Jak świątecznie, to tylko niegrzecznie.
Z reguły nie czytam świątecznych książek. Uważam, że są one pisane na siłę, aby w okresie świątecznym, kiedy ludzie kupują prezenty i szaleją takie pozycje miały sprzedaż. W naszym kraju to już szczególnie od listopada jest napływ książek świątecznych, o dziwo, ciągle pisanych przez tych samych autorów. Po „Mikołaja na zamówienie” sięgnęłam z czystej ciekawości. Wiedziałam też, że wydawnictwo Kobiece, nie da nam bubla na święta.
Co ciekawsze, jak Jeniki Snow nie znałam wcześniej, tak Jordan Marie tak. Chociażby jej „Devil”, czy „Diesel”, które kiszą się na moim czytniku do przeczytania, są podobno świetnymi lekturami.
Jak wyszło w przypadku połączenia tych dwóch autorek w jednej książce?
Holly już dawno skończyła z mężczyznami. Po nieudanym związku kobieta nie może ponownie przekonać się do płci przeciwnej, a zbliżające się święta i ludzie, którzy są obecni dosłownie wszędzie, wcale jej w tym nie pomagają. Dziewczyna jest rozdrażniona, szczególnie że w sklepie, jedna z kobiet pędzących (po mięso) najeżdża na Holly, niszcząc jej i rajstopy i drogie szpilki. Dziewczyna siadając na ławce, wydaje z siebie westchnięcie, które zwraca uwagę nikogo innego, jak Świętego Mikołaja, za którego przebrał się Nick.
Nick nie miał w planach być ubrany w czerwony kubraczek. To ludzie, których zatrudniał są od przebierania się na święta, jednak jeden z jego ludzi zaniemógł, a miał konkretne zlecenie zajęcia się pewną rudowłosą damą i tym sposobem sam szef firmy Marzyciele musiał wystąpić jako Święty Mikołaj.
Kiedy spostrzegł na ławce rudowłosą kobietę z aktówką, od razu wiedział, że to jego zlecenie, dlatego nie bał się podejść. I choć Holly nie miała na imię, jak jego klientka to nie przeszkodziło mu zabrać ją do łóżka i rozszerzyć zakres usług, od przytulania do dzikiego seksu.
Po wszystkim, Holly jednak uciekła i czar prysł.
Ale przecież Święty Mikołaj wie, gdzie mieszkają grzeczne dziewczynki.
Te niegrzeczne też.
Dawno się tak nie uśmiałam i dawno nie czytało mi się, tak przyjemnie książki, która jest w klimatach świątecznych. Jenika Snow i Jordan Marie mają świetny humor, który połączony ze sobą, jest lepszy, niż sławna Whitney G. Nie spodziewałam się za wiele, po tej pozycji i zostałam solidnie zaskoczona.
Bohaterowie, a przede wszystkim Nick, robią w tej książce najwięcej. Może sama fabuła nie jest wybitna, a w książce są dość długie opisy seksu, ale to właśnie zadziorność i cwaniakowatość (ale ta pozytywna) Nicka – Świętego Mikołaja jest w tej pozycji najlepsza. Takiego mężczyznę z białą brodą w czerwonym płaszczyku to każda z nas chciałaby spotkać w prawdziwym życiu.
Holly wyszła dość blado, jeżeli przyrównać ją do Nicka, ale w sumie polubiłam ją, za jej upór i nieufność, która czasami przechodziła w ryzykowanie na potęgę.
„Mikołaj na zamówienie” to świąteczna książka, którą Wam polecam. Jest cienka, zatem długo Wam nie zejdzie przeczytanie jej, ale za to uśmiejecie się do bólu brzucha i łez. Idealna pozycja na krótki odpoczynek, między robieniem pierogów, a uszek do barszczu. Odrzućcie wszystkie polskie książki pisane na siłę przed świętami, a sięgnijcie po coś, co jest lepsze i bardziej niegrzeczne.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję