„Tajemnice Cierniowego Dworu” - Margaret Rogerson

 


Pamiętacie jeszcze „Magię Cierni”?


Wydawnictwo Niezwykłe szaleje w wydawaniu niedokończonych wcześniej serii. „Magia cierni” doczekała się sequela wydawanego w tamtym już roku i pyk – mamy to w Polsce. Czy autorka zapewnia dobrą rozrywkę w swojej książce drugi raz?

Życie Elizabeth Scrinvener zaczyna być spokojne u boku czarownika Nathaniela Thorna. Ale nic nie może trwać wiecznie. Powrót ich demonicznego towarzysza, Silasa, zawrócił w ich stronę uwagę wścibskich reporterów, żądnych plotek o najpotężniejszym czarowniku i bibliotekarce, która skradła mu serce.
Jakby tego było mało na Dworze Thornów, zaklęcia ochronne, rzucone aby bronić jego mieszkańców aktywują się i więżą jego mieszkańców. Pozbawieni dostępu do światła zewnętrznego Elizabeth, Nathaniel i Silas – wraz z Mercy, nową pokojówką – muszą współpracować, by odkryć działanie zaklęć, które nie powinno ich więzić, a jedynie bronić. Czas nagli, ponieważ zbliża się Bal Zimowego Przesilenia, który ma się odbyć w ich rezydencji. Zadanie nie należy do najłatwiejszych, tym bardziej, że uwagę Elizabeth przyciągają usta Nathaniela, nie zaś zaklęcia, które powinna rozwiązać.

„Magia Cierni” była świetna. Uwielbiam tę książkę. Zatem nie jest nic niezwykłego w tym, że sięgnęłam po sequel tej historii. I cóż... zawiodłam się na całej linii.
Ta książka to skok autorki na kasę i dojenie krowy, póki ta daje mleko.
Nie ma w tej pozycji nic, co sprawiłoby, że mogłaby Wam ją polecić.

Kiedy „Magia Cierni” posiadła fantastycznie i pieczołowicie budowanych bohaterów, a historia wciągała wraz z kolejnymi stronami, a tutaj... wszystko zostało zniszczone na dokładnie 152 stronach. Fabuła tego krótkiego sequela jest totalnie od czapy, bohaterowie są zupełnie inni, niż ci z pierwszej części, a grubość tej książki chyba najlepiej świadczy o tym, że autorka leci na kasę.
Ta krótki sequel? Serio?

Nie podobało mi się to. Nie ma o czym pisać. Ta książka jest totalnie bez sensu. Szczerze mówiąc, jako czytelnik, który uwielbia „Magię Cierni” stwierdzam, że „Tajemnice Cierniowego Dworu” to pozycja, po którą nie warto sięgnąć. Ja nie zamierzam. Nawet oryginalna okładka mnie do tego nie zmusi.

„Tajemnice Cierniowego Dworu” to książka zupełnie niepotrzebna. Sama „Magia Cierni” była wyjątkowa, ciekawa i wciągająca, a sequel zepsuł wszystko. Swoją drogą to zastanawiam się, czy autorka miała przyłożoną broń do głowy, kiedy pisała ten sequel, bo „na siłę” napisane to za mało powiedziane. W zasadzie to odpowiedź na pytania fanów o kolejną książkę, która jest na tyle zła, że Margaret Rogerson zasługuje na miano autorki, która tych fanów nie szanuje. „Magię Cierni” nadal polecam. „Tajemnice Cierniowego Dworu” sobie odpuśćcie.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com