„Totalna Magia” - Alice Hoffman


Szczypta uroku nikomu jeszcze nie zaszkodziła.


Nie wiedziałam, że „Totalna Magia” od Alice Hoffman ma swoją filmową adaptację i to jeszcze z takimi chodliwymi nazwiskami, jak Kidman czy Bullock. Sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości, o co tyle szumu i muszę przyznać, że dalej nie do końca to rozumiem. 

Kiedy rodzice Sally i Gillian zginęli, dziewczynki dostały się pod opiekę do ciotek Fanny i Jet, które mieszkały przy ulicy Magnolii. Kobiety uważane były w mieście za wiedźmy, bowiem każda kobieta, która miała problem z miłością i ukochanym udawała się właśnie do ciotek, a te pomagały im, chociaż zazwyczaj, rzucanie uroków przynosiło więcej strat, niż pożytku. 
Dziewczynki z racji, że były siostrzenicami ciotek od dziecka wychowywały się w samotności. Inne dzieci zwyczajnie bały się Sally i Gillian, bo wierzyły, że siostry są w stanie rzucić na nie czar. 
Gillian pierwsza wyjechała z miasta, uciekając z domu. Chciała zacząć normalne życie, bez pokazywania na nią palcem. Sally, nieco rozsądniejsza została z ciotkami dłużej, ale kiedy na jej rodzinę spadło nieszczęście, kobieta postanowiła także zmienić miejsce zamieszkania. 
Kiedy wszystko zaczynało wychodzić na prostą i nic nie mogło się zepsuć, w domu Sally pojawiła się Gillian, która dawno zerwała z nią kontakt. 
Nie była sama... ale to co Sally zobaczyła, ani trochę jej się nie spodobało. 

„Totalna Magia” jest dziwną książką. Nie uważam jej za pozycję, która koniecznie trzeba przeczytać, ale znowuż, kiedy już się ją czyta, podczas lektury czuje się jakiś dziwny niepokój. Nie jestem człowiekiem przesądnym, ale hm... coś w „Totalnej Magii” wzbudzało mój niepokój. 

Nie ukrywam jednak, że książka Alice Hoffman to mocny średniak, jeżeli chodzi o literaturę, a co ciekawe, zauważyłam że ciężko mi się wczuć w fabułę, kiedy pisana jest ona z trzeciej osoby, czyli tak, jak tutaj. Nie czułam zafascynowania lekturą, kiedy czytałam „Totalną Magię”. 

Podoba mi się poprowadzenie wątków sióstr. Najpierw są razem, zupełnie różne od siebie, a potem ich drogi rozchodzą się i każda z nich ma swoje własne zmartwienia. Jednak gdy przychodzi co do czego, nasze bohaterki ponownie splatają swoje drogi i problemy zaczynają załatwiać razem. 
Duża rola ciotek, które końcem końców także im pomagają jest tutaj też warta uwagi. Zarówno na początku, jak i na końcu Fanny i Jet pojawiają się w książce i służą urokiem i zaklęciem naszym głównym bohaterkom. 

„Totalna Magia” nie jest pozycją o magii, a o miłości i więzach rodzinnych. To właśnie miłość jest tutaj magią, która potrafi rozwiązać wszystkie kłopoty. Chociaż fabuła rozwija się tutaj okrutnie wolno to wciąga w swój świat. Nie jest to jednak pozycja, od której nie można się oderwać. Momentami wieje nudą i to właśnie te momenty wybijały mnie z rytmu czytania, a ponowne wciągniecie się było, albo bardzo trudne, albo wręcz niemożliwe, bo jak już pisałam, nie jestem fanką pozycji, które napisane są w trzeciej osobie. 

Kiedyś się zbiorę i oglądnę filmową adaptację historii sióstr Owens. Nie wiem, czy różni się ona od książki, czy nie, ale obsada filmu jest zacna i myślę, że to „kiedyś” nadejdzie dosyć szybko. 
Czy polecam „Totalną Magię”? Myślę, że każdy kto po nią sięgnie otrzyma swoją własną przygodę. Podejrzewam, że każdy zrozumie tę pozycję inaczej i, inaczej na nią spojrzy. Zatem spróbujcie sami i koniecznie napiszcie mi co sądzicie. 

Za egzemplarz do opinii dziękuję wydawnictwu

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com