Chyba naprawdę zaczęłam gustować w literaturze dla dzieci i młodzieży.
Nic na to nie poradzę i nie zamierzam tego zmieniać, bo wydawnictwa serwują nam coraz lepsze książki, prześcigając się między sobą. Wydawnictwo Wilga proponuje nam „Malamndera” od Thomasa Taylora, którym zostałam kupiona opisem, a kiedy sięgnęłam po tę pozycję, zniknęłam na kilka godzin z życia. I ani chwili nie żałuję!
W nadmorskim miasteczku o wdzięcznej nazwie Widmowy Port trwa zima. Ta chłodna pora roku nie przyciąga turystów, którzy pragną zwiedzić miasto i zobaczyć podczas odpływu statek „Lewiatan”, niemniej w Hotelu Grand Nautilus są goście. Herbert Lemon jest pracownikiem hotelu. Jest to młody chłopiec, który został zatrudniony jako pracownik Biura Rzeczy Znalezionych Hotelu. Chłopiec z wielką starannością prowadzi księgi i dba o rzeczy, których goście zapomnieli zabrać i, które znalezione zostały przyniesione do niego.
Pewnego dnia, do jego małego biura wpada tajemnicza dziewczyna, która niszczy cały porządek, jaki Herbie sobie wypracował. A chwilę później, robi się z jej wizyty grubsza afera, ponieważ Violet poszukiwana jest przez niejakiego Bosakorękiego.
Chłopiec postanawia pomóc dziewczynie i ukrywa ją w kufrze, a kiedy sytuacja względnie się uspokaja, Violet prosi go o pomoc.
Dziewczyna chce odnaleźć swoich rodziców. Została zagubiona, a Herbie jest osobą, która odnajduje właścicieli rzeczy zagubionych. Jak widać, nie tylko rzeczy.
Kim jest Violet i co do całej tej historii ma Malamander i jego jaja?
„Malamander” to pierwszy tom fantastycznej trylogii od Thomasa Taylora. Trylogii, która nadal się tworzy. Za granicą wyszedł już drugi tom, ale trzeci dalej jest w fazie pisania.
Muszę przyznać, że historia, jaką serwuje nam Taylor jest nietuzinkowa i niebywale oryginalna, a bohaterowie są charyzmatyczni i przesympatyczni.
Herbie to chłopiec, który sam jest nieco zagubiony, pomimo tego, gdzie pracuje. Biuro Rzeczy Znalezionych powstało na potrzeby zatrudnienia Lemona i, od kiedy tylko ono funkcjonuje, on jest jego dyrektorem. Chłopiec jednak nie ma prostej pracy, bo jeden z pracowników recepcji jest wobec niego wybitnie złośliwy i nieprzyjemny. Niemniej jednak Herbie nic sobie z tego nie robi i dalej wykonuje swoją pracę.
Violet jest zwariowanym duchem. Dziewczyna śmiga po murach, dachach, oknach, jak kot, a do tego nie boi się podwędzić komuś coś, co gdzieś sobie odłożył. Pragnienie odnalezienia rodziców i poznania swojej historii jest dla niej na tyle ważne, że Violet nie patrzy na to, co może się stać w trakcie dążenia do celu.
Historia, która spotyka tę dwójkę jest nie dość, że wyjątkowa, to jeszcze fantastycznie opisana!
Thomas Taylor uruchomił zardzewiałe mechanizmy w mojej wyobraźni i podczas czytania, koła znowu zaczęły się obracać, a ja wsiąkłam w opowieść o tajemniczym stworze, który nawiedza ludzi z miasteczka. A jakby tego było mało, niektóre strony są też okraszone pięknymi rysunkami, które tylko pomagają wyobraźni lepiej pracować.
„Malamander” to lektura dla dzieci i młodzieży, chociaż osobiście mogę napisać, że bawiłam się przy niej naprawdę świetnie. Ostrzę sobie zęby na drugi tom, bo jestem ciekawa, co dalej będzie z naszymi przyjaciółmi, a tę pozycję można potraktować jako zamkniętą. Ale czy na pewno?
No cóż, o tym zdecydujecie sami, kiedy przeczytacie „Malamandera”, a być może dołączycie do grona czekających na drugą część.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Wilga.