Też bym chciała takiego kamerdynera.
Jeżeli choć trochę interesujecie się mangami i anime to „Mroczny kamerdyner” jest Wam na pewno znany. Nawet jeżeli jesteście fanami Funko Pop to tym bardziej, mieliście okazję zobaczyć figurki z tej mangi. Przez długi czas wstrzymywałam się przed tą przygodą, bo patrząc na dwadzieścia sześć tomów (+) mój mózg zaczynał parować. Co ciekawe uwielbiane przeze mnie „Magi: The Labyrinth of Magic” ma trzydzieści sześć (jak dobrze pamiętam) tomików i wcale mnie to nie przeraża.
W każdym razie, jak się czegoś boisz, to sięgnij po to i przekonaj się, czy warto.
Sięgnęłam.
Przepadłam.
Chce więcej.
Ciel Phantomhive jest młodym (nawet bardzo) dziedzicem całego rodu, który powrócił, aby zemścić się na wszystkich zbrodniarzach, którzy zniszczyli jego dzieciństwo i zabili rodziców. Chłopiec, mimo młodego wieku jest też liczącym się biznesmenem, gdyż ma firmę, która zajmuje się wyrobami cukierniczymi i zabawkami. Mieszka w ogromnej rezydencji razem ze swoją służbą, która jest dość nieudolna. Honor pracujących dla Ciela osób ratuje, niejaki Sebastian, który jest jedynie kamerdynerem.
Jedynie... to zdecydowanie za mało powiedziane.
Sebastian w pierwszym tomie pokazuje nam się, jako idealny człowiek, szanujący swoją pracę i spełniający nawet najbardziej egzotyczne zachcianki swojego panicza. Przez pierwszy tomik możemy poznać jego postać, charakter, a także tajemnicę, jaka łączy go z młodym Phantomhivem. Poza codzienną sielanką oraz rzetelnie wypełnianymi przez Sebastiana obowiązkami, mamy też sprawę Ciela i jego służby dla brytyjskiej królowej. W Londynie rozpoczyna się rzeź prostytutek, a każdy kolejny przypadek zabójstwa, nie rożni się od poprzedniego, ani sposobem, ani wykonaniem. Ciel razem z Sebastianem zaczynają szukać winowajcy, który ukrywa się w wyższych warstwach społeczeństwa. Kamerdyner odwala tutaj znacznie większą pracę, niż młody chłopak, ale tylko dlatego, iż jego możliwości przekraczają te ludzkie. Spotykamy tutaj Madame Red, która jest ciotką Ciela i jego jedyną żyjącą krewną, a także jej kamerdynera Grella, który spisuje się na medal. Bohaterowie w trakcie poszukiwań odwiedzają też Undertakera, który pozostaje postacią nieodgadnioną, jednak jest pomocny w poszukiwaniach zabójcy prostytutek.
Kiedy okazuje się, że złapali niewinnego, myśląc ze morderstwa się zakończą, w gazecie ponownie pojawia się informacja o kolejnej ofierze.
Wtedy też, Sebastian razem z Cielem wpadają na trop sprawcy, który okazuje się być prawdziwy. Rozgrywa się bardzo długa walka między kamerdynerem i jego paniczem, a dwoma zbrodniarzami. Kiedy już udaje się zamknąć sprawę Kuby Rozpruwacza, chłopiec razem ze swoim sługą nie może odpocząć, gdyż w mieście ponownie zaczyna się źle dziać. Tym razem na ulicach zostają znalezieni powieszeni nago, do góry nogami arystokratów. Podczas swojego śledztwa bohaterowie poznają się z dwom dziwnymi osobnikami – podającym się za księcia Somę i jego sługę Agni. Obaj mężczyźni od samego początku zaczynają przysłowiowo „truć dupę” Cielowi. Kiedy Sebastian jest w stanie wytrzymać ich ciągłe wrzaski i zwracanie na siebie uwagi, tak młody chłopak musi się powstrzymywać przed rozkazem zabicia tej dwójki. Co więcej obaj bez zaproszenia wprowadzają się do wielkiej rezydencji Phantomhive i od razu zaczynają się rządzić. Sebastian będąc typową Zosią Samosią stara się zrobić wszystko na tip top sam, dziwi się widząc Agniego, który pomaga nieudolnej służbie w pracy, jaką mają wykonać.
