Czy to aby na pewno K. Webster?
Znamy tę autorkę i jej „chore” w dobrym tego słowa znaczeniu książki. Przecież mamy na rynku jej duet z Ker Dukey, czyli „Skradzione Laleczki”. K. Webster napisała ostatnio kolejną książkę z serii „Taboo Treat”, która nosi tytuł „Enzo”.
Ale czy ten cały „Enzo” to poziom autorki?
Jenna jest młodą dziewczyną, która razem z innymi włóczy się po rodzinach zastępczych. Pod jej opiekę dostaje się malutka Cora, która kradnie Jennie serce i od tamtej pory, ta dwójka jest nierozłączna. Dziewczynek nikt nie chce przyjąć pod swój dach, a opieka społeczna ciągle zmienia im miejsca zamieszkania. Ich opiekunem zostaje Lorenzo Tauber, który pracuje jako opiekun socjalny. Enzo, sam miał ciężkie dzieciństwo, gdyż także został sierotą i włóczył się po domach zastępczych, aż trafił na osoby, które przyjęły go jak dziecko do własnego domu. Chłopak wyszedł na prostą, a teraz chce pomagać innym dzieciakom, którzy tak jak on stracili rodziców, albo były po prostu niechciane. Enzo z Jenną zaczynają zbliżać się do siebie, przy każdej kolejnej przeprowadzce dziewczyny z Corą do innego domu.
Szybko przechodzą do randek, które przecież mogą zniszczyć karierę Lorenzo.
Ale czy tylko?
„Enzo” jest dobrą pozycją do przeczytania na jeden raz. Wchodzi jak woda (albo wódka raczej) i czyta się ją naprawdę szybko i przyjemnie. Ale żeby wracać do tej pozycji, albo pisać o niej wielkie peany to już niestety niekoniecznie.
Mam problem z tą książką. Jak czytałam wiele książek K.Webster, które naprawdę były chore i działały na wyobraźnię, tak „Enzo” jest po prostu... zwyczajny.
Mamy tu historię młodszej dziewczyny i starszego chłopaka. Jest między nimi różnica wieku, która w sumie nie została podana (albo nie wychwyciłam). Wiem, że Jenna w trakcie książki kończyła osiemnaście lat. W każdym razie mamy tutaj romans z różnicą wieku między bohaterami, osadzony w nieciekawych realiach opiekuna społecznego i sieroty szukającej domu zastępczego.
Potem oczywiście dzieją się różne dziwne rzeczy i cała fabuła wywraca się do góry nogami, ale to dowiecie się jak przeczytacie.
Nie zdążyłam przyzwyczaić się do bohaterów. Powiem Wam, że przeczytałam tę książkę bardzo szybko i jakoś tak nie dałam rady polubić Enzo, czy Jenny. Są mi naprawdę obojętni.
Za duży plus uważam wkradnięcie się szeryfa McMahona, którego możecie znać z innych książek tej serii. Będzie jeszcze o nim na blogu w „Książkowych polecajkach”, ale kiedy to nie wiem.
Cieszę się, że autorka wraca do starych postaci i umieszcza w jednym świecie swoje książki. Chociaż szeryf nie spodobał mi się w „Bad Bad Bad” to jednak uśmiechnęłam się widząc jego nazwisko w tej pozycji.
„Enzo” nie wywarło na mnie żadnych wrażeń. Przeczytałam tę pozycję i w sumie to zdziwiłam się, że już się skończyła. Mam wrażenie, że K. Webster chciała umieścić dużo wątków, na małej ilości stron przez co, szybko je rozpoczynała i równie szybko kończyła. Nie wiem, czy przyniosło to pożytek książce, ale mnie nie urzekło.
Ta historia jest mi tak bardzo obojętna, jak jeszcze żadna, jeżeli mam być szczera. Lubię tę autorkę i tą pozycją na pewno się nie zniechęcę do czytania jej kolejnych książek, ale na „Enzo” jednak się zawiodłam. Dla fanów ciekawych nowej książki autorki pozycja obowiązkowa, a jeżeli wybieracie książki z rozmysłem to tę pozycję możecie sobie śmiało podarować. Weźcie inne książki tej autorki i przekonajcie się, że K. Webster pisze naprawdę dobrze.
Za ARC dziękuję autorce K. Webster