1 maja 1994 roku we Włoszech, świat stracił najlepszego kierowcę Formuły 1. Mistrza nad mistrzami – Ayrtona Sennę, człowieka pełnego sprzeczności, uporu i niesamowitej osobowości.
Mam świadomość, że osoby, które nie interesują się Formułą 1 oraz samochodami raczej nie będą wiedzieć kim był ten Brazylijczyk i co osiągnał w swoim życiu. Dlatego też, na samym początku troszkę przybliżę Wam jego postać.
Ayrton Senna został trzykrotnym mistrzem świata Formuły 1, który stawał 41 razy na najwyższym stopniu podium. Zmarł po wypadku na torze Imola we Włoszech od obrażeń głowy, chociaż nikt nie jest pewnien co było przyczyną samego wypadku.
Młody Senna pochodzil z zamożnej rodziny. Ojciec myślał, że przejmnie po nim firmę, jednak Ayrton od najmłodszych lat pokazywał, że samochody to jest coś co go interesuje. Gdy zasiadł pierwszy raz za gokartem pokazał perfekcyjną jazdę i tak w wieku 13 lat zaczął się ścigać.
Małymi krokami szedł do przodu, aż dostał się do najbardziej prestiżowych i jednocześnie najlepiej rozwiniętych technologicznie wyścigów jakimi są te w Formule 1.
To tutaj dopiero pokazał co naprawdę potrafi. Piał się w górę stawki, zmieniając stajnie kiedy tylko coś mu nie odpowiadało, a na torze zostawiał wrogów daleko za sobą. Jego żołty kask z barwami Brazylii był postrachem. Postrachem dla nowicjuszy, ale też weteranów, gdyż Ayrton ryzykował zawsze jak najwięcej kiedy prowadził bolid.
„ Nie zostałem stworzony do zajmowania drugich i trzecich miejsc –
powiedział kiedyś – Zostałem stworzony do wygrywania.”
Ayrton Senna wyróżniał się zainteresowaniem tego co dzieje się z jego bolidem u mechaników. Doradzał, wdrażał nowe pomysły, które zaświtały mu w głowie i wydawały się potrzebne, aby osiągać coraz to lepsze wyniki. Przede wszystkim jednak potrafił zespolić się z maszyną, w której siedział w jedność. Kiedy pojawiał się na torze, skupiał się na swoim zadaniu i jakby sam, niemalże stawał się bolidem.
Z drugiej jednak strony, prywatnie był to człowiek spokojny, który przekazywał ogromne sumy na dzieci w Brazylii w dzielnicach biedy dając im możliwość na edukację i rozwinięcie skrzydeł. Pokazywał, że nawet będąc w zamożnej rodzinie, bez pomocy można przebrąć przez największe bagno i osiągnąć to co sobie człowiek postanowił. Mocno wierzył w Boga i nie bał się o tym opowiadać, w przerwach, bądz podróżach czytał Biblię.
Kochał i był kochany. Nie tylko przez swoją partnerkę, ale przez miliony ludzi.
„ Dla niego największym i najważniejszym wrogiem nie była ani śmieć, ani
najgroźniejszy rywal, lecz on sam.”
Książka Richarda Williamsa pozwala nam wtopić się w historię jednego z najlepszych kierowców Formuły 1, pozwala nam poznać smak walki i upartości na torze, ale też ryzyka, które nierzadko mogło być śmiertelne, aż w końcu tak się stało. Nie jest to historia lekka, szczególnie dla fanów Formuły 1, którzy doskonale znają jego postać. Nie jest to historia dla laików świata motoryzacyjnego, gdyż specjalistyczne słownictwo może zniechęcić do dalszego czytania, a szkoda by było nie przeczytać tej pozycji.
Autor opisuje całe życie Senny, ale opowiada też o faktach wypadku i śmierci mistrza. Posuwa się do wniosków i dalszych rozważań, zostawiając Czytelnika w zadumie i we własnych myślach co lub kto mógł zawinić.
Dla fanów sportów motoryzacyjnych, a w szczególności Formuły 1 jest to zdecydowanie pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy chcą poznać lidera nad liderami i zrozumieć co ludzie widzą w wyścigach jest to ciekawa odskocznia od innych książek.
Ja jako fan Formuły 1 polecam Wam ją z całego serca.
„ Widzę jedynie przyszłość – mówił. – Przeszłość to tylko dane,
informacje do rozważenia.”
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non