„Masters of Love”
Pamiętacie jeszcze dwie pierwsze części tej trylogii? Wydawnictwo Niezwykłe postanowiło po baaardzo długim czasie wydać trzecią książkę „Masters of Love” autorstwa Leisy Rayven, która opowiada historię Tobyego i Joanny. Czy autorka trzyma poziom poprzednich dwóch lektur?
Toby Jenner to ekspert w dobieraniu ludzi w pary. Mężczyzna wymyślił aplikację randkową, która według ocen jest perfekcyjna we swataniu. Aby ją stworzyć Toby przeanalizował tysiące związków. Wydawać by się mogło, że ktoś, kto stoi za takim narzędziem, będzie wiedział wszystko, o cechach sprawiających, że ludzie mogą idealnie się ze sobą połączyć. Nic bardziej mylnego, bo aplikacja, a serce to dwie różne sprawy. Kiedy w otoczeniu Tobyego pojawia się kobieta, do której ewidentnie coś go przyciąga, aplikacja mówi, że za żadne skarby nie będą do siebie pasować i, żeby uciekał gdzie pieprz rośnie od niej. Im dalej, tym lepiej. Idąc za aplikacją, Toby uważa, że powinien sobie odopuścić tę dziewczynę. Ale...
No właśnie. Ale.
Mężczyźnie ciężko zaakceptować fakt, że Joanna spotyka się z innymi facetami, którzy według JEGO aplikacji mają większe szanse na powodzenie związku. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Toby, przy Joannie czuje się, niczym w raju. Czy mężczyzna zdecyduje się pójść za głosem serca? A może bezwzględnie uwierzy własnej aplikacji?
Mieliśmy okazję poznać Tobyego, przy okazji poparzednich tomów. Tutaj, w trzecim tomie autorka postawiła na narrację z punktu widzenia męskiego bohatera, co uważam za bardzo dobrą decyzję. Zapewne zapytacie dlaczego?
Czytanie o rozterkach Tobyego, proszenie o rady i pomoc w znajomości z Joanną, dobrze pokazują, że nie każdy facet to „macho”, który samym spojrzeniem sprawia, że każda kobieta jest jego. Toby ma duzy orzech do zgryzienia, jakim jest Joanna, ale też jego własna aplikacja, która niczego mu nie ułatwia.
Sama Joanna to postać, która zmaga się z własnymi problemami i nie ma czasu na kolejne obciążenie. Jej znajomość z Tobym rozwija się bardzo powoli, kobieta nie jest w stanie zaufać obcemu mężczyźnie. „Doktor Love” to swoisty slow burn pokazujący, że miłość wymaga pracy, oddania i cierpliwości, aby nie tylko doszła do skutku, ale też pozostała z nami na dłużej (a najlepiej na zawsze).
W „Doktor Love” Leisa Rayven skupiła się na rozwiązaniu problemów, jakie nękają naszych bohaterów. Ich relacja jest, ale nie jest wątkiem, któremu poświęcona jest większość książki. A jakby tego było mało autorka nie byłaby sobą, gdyby sytuacje, w jakie wrzuca naszych bohaterów nie wzbudzały zupełnie skrajnych emocji. Zatem uśmiech na twarzy jest tu murowany, ale też i strach.
„Doktor Love” to zamykający całą trylogię tom „Master of Love”. Cieszę się, że wydawnictwo Niezwykłe zdecydowało się skończyć tę serię, bo teraz wszystko mi się zgadza na półkach. Miło było ponownie spotkać bohaterów z poprzednich tomów, ale też razem z Joanną i Tobym przeżyć ich historię. Jest to lekki romans, pełen zabawnych sytuacji, ale też i problemów. Przede wszystkim zaś są tutaj bardzo charyzmatyczni bohaterowie, którzy nie są alfami i omegami potrafiącymi zrobić wszystko z zamkniętymi oczami, a Toby to bohater, jakich ze świecą w romansach szukać.