O rany.
Długo opierałam się przed przeczytaniem „Baśnioboru”. Teraz zastanawiam się dlaczego, bo Brandon Mull wciągnął mnie w swój świat od pierwszej strony i nie mogę się doczekać, aż nadrobię zaległości i przeczytam kolejne części tej fantastycznej historii.
Kendra i Seth z racji, że ich rodzice udają się w rejs muszą przyjechać do dziadków, których przez nigdy nie mieli okazji odwiedzić. Kiedy tylko zostają z dziadkiem sam na sam, dostają całą masę przestróg, a najważniejszą z nich jest nie wchodzenie do lasu. Dzieci mają całą masę możliwości zabaw w domu, ale las jest niczym zakazany owoc, a nasi bohaterowie, a raczej Seth ulega jego przyciąganiu. To, co spotyka w lesie przeraża go wystarczająco, żeby nigdy do niego nie wracać.
Kendra szybko przekonuje się, że ogród dziadka nie jest zwykłym ogrodem. Dzieci szybko odkrywają, że dziadek jest strażnikiem Baśnioboru, w którym żyją magiczne istoty.
Szybko okazuje się, że Baśniobór, będący schronieniem dla wielu gatunków jest w ogromnym niebezpieczeństwie i tylko dzieci są w stanie powstrzymać jego zagładę przez złą wiedźmę i demona.
No naprawdę nie wiem, czemu tak długo zwlekałam z sięgnięciem po „Baśniobór”. Wydaje mi się, że zaliczenie do literatury dziecięcej mogło być dla mnie wyznacznikiem, ale nie potwierdzę tego naprawdę.
Kendra jest z rodzeństwa tą rozważną osóbką, która nie przeszkadza nikomu, tylko po prostu spędza czas u dziadków. Seth to poszukiwacz wrażeń i przygód, który łamie zasady, aby poznać rzeczy, których nie powinien poznawać.
Oboje dopełniają się idealnie i nie ukrywam, ale urzekło mnie to.
A jeszcze bardziej...
…urzekł mnie świat tej historii!
Wróżki! Wróżki! Wróżki!
O rajusiu! Sama chciałabym być całowana przez wróżki!
Brandon Mull w „Baśnioborze” zbudował wspaniały świat, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia!
Co więcej opowiem Wam historię, która spotkała mnie podczas czytania tej książki.
Była trzecia w nocy, kiedy zaczytana w „Baśnioborze”, wciągnięta w akcję siedziałam nad czytnikiem, aby poznać dalsze losy Kendry i Setha.
Nagle usłyszałam trzask, który sprawił, że podskoczyłam.
Dopiero po chwili, okazało się, że to plastikowa butelka strzeliła, bo taki miała kaprys.
To teraz wyobraźcie sobie, jak musiałam być wciągnięta w książkę, żeby podskoczyć na dźwięk strzelającej butelki.
Nie chcecie wiedzieć, jaki faceplam potem zaliczyłam, kiedy zorientowałam się, skąd był ten dźwięk, który mnie tak wystraszył.
Ale jakby co, czytanie o 3 w nocy (albo nad ranem) polecam!
„Baśniobór” to pierwszy tom serii, która zapowiada się fantastycznie! Wiele osób polecało mi wcześniej tę serię, a ja ciągle nie byłam do niej przekonana, a kiedy już zaczęłam czytać, wciągnęłam się na naprawdę fantastyczne cztery godziny! Już zacieram rączki na kolejny tom i cieszę się, że wszystkie zostały wydane, bo czekanie na kolejną część to najgorsza rzecz z możliwych! Jeżeli jeszcze nie czytaliście „Baśnioboru” to gorąco Wam go polecam!
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu