Chłopiec z gitarą.
Leigh Shen nie od dzisiaj gości u mnie na blogu, co zresztą doskonale wiecie. Tym razem wydawnictwo Edipresse zdecydowało się wydać pojedynczą historię od Shen, którą jest „Odcień północy”. Chociaż pamiętałam mniej więcej, o czym jest ta książka to skusiłam się i przeczytałam ją jeszcze raz po polsku. Co z tego wyszło?
Indigo Bellamy nigdy nie chciała parać się pracą, która będzie wbrew jej zasadom. A już na pewno nie pisała się na niańczenie brytyjskiej gwiazdy rocka, mężczyzny z oczami o kolorze whiskey i notorycznemu łamaczowi serc. Widząc pieniądze, które mogą pomóc jej bratankowi wyzdrowieć i postawić na nogi całą rodzinę jej brata, który po śmierci ich rodziców zaczął się staczać każdego dnia coraz bardziej w alkoholizm, Indie postanowiła spróbować. Utwierdziła się w przekonaniu, że nie może być tak źle i wytrzyma trzy miesiące z Alexem Winslowem, który wychodzi z nałogu narkotykowego i alkoholowego.
Kiedy jednak pierwszy raz widzi Alexa ma wrażenie, że trasa koncertowa po całym świecie i trzy miesiące spędzone w towarzystwie zespołu i ich wokalisty, mogą okazać się katorgą.
Nie tylko przez Winslowa i jego humorki.
Alex bierze to, czego pragnie bez pytania.
Tym razem jest to Indigo.
Jej ciało, serce i dusza.
„Z
daleka Alex Winslow wyglądał tak, jakby nic nie mogło przebić się
przez jego zbroję. Ale był artystą, a zbroja artysty jest pełna
pęknięć i dziur po kulach. Przez te miejsca wysiąkają słowa i
nuty.”
„Odcień północy” jak na L.J. Shen, która zachwyciła mnie swoją niejedną książką, uważam za słabszą pozycję od tej autorki. Porównując go do „Intrygi”, czy najnowszego „TKT”, historia Alexa i Indigo wypada blado. Mam wrażenie, że „Odcień północy” jest taką lekką „zapchajdziurą” w twórczości autorki. Już „Tyed”, które jest znacznie krótsze wydaje się być zdecydowanie lepsze.
Oczywiście nie musicie się ze mną zgadzać. Patrząc przez pryzmat wszystkich napisanych przez Shen książek, które mam za sobą ta podoba mi się najmniej. Jednak miło było po raz drugi ją przeczytać, bo autorkę jak najbardziej cenię.
Alex Winslow to takie duże dziecko. Nie zachowuje się on, jak mężczyzna, poza seksualnymi ciągotami. Ma humorki i czasami odnosiłam wrażenie, że jak nie dostanie zabawki to się zacznie wydzierać na cały sklep, że ON CHCE i koniec.
Indigo wydała mi się nijaka. Czytając tę książkę po raz drugi zauważyłam to ponownie, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałam rację już podczas pierwszego czytania. Jako bohaterka mi się nie podoba i nie polubiłam jej, chociaż poświęcenie, na które się skazała, aby pomóc bratu i bratankowi jest godne pochwały. Ale znowu nie przesadzajmy, bo przebywanie z seksownym muzykiem w trasie koncertowej, całkowicie za darmo też nie jest jakąś wielką ofiarą z jej strony. (niech podniesie rękę ta, która by nie chciała. Czekam.)
„Alex
Winslow został gwiazdą rocka przez przypadek. Widziałam to, gdy
obserwowałam, jak miota się po luksusowym hotelowym pokoju. On
tutaj nie należał. Jego miejsce to podrzędny piwniczy bar w
londyńskim zaułku, gdzie mógłby krzyczeć do mikrofonu o
antyfaszyzmie i anarchii. Gdzieś po drodze zgubił duszę.”
Cieszę się, że wydawnictwo Edipresse sięgnęło po tę autorkę i zaczęło wydawać nam jej pozycje nie omijając prawie żadnej. Mam nadzieję, że i „Sparrow” i wspomniane już „Tyed” także będzie miało okazję dotrzeć do polskich fanów.
„Odcień północy” jest przeciętny, co nie oznacza, że nie warto go czytać. Jeżeli lubicie romanse, gdzie w tle gra muzyka to „Odcień północy” powinien Wam się spodobać. Jeżeli lubicie L.J. Shen, to być może zawiedziecie się, ale nie będziecie znudzeni tą pozycją. Myślę, że jak na jednotomową historię na „Odcień północy” można się skusić.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuje wydawnictwu