Czekałyśmy na Braci Slater i w końcu się doczekałyśmy! W dodatku z oryginalnymi okładkami! Pozostaje tylko świętować i zasiąść do czytania.
Co te książki ze mną czynią to nie wiem po dziś dzień, a czytam od dziecka. Za każdym razem wchodzę w świat przedstawiony w pozycji tak mocno, że po skończeniu jest mi smutno i źle, że to już koniec. Seria Braci Slater to wprawdzie dopiero początek przygody, bo przed nami jeszcze wiele tomów, ale jakiś okruch serca umknął po zakończeniu pierwszych dwóch części.
Bronagh Murphy, wychowana w Irlandzkim duchu dziewczyna po śmierci rodziców wycofała się z życia towarzyskiego. Jej starsza siostra przejęła rolę opiekuna nad nią i obie mieszkają w domu rodziców. Branna pracuje oraz studiuje pielęgniarstwo, zaś Bronagh jest uczennicą odpowiednika naszego liceum. Brunetka lubi być przezroczysta niczym duch dla swoich rówieśników, a dodatkowo ma kompleks… wielkiej pupy. Zazwyczaj dzień w szkole mija jej na milczeniu, słuchaniu muzyki, bądź ozdabianiu drewna na zajęciach i wracaniu do domu, który jest dla niej bezpieczną przystanią.
Wszystko zmienia się, kiedy pewnego dnia wchodzi do klasy i zauważa, że jej ławka jest zajęta przez dwóch chłopaków. Bliźniaków, do których wszystkie dziewczyny w klasie ślą maślane oczy. Bronagh będąca wojowniczką nie ma zamiaru odpuścić nowym przybyszom i postanawia zawalczyć o swoją ławkę, co sprawia, że Dominic, będący wybuchową częścią duetu staje się jej wrogiem numer jeden.
„Odkąd
umarli moi rodzice, zamknęłam się w sobie i odgrodziłam od innych. Bałam się do
kogoś się przywiązać, a potem go stracić, dlatego wolałam z nikim się nie
przyjaźnić.”
Ciemnowłosy Slater, który nie lubi być ignorowany zaczyna robić wszystko, aby Bronagh w końcu go zauważyła. Dziewczyna jednak, jest nieugięta w swoim postanowieniu nie przywiązywania się do ludzi, którzy mogą ją zostawić. To jednak jest tylko zapalnikiem dla chłopaka, który zaczyna pragnąć nie tylko uwagi pięknej brunetki o ciętym języku, ale też jej ciała, duszy i miłości. Wszystko dookoła jest przeciwko niej, a Dominic każdego dnia kawałek po kawałku niszczy jej mur, robiąc to w sposób… niekonwencjonalny.
Jak wiadomo „kto się czubi, ten się lubi” i ich znajomość jest świetnym przykładem dla tego powiedzenia.
Co to była za lektura! Od pierwszej strony wsiąknęłam w tę książkę dosłownie i nie mogłam się odczepić. W każdej wolnej chwili czytałam, aby wiedzieć co dalej będzie w historii tej dwójki.
Bronagh pokochałam od pierwszego rozdziału. Uwielbiam tę dziewczynę. Walczy o swoje, potrafi warknąć, kiedy trzeba i jest jak tykająca bomba, która zaraz może wybuchnąć. W końcu dostałam bohaterkę, która nie jest niepełnosprawnym niewiniątkiem, które nie wie, co ze sobą począć i oddaje dowodzenie facetowi. Napiszę to dosadnie i musicie mi wybaczyć, ale… Bronagh to babka z jajami i tym sposobem staje na pierwszym miejscu bohaterek, które skradły mi serce.
„Nie wierzyłam, że czas płynie tak szybko. Czułam,
jakby minęła wieczność, odkąd Dominic pojawił się w moim życiu i wywrócił je do
góry nogami.”
Dominic jest chłopakiem, jakich mamy w innych książkach na pęczki, aczkolwiek wyróżnia się chęcią posiadania ofiary, którą jest Murhpy na własność. Nie ukrywam, że jak na początku jego zachowanie mnie drażniło tak później stwierdziłam, że skoro taki wyrósł to niech taki zostanie, bo jest w tym jakiś urok. Jego brat bliźniak – Damien wydawał mi się zdecydowanie lepszy, dopóki nie dowiedziałam się prawdy o jego przeszłości.
Warto dodać, że już tutaj mamy okazję poznać prawie wszystkie postaci z całej serii, co pobudza chęć czytania kolejnych tomów. Spotykamy się z całą 5 braci Slater, którzy są zadziwiająco różni od siebie, a jednocześnie podobni. Osobiście zaciekawił mnie najstarszy z nich, czyli Ryder i to właśnie na jego historię będę czekać najbardziej.
Nie myślcie, że mamy tutaj młodzieńczy romans ze szkolnym tłem, bo to nie ta książka. Bracia są uwikłani w większą sprawę, która okazuje się być naprawdę niebezpieczna, a cała otoczka miłości Dominica i Bronagh to wstęp do kłopotów, jakie niesie za sobą związek dwóch drapieżników.
„-Nie mogę ci obiecać, że nie umrę, bo nikt nie wie,
kiedy nadejdzie jego czas, ale nie pozwolę ci odejść tylko dlatego, że boisz
się śmierci. Śmierć jest częścią życia, skarbie, wszyscy i wszystko kiedyś w
końcu umiera. Chce być przy tobie, dopóki ten moment nie nadejdzie.”
Pierwszy tom Braci Slater jest obiecujący i niemiłosiernie wciągający. Zabiera nas w świat przystojnych (jak zawsze), urokliwych chłopaków, którzy na mrugnięcie mają dziewczyny dookoła siebie, a te na których im zależy są zimne i skryte w sobie. Jest to książka lekka, przyjemna, która zrelaksuje Was po ciężkim dniu i nie będzie potrzebne do niej nawet wino. Dodatkowo gwarantuje uśmiech podczas czytania przez całą lekturę i lepszy humor na cały kolejny dzień. Wyczekuję dnia, kiedy Wydawnictwo Kobiece ogłosi premierę kolejnych tomów tej serii, bo już wiem, że będzie to piękny dzień.