Kolejna udana pozycja autorki?
Whitney G. przyzwyczaiła nas do książek pełnych humoru i ciekawych rozgrywek między zadziornymi bohaterami. „Turbulencją” rozkochała nas w sobie, a „Domniemaniem Niewinności” niektórych mocno zawiodła. Czytałam w oryginale więcej jej pozycji, a ich recenzje możecie znaleźć na blogu. Szczególnie bardzo krótkie nowelki z serii Steamy mi się podobały.
Zatem „On a Tuesday” brałam w ciemno, wiedząc że książka będzie udana.
Czy była?
No właśnie...
Grayson Connors po raz kolejny otrzymał nagrodę Super Bowl, za najlepszego rozgrywającego w footballu amerykańskim. Jego życie jest idealnie ustawione. Ma wszystko, czego pragnie, chociaż marzy o chwili spokoju. Najlepiej bez swojej agentki Anne, która ciągle jest przy nim.
Tego dnia, kiedy Grayson myślał, że będzie mógł odpocząć od kobiety, która załatwia za niego interesy, okazało się, ze Anne czeka na dole. Mężczyzna wpuścił ją do swojego domu i po rozmowie o umowach sponsorskich otrzymał od kobiety kopertę.
Zaproszenie na zjazd absolwentów.
Z osobistą notką od koleżanki swojej ex-dziewczyny, że Charlotte Taylor także ma się pojawić.
Grayson z początku nie planował pojawić się na Uniwersytecie w Pittsburgu i przemawiać do swoich starych znajomych., ale chciał wyjaśnić pewną sprawę.
Sprawę zniknięcia Charlotte z jego życia, kiedy ich związek układał się niemal idealnie.
Prawda okazała się być inna, niż każde z nich przypuszczało.
Mam mieszane uczucia, co do tej pozycji.
Zaczynałam ją z radością, która zniknęła i została zastąpiona znudzeniem, aby następnie przemęczyć się i ponownie zostać zaciekawioną.
Gdyby „On a Tuesday” nie miało raptem 180 stron to na milion procent, rzuciłabym tę pozycję i jej nie skończyła.
Z racji, że była krótka to stwierdziłam, że pomęczę się i zobaczę, jak zakończy się historia Graysona i Charlotte.
Zaskoczenia nie było. Wręcz przy ostatnim zdaniu z moich ust wydostało się westchnięcie oczywistości i ulgi, że to już koniec tej książki.
Bohaterowie są przeciętni. Nie wyróżniają się w tej historii, przez co nie podnoszą jej jakości. Sama fabuła jest tak przewidywalna i nijaka, że słownik ortograficzny byłby ciekawszy.
„On a Tuesday” to książka, która przeszła bez echa w Internecie, kiedy autorka postanowiła ją wydać. Teraz już wiem dlaczego.
Dziwi mnie jednak fakt, że autorka ma albo naprawdę świetne i wciągające książki, przy których czytelnik śmieje się do bólu brzucha, albo bardzo słabiutkie książki, które byłyby szczęśliwsze, gdyby nie ujrzały światła dziennego.
Można mieć wzloty i upadki, lepszą i gorszą wenę, ale już drugi raz odnoszę wrażenie, że Whitney G. stara się pisać na siłę, aby tylko coś wydać.
Jednak to, że „On a Tuesday” to książka, do której nie wrócę i której też nie polecam, nie oznacza, że przestanę czytać autorkę. Wręcz przeciwnie. Mam na czytniku „Sincerly, Carter”, które już wiele razy było mi polecane i to właśnie tę pozycję i krótki prolog do niej mam zamiar przeczytać w następnej kolejności. Jestem dobrej myśli, szczególnie, że tak jak pisałam zdanie temu, te pozycje są z „polecajek” osób, które są bardzo wybredne w stosunku do książek.
„On a Tuesday” możecie sobie podarować.
Whitney G. przyzwyczaiła nas do książek pełnych humoru i ciekawych rozgrywek między zadziornymi bohaterami. „Turbulencją” rozkochała nas w sobie, a „Domniemaniem Niewinności” niektórych mocno zawiodła. Czytałam w oryginale więcej jej pozycji, a ich recenzje możecie znaleźć na blogu. Szczególnie bardzo krótkie nowelki z serii Steamy mi się podobały.
Zatem „On a Tuesday” brałam w ciemno, wiedząc że książka będzie udana.
Czy była?
No właśnie...
Grayson Connors po raz kolejny otrzymał nagrodę Super Bowl, za najlepszego rozgrywającego w footballu amerykańskim. Jego życie jest idealnie ustawione. Ma wszystko, czego pragnie, chociaż marzy o chwili spokoju. Najlepiej bez swojej agentki Anne, która ciągle jest przy nim.
Tego dnia, kiedy Grayson myślał, że będzie mógł odpocząć od kobiety, która załatwia za niego interesy, okazało się, ze Anne czeka na dole. Mężczyzna wpuścił ją do swojego domu i po rozmowie o umowach sponsorskich otrzymał od kobiety kopertę.
Zaproszenie na zjazd absolwentów.
Z osobistą notką od koleżanki swojej ex-dziewczyny, że Charlotte Taylor także ma się pojawić.
Grayson z początku nie planował pojawić się na Uniwersytecie w Pittsburgu i przemawiać do swoich starych znajomych., ale chciał wyjaśnić pewną sprawę.
Sprawę zniknięcia Charlotte z jego życia, kiedy ich związek układał się niemal idealnie.
Prawda okazała się być inna, niż każde z nich przypuszczało.
Mam mieszane uczucia, co do tej pozycji.
Zaczynałam ją z radością, która zniknęła i została zastąpiona znudzeniem, aby następnie przemęczyć się i ponownie zostać zaciekawioną.
Gdyby „On a Tuesday” nie miało raptem 180 stron to na milion procent, rzuciłabym tę pozycję i jej nie skończyła.
Z racji, że była krótka to stwierdziłam, że pomęczę się i zobaczę, jak zakończy się historia Graysona i Charlotte.
Zaskoczenia nie było. Wręcz przy ostatnim zdaniu z moich ust wydostało się westchnięcie oczywistości i ulgi, że to już koniec tej książki.
Bohaterowie są przeciętni. Nie wyróżniają się w tej historii, przez co nie podnoszą jej jakości. Sama fabuła jest tak przewidywalna i nijaka, że słownik ortograficzny byłby ciekawszy.
„On a Tuesday” to książka, która przeszła bez echa w Internecie, kiedy autorka postanowiła ją wydać. Teraz już wiem dlaczego.
Dziwi mnie jednak fakt, że autorka ma albo naprawdę świetne i wciągające książki, przy których czytelnik śmieje się do bólu brzucha, albo bardzo słabiutkie książki, które byłyby szczęśliwsze, gdyby nie ujrzały światła dziennego.
Można mieć wzloty i upadki, lepszą i gorszą wenę, ale już drugi raz odnoszę wrażenie, że Whitney G. stara się pisać na siłę, aby tylko coś wydać.
Jednak to, że „On a Tuesday” to książka, do której nie wrócę i której też nie polecam, nie oznacza, że przestanę czytać autorkę. Wręcz przeciwnie. Mam na czytniku „Sincerly, Carter”, które już wiele razy było mi polecane i to właśnie tę pozycję i krótki prolog do niej mam zamiar przeczytać w następnej kolejności. Jestem dobrej myśli, szczególnie, że tak jak pisałam zdanie temu, te pozycje są z „polecajek” osób, które są bardzo wybredne w stosunku do książek.
„On a Tuesday” możecie sobie podarować.