Arcydzieło!
Nie wiem, czy mówiłam Wam kiedyś, że mam ogromną słabość do ośmiornic. Jeżeli tylko widzę czy to film, czy książkę, gdzie występuję ośmiornica od razu sięgam i zatapiam się w tym świecie.
I to dosłownie.
„Czego nauczyła mnie ośmiornica” to nowa premiera Netflixa, która zabiera nas w tajemniczy, morski świat, który skrywa w sobie wiele piękna... i strachu.
„Czego nauczyła mnie ośmiornica” to nowa premiera Netflixa, która zabiera nas w tajemniczy, morski świat, który skrywa w sobie wiele piękna... i strachu.
Pewnego dnia w życiu Craiga Fostera nastąpił przełom. Mężczyzna postanowił nurkować w zimnych wodach Atlantyku, aby odetchnąć i zrozumieć siebie. Pewnego dnia, przy dnie spotkał młodą ośmiornicę. Postanowił, że będzie ją codziennie odwiedzał i nagrywał jej zachowanie, aby przekonać się, czy zwierzę mu zaufa. Tym sposobem Craig spotkał nie tylko nietypowego przyjaciela, ale też przewodnika, który pokazał mu morskie tajemnice i pozwolił odkryć w sobie to, o czym w codziennym wyścigu zwanym życiem, zapominamy.
Rozsiądźcie się wygodnie i wpłyńcie w bezkres oceanu i dzikie życie jego lokatorów.
„Czego nauczyła mnie ośmiornica” to niepozorny film, który śmiało mogę określić arcydziełem.
Z początku, nie czułam się wciągnięta, kiedy Foster opowiadał o sobie, jednak gdy na ekranie pojawiła się jego nowa znajoma, wsiąknęłam w ekran i... łał, tyle emocji to dawno nie przeżyłam.
Nie jestem osobą, która ogląda dużo filmów. W zasadzie, to wiele z nich mam włączone w ramach „zapełniacza czasu”. Nie skupiam się na nich całkowicie, a jedynie patrzę jednym okiem, a drugim robię coś zupełnie innego, zazwyczaj ważniejszego. Przy „Czego nauczyła mnie ośmiornica” już sam tytuł sprawił, że rzuciłam wszystko, co miałam w rękach, a mój wzrok skupił się tylko na obrazie. Choć, jak już wspominałam na początku jest nudnawo, to pierwsze dziesięć minut jest raptem sekundą, przy ponad godzinnym filmie, który z minuty na minutę jest coraz lepszy i coraz bardziej wzruszający.
Dobra, napiszę to. Zryczałam się, jak przysłowiowy bóbr na tym filmie. Z racji tego, że jestem ekoświrem i boli mnie zanieczyszczanie środowiska, oglądając piękne głębiny i płycizny Atlantyku, czasami miałam przed oczami to, co my ludzie robimy z naszą planetą. Tutaj tego na szczęście nie ma, ale obraz plastiku w morzach wyrył się w mojej głowie wystarczająco, aby zacząć mnie nawiedzać.
Dlaczego zatem moje oczy się spociły?
Cóż... dawno, ale to naprawdę dawno nie miałam okazji oglądać filmu, który mimo że nie miał w zamiarze być intymny, po prostu jest. Tak. Relacja Craiga Fostera i młodej ośmiornicy, którą odwiedzał przez cały rok jest osobistą znajomością. Niektóre kadry sprawiały, że miałam ochotę wyciągnąć dłonie i też przytulić się do ośmiornicy. Po prostu z miłości.
Nie ma się co rozpisywać. „Czego nauczyła mnie ośmiornica” to film, który warto oglądnąć! Poza pięknymi widokami morskiego życia, mamy okazję uczestniczyć w więzi ośmiornicy i człowieka, który przywiązał się do niej bardziej, niż do ludzi, który dzięki niej odnalazł samego siebie i zrozumiał, że natura nie jest przeciwko nam. Niesamowita historia, która zawładnie Waszymi sercami i porwie w morską toń. Zdecydowanie polecam, ale serio, weźcie chusteczki. Ja nie miałam, a by się przydały.
Zdjęcia pochodzą z serwisu IMDb.