Jednak sprawa „wiszących nago na mieście” pozostaje nierozwiązana. Wręcz przeciwnie, dopiero się rozkręca.
Nie wiem, czego się tak bałam.
Fakt, ilość tomików dalej w jakiś sposób mnie przytłacza, ale cała historia jest tak dobra, że warto się przemóc i zacząć ją czytać.
Ciel jest dość skrytym w sobie chłopcem, który za dużo w pierwszych czterech tomach nie pokazuje. Dowiadujemy się trochę o jego historii i dzieciństwie, ale mam wrażenie, że jeszcze długa droga przede mną z nim i jego wspomnieniami. Jest raczej milczący i lubiący spokój, a jak ma jechać do Londynu to jest dosłownie chory. Nie przepada za swoją narzeczoną, którą ma od dziecka, bo tak kiedyś aranżowało się małżeństwa i generalnie to marzy tylko o czytaniu książek, bądź graniu w szachy.
Sebastian jednak nie chce, aby jego panicz był ułomny i dba o jego wykształcenie, pilnując obecności chłopca na wszystkich dodatkowych zajęciach. Od szermierki przez francuski po taniec, czy malarstwo. Dużo z tych lekcji udziela mu sam kamerdyner obyty w takich sprawach.
Sam Sebastian za to skradł mi serduszko (podejrzewam, że nie tylko mi). Nie dość, że coś w nim jest, co sprawia, że jest zabójczo przystojny to jeszcze tajemnica, jaką ma razem z Cielem, podnosi efekt bycia jedną wielką niewiadomą. Gdyby mnie ktoś poprosił o pakt z takim kamerdynerem to brałabym w ciemno i nie zastanawiałabym się, ani chwili!
Ten mężczyzna potrafi dosłownie wszystko. Znaleźć zbirów, ugotować, posprzątać, zadbać o ogród, zrobić pranie. Takie chłopa to ze świecą szukać. I to jak przejmuje się swoim wyglądem, aby jego frak był wiecznie idealny jest przekomiczne i fantastyczne.
Jak ktoś z Was wie, gdzie jest kolejka po takich mężczyzn, to weźcie napiszcie. Pójdę ustawić się w kolejce.
Autorka nie zapomniała o humorze w swojej mandze. Przez mroczne sekrety i dziwne sytuacje ciągle przedziera się pan Tanaka ze swoim „ho,ho,ho”, który sprawiał, że uśmiech mi nie schodził z ust. Także inne postaci, a szczególnie służba są pełne komizmu i całą tę mangę ponoszą na wyższy level. Myślałam, że będzie kryminalnie, a dostałam komedię z lekkim kryminałem, co podoba mi się jeszcze bardziej.
Na końcu dwóch pierwszych tomów mamy krótkie scenki, które opowiadają nam o procesie powstawania mangi, ale zawierają tez lekkie jej spojlery. Oczywiście jest to, jak najbardziej oznaczone. Także nie wdepniecie na minę.
Grzbiety łączą się w piękną czarną linię z rzymskimi numerami, każdego tomiku i wyglądają niepozornie. Kiedy jednak patrzymy na obwoluty i Sebastiana na nich to sprawa przedstawia się całkiem inaczej. Kuszą, jak cholera, aby je czym prędzej przeczytać.
Mamy też kolorową stronę przed każdą mangą, gdzie jedynym akcentem jest jeden kolor, który ozdabia elementy garderoby bohaterów przedstawionych na niej. W każdym tomiku jest on inny, tak samo jak postaci, zatem można się chwilę rozkoszować, zanim zacznie się czytać mangę.
Kreska jest zwykła. Nie ziębi, ni grzeje, aczkolwiek są momenty, kiedy serce szybciej mi zabiło, szczególnie przy rysunkach Sebastiana. Jestem raczej obojętna, jeżeli chodzi o kreskę autorki. Mangę czyta się dobrze, a przecież o to w tym głównie chodzi.
„Kuroshitsuji” to moje nowe uzależnienie. Pragnę, jak najszybciej przeczytać wszystko co mamy na rynku i poznać każdą przygodę, jaką Ciel przeżywa z Sebastianem. Jestem ciekawa, co dzieje się w kolejnych tomach i mam nadzieję, że długo nie będę musiała czekać, aż się za nie zabiorę.
Zdecydowanie polecam! Nieprzeczytanie tej mangi, grozi śmiercią.
Za mangi do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu