Dawno nie czytałam tak śmiesznej mangi.
Po skończeniu którejś książki z rzędu stwierdziłam, że odpocznę i zresetuję mózg. Oczywiście jak zawsze do tego potrzebne mi są mangi, które wprost relaksują moją głowę, a ta aż wzdycha z radości. „Teoria miłości” leżała na stosie i patrzyła na mnie swoją okładką i to właśnie na nią padł wybór. Ale to, co otrzymałam zresetowało mi mózg, a mój brzuch wprawiło w bóle... ze śmiechu.
FABUŁA
Kanji Yarahata miał dziwny sen. Widział całą chmarę przedstawicielek płci pięknej, niemalże roznegliżowanych, czekających na jego uwagę i domagających się prokreacji. Chłopak już miał rozpocząć z dziewczynami zabawę, kiedy otworzył oczy i zrozumiał,że to był tylko sen. Piękny, ale tylko sen. Snem nie był zaś towarzysz, który wyrósł znikąd (no... nie tak do końca) i zapytał, czy Kanji to na pewno Kanji, bo ma tu misję z takim osobnikiem.
Mistrz Aiya, bo tak na siebie woła duch przypominający tego typka od Gangnam style stwierdza, że nauczy Kanjiego, jak poderwać kobietę. Yarahata chcąc, nie chcąc otrzymał własnego trenera podrywu, który z szaraka ma uczynić playboya pełnego seksapilu. Dlaczego?
Dziadek Kanjiego stwierdził, że jeżeli ten nie znajdzie sobie prawdziwej kobiety to ród Yarahata umrze, do czego dojść nie może.
Kanji nie jest przekonany, co do tego szalonego pomysłu, ale nie ma wyjścia, bo Aiya chodzi za nim krok w krok, podnosząc spódnice kobietom i podglądając ich bieliznę, a przede wszystkim sprzedając Kanjiemu rady i teorie, które mają mu ułatwić rozkochanie w sobie dziewczyn.
Chociaż chłopak ma ochotę tylko na jedną z nich... Saki, z którą przyszło mu pracować.
OPRAWA GRAFICZNA
Piersi.
Piersi wszędzie. Już w pierwszym tomiku na początku możemy popatrzeć na kunszt rysownika mangi, a to ciągnie się dalej. I co lepsze, ani trochę mi to nie przeszkadzało. „Teoria Miłości” to romantyczno – erotyczna historia, która musi kipieć kobiecymi wdziękami. Aczkolwiek nie da się nie dostrzec przerysowania i karykatur postaci. Pierwszy tom na samym początku posiada kilka stron kolorowych, których w drugim już niestety nie ma. Niemniej okładki prezentują się znakomicie i przyciągają wzrok.
BOHATEROWIE
Sam Kanji to taka... męska szara myszka. Chłopak stresuje się w obecności obojętniej jakiej dziewczyny, poci niemiłosiernie, a język plącze mu się, niczym włosy po myciu. Przez te dwa tomiki, nie zauważyłam w nim zmian, nawet małych na playboya, także Aiya wziął sobie ciężkie zadanie do wykonania. A skoro o nim już mowa, to muszę napisać, iż Aiya i jego słynne rady i teorie podrywu nie są wcale tak błahe, jak można by myśleć. Wiele w nich prawdy i nie ukrywam, że niektóre z nich naprawdę działają na kobiety w prawdziwym życiu. To właśnie Aiya stał się moją ulubioną postacią w tej mandze, a kiedy w drugim tomiku poznajemy dziadka chłopaka i jego maniery to już totalnie idzie odpaść ze śmiechu. Była noc, kiedy czytałam tę historię i zastanawiam się, czemu sąsiedzi jeszcze do mnie nie pukają z zażaleniami „że co to za śmiechy po nocy?”.
OPINIA OGÓLNA
„Teoria miłości” to ubaw po pachy. Dwa pierwsze tomiki rozpaliły moją ciekawość na kolejne i czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg przygód Kanjiego, a przede wszystkim na dalsze rady i teorie naszego Mistrza Miłości Aiyu. Tej mandze nie brak oryginalności i humoru. Jeżeli szukacie mangi, przy której będziecie mogli się pośmiać to „Teoria miłości” jest waszym typem. Zdecydowanie polecam!
Za tomiki do opinii dziękuję wydawnictwu