejdźmy jednak dalej. Jak wiadomo z drugiego tomu „Koszmaru Morfeusza” Cassandra Givens była w ciąży i urodziła syna - Tommyego.
I to właśnie ten maluch, mimo że nie ma wielkich kwestii w lekturze skradł całą pozycję.
Jak ułożyło się życie Cass?
Czy wróciła do Adama?
Kim tak naprawdę jest tajemniczy Will, który z nią pracuje?
I w końcu: Co z Erosem?
Na te pytania „Przebudzenie Morfeusza” odpowiada, ale muszę dodać, że w międzyczasie w Waszych umysłach pojawią się kolejne znaki zapytania, które także zostaną rozwiązane.
Jest gorąco.
Jest ciekawie.
Jest zaskakująco.
K. N. Haner doskonale wie jak rozbudzić czytelnika. Wie jak uruchomić jego umysł i sprawić, że serce zacznie z nim współpracować. Bohaterowie, a w szczególności Cassandra, za którą nie przepadałam teraz okazała się być lwicą, która potrafi walczyć o swoje. Role się odwróciły i teraz to Adam jest tym, który się broni, a Givens jest napastnikiem. Mówią, że cicha woda brzegi rwie i mają rację. Postaci są wyraziste, ostre jak brzytwa i mocno rozwinięte.
W „Przebudzeniu Morfeusza” następuje całkowita zmiana wszystkiego, która udaje się autorce wręcz idealnie. Zdecydowanie mogę napisać, iż trzecia część „Mafijnej miłości” jest najlepszą częścią serii ( jakbym mogła to bym dała autorce medal ). Przez pierwsze tomy poznajemy historię, nienawidzimy, bądź kochamy bohaterów, aby w ostatniej części wciagnąć się w ich opowieść na tyle głęboko, że wstawanie z łożka i robienie czegokolwiek innego jest kompletnie nieopacalne.
Ja osobiście, pochłonęłam „Przebudzenie Morfeusza” w dwa dni, zaś zakończenie czytałam 5 razy, bo nie potrafiłam uwierzyć w to co się stało i w to jak sprytnie autorka pokierowała całością książki.
Kończąc cieszę się, że zaczęłam swoją przygodę z historią Adama i Cassandry od „Koszmaru Morfeusza”, wciągnełam się wystarczająco, żeby mieć chęć nadgonienia braków z pierwszej części i poznania jak to wszystko się łączy.
„Przebudzenie Morfeusza” jest metą. Metą z przytupem, kończącą świetną trylogię. Jeżeli podobał Wam się „Koszmar...” to gwarantuje, że trzeci tom pochłoniecie z prędkością światła i nie będziecie żałować, ani jednej chwili spędzonej z tą lekturą.
PS. A jak zajrzycie na tylne skrzydełko to na samej górze zobaczycie coś, co dalej do mnie nie dociera.
[MOGĄ WYSTĄPIĆ MAŁE SPOJLERY, JEŻELI NIE CZYTAŁAŚ WCZEŚNIEJSZYCH TOMÓW TO ODPUŚĆ I WRÓĆ PONOWNIE]
Cassandra po rozstaniu się z Adamem wraca do rodzinnego domu w Toronto. Jej matka mieszka tam sama i jest zachwycona wnukiem, a relacje między nią a córką ocieplają się choć długa droga je czeka, aby osiągnęły rodzinną normalność. Dziewczyna dostaje się do nowej pracy, aby nie żyć na garnuszku mamusi i tam poznaje kolejnych facetów ( jak w całym swoim życiu – lep na mężczyzn normalnie ).
Jednak pewnego dnia okazuje się, że ich nowym klientem jest nikt inny jak sam Adam „Morfeusz” McKey. To kompilkuje całą sprawę, gdyż dziewczyna dalej ma gorące dreszcze podniecenia jak widzi jego przenikliwe lodowate spojrzenie.
Przejdźmy jednak dalej. Jak wiadomo z drugiego tomu „Koszmaru Morfeusza” Cassandra Givens była w ciąży i urodziła syna - Tommyego.
I to właśnie ten maluch, mimo że nie ma wielkich kwestii w lekturze skradł całą pozycję.
Jak ułożyło się życie Cass?
Czy wróciła do Adama?
Kim tak naprawdę jest tajemniczy Will, który z nią pracuje?
I w końcu: Co z Erosem?
Na te pytania „Przebudzenie Morfeusza” odpowiada, ale muszę dodać, że w międzyczasie w Waszych umysłach pojawią się kolejne znaki zapytania, które także zostaną rozwiązane.
Jest gorąco.
Jest ciekawie.
Jest zaskakująco.
K. N. Haner doskonale wie jak rozbudzić czytelnika. Wie jak uruchomić jego umysł i sprawić, że serce zacznie z nim współpracować. Bohaterowie, a w szczególności Cassandra, za którą nie przepadałam teraz okazała się być lwicą, która potrafi walczyć o swoje. Role się odwróciły i teraz to Adam jest tym, który się broni, a Givens jest napastnikiem. Mówią, że cicha woda brzegi rwie i mają rację. Postaci są wyraziste, ostre jak brzytwa i mocno rozwinięte.
W „Przebudzeniu Morfeusza” następuje całkowita zmiana wszystkiego, która udaje się autorce wręcz idealnie. Zdecydowanie mogę napisać, iż trzecia część „Mafijnej miłości” jest najlepszą częścią serii ( jakbym mogła to bym dała autorce medal ). Przez pierwsze tomy poznajemy historię, nienawidzimy, bądź kochamy bohaterów, aby w ostatniej części wciagnąć się w ich opowieść na tyle głęboko, że wstawanie z łożka i robienie czegokolwiek innego jest kompletnie nieopacalne.
Ja osobiście, pochłonęłam „Przebudzenie Morfeusza” w dwa dni, zaś zakończenie czytałam 5 razy, bo nie potrafiłam uwierzyć w to co się stało i w to jak sprytnie autorka pokierowała całością książki.
Kończąc cieszę się, że zaczęłam swoją przygodę z historią Adama i Cassandry od „Koszmaru Morfeusza”, wciągnełam się wystarczająco, żeby mieć chęć nadgonienia braków z pierwszej części i poznania jak to wszystko się łączy.
„Przebudzenie Morfeusza” jest metą. Metą z przytupem, kończącą świetną trylogię. Jeżeli podobał Wam się „Koszmar...” to gwarantuje, że trzeci tom pochłoniecie z prędkością światła i nie będziecie żałować, ani jednej chwili spędzonej z tą lekturą.
PS. A jak zajrzycie na tylne skrzydełko to na samej górze zobaczycie coś, co dalej do mnie nie dociera.
Za możliwość przeczytania dziękuję samej autorce.