Udany debiut?
Dostałam tę książkę od autorki i przeleżała ona przez ponad rok u mnie na półce, z racji ciągłego braku czasu ( za co autorkę szczerze przepraszam). Kiedy już dostałam chwilę oddechu stwierdziłam, że czas sięgnąć po tę pozycję i przekonać się czy warto, czytać debiuty.
Wiecie, że nie jestem przekonana do polskich autorów, a już tym bardziej do wydawnictwa Novae Res, zatem musiałam „dojrzeć”, aby przeczytać taką kombinację.
Dojrzałam, przeczytałam, a co z tego wyszło?
Życie Caroline Harrison toczyło się całkiem normalnym rytmem do czasu, aż jej ojciec został zabity. Matka dziewczyny popadła w depresję i przestała interesować się swoim oraz swojego dziecka życiem, a Calla, bo tak wszyscy na nią wołają skupiła się na nauce i przyjaciółce Anne. Pewnego dnia do ich klasy wpadają nowi uczniowie Nathaniel oraz Megan Lightowie. Szybko znajdują zainteresowanie innych uczniów. Caroline chcąc nie chcąc, także zwraca uwagę na przystojnego chłopaka, ale nie chce robić sobie żadnych nadziei.
Kilka dni później gosposia rodziny Harrison zostaje zabita w tajemniczych okolicznościach. Calla znajduje ją u siebie na podłodze, całą we krwi, jednak po sprawy, ani widu, ani słychu. Dziewczyna zaczyna się bać, a jej strach zwiększa się, kiedy zaczyna słyszeć w głowie głos. Głos osoby, który mówi jej, że o dziwnych rzeczach, związanych z demonami. Istota zostaje nazwana Darcy przez Caroline, a po dialogu, który odbywają dowiaduje się, że może pomścić śmierć swojego taty.
Zemsta jest słodka, zatem dziewczyna zgadza się na propozycję Darcy i tym oto sposobem zaczyna widzieć demony i duchy.
Ale nie tylko.
Okazuje się bowiem, że Nathaniel oraz Morgan wcale nie są zwykłymi uczniami, a istotami, które dostały misję na Ziemi.
Co więcej, Calla jest jej głównym powodem, a rola jej przyjaciółki, Anne wcale nie jest mniejsza.
Czy z racji, iż „Żądza zemsty” jest debiutem powinnam patrzeć na nią łagodniej?
Chyba nie.
Zgrywam się. Miałam okazję czytać gorsze książki, które debiutami nie były, a nie dało się ich przeczytać, bez ziewania, bądź czegoś mocniejszego w szklance.
Oczywiście Zuzanna Marciniak nie ustrzegła się błędów, ale można na nie przymknąć oko.
Zacznijmy od tego, iż książka opowiada o historii podobnej do wielu innych pozycji z gatunku fantastyki, a główna bohaterka, jak już pisałam wyżej, pragnie dokonać zemsty na zabójcy jej ojca. Problem w tym, że jak na początku książki, rzeczywiście kieruje się ona pobudkami do odwetu, tak w połowie, jej uwagę przyciąga coś innego i główny cel, odchodzi w niepamięć. Niby pojawia się on, ponownie na końcu, ale zostaje potraktowany „po macoszemu” i generalnie to nie wiadomo, o co chodzi. Mamy tutaj przygotowanie pod drugi tom, dlatego sądzę, że dopiero tam autorka postanowi pokazać zemstę Calli. Nie jest to minusem, ale nie jest to też plusem. Mogłabym napisać – remis.
Generalnie całość jest bardzo dobrze wymyślona i przedstawiona, jednakże minusem jest dla mnie język i styl, jakