Podróż do Szanghaju.
Dawno, dawno temu na Goodreads mignęła mi okładka „These Violet Delights”. Z racji smoka na okładce, po prostu dodałam ją do TBR, choć wiedziałam, że szybko się za nią nie zabiorę. Wydawnictwo Jaguar sięgnęło po Chloe Gong i właśnie tę pozycję, zatem to był znak – czas się zabrać za tę historię i zobaczyć, czy warto było dodawać ją na listę do przeczytania.
Jaka jest odpowiedź?
W migotliwym Szanghaju budzi się monstrum. Otwiera oczy w głębinach rzeki Huangpu i rozwiera szczęki, aby posmakować krwi, która sączy się do wody. Smugi czerwieni ślizgają się po ulicach miasta, oplatając je, jak układ krwionośny, aż w końcu kończą swój żywot właśnie w wodach rzeki. W 1926 roku Juliette Cai i Roma Montagow są szykowani na przydwódców dwóch zwalczających siebie gangów. Cokolwiek łączyło ich w przeszłości, zostało w niej. Teraz między tą dwójką panuje nienawiść i gorycz.
Kiedy gangsterskie porachunki zaczynają osiągać punkt kulminacyjny, w mieście panuje zaraza, a jej mieszkańcy żyją w strachu i przerażeniu o własne życie. Świadomość potwora, jaki co noc wynurza się z rzeki nie pomaga w zapanowaniu nad paniką. Śmierć zbiera obfite żniwo, zaś Juliette i Roma muszą zapomnieć o dawnych czasach i połączyc siły. Jeżeli wspólnie nie powstrzymają narastającego chaosu, miasto, którym mogliby rządzić zniknie z powierzchni ziemi.
„These Violet Delights” to pozycja, która zaczęła się z przytupem i też z takowym się zakończyła. Jednak jej środek był za bardzo rozwleczony, co sprawiło, że byłam mocno znudzona podczas lektury ciągłymi opisami i kolejnymi mało ważnymi wątkami, które nie pchały fabuły do przodu.
Niemniej jednak, twardo czytałam dalej, aby dowiedzieć się, jak pierwszy tom tej historii się skończy. Gdy popatrzę na „These Violet Delights”, jak na debiut, którym jest to wtedy książka plasuje się nieco wyżej w rankingu opowieści. Na pewno sięgnę po drugi tom, choć Chloe Gong bardziej zainteresowała mnie klimatem i pierwowzorami, jakie posłużyły do stworzenia tej historii.
Autorka pisze o nich na samym końcu, po podziekowaniach i nie ukrywam, że tutaj zostałam zainteresowana. Być może, gdybym to właśnie posłowie przeczytała na początku, całkiem inaczej odebrałabym tę pozycję.
Jest to parafraza losów Romea i Julii w azjatyckim wydaniu. Pomysł na dwa gangi w Szanghaju, które muszą połączyć siły jest naprawdę mocny i oryginalny. W zasadzie to poza tym, co napisalam wyżej o rozciągnieciu do granic możliwości środka książki, nie ma się do czego przyczepić. Czytało mi się to całkiem dobrze, choć jak pisalam dość często czułam nudę. Ale ostatnie rozdziały rozpędziły akcje do tego stopnia, że nie wiedziałam, kiedy skończyłam tę lekturę. „These Violet Delights” można nazwać ukrytym smokiem, który atakuje na samym końcu.
Mam cichą nadzieję, że drugi tom jest trochę mniej rozwleczony. Sięgnę po niego na pewno, ale zanim to zrobię na pewno upłynie sporo czasu. Nie zmienia to faktu, że debiut Chloe Gong bardzo Wam polecam, a jeżeli lubicie dużo opisów to odnajdziecie się tu, jak w domu. „These Violet Delights” to ciekawe spojrzenie na fantastykę oraz dzieło Williama Szekspira. Polecam tę podróż do Szanghaju, gdzie gangi toczą ze sobą porachunki, a potwór w głębinach czeka na dogodny moment do ataku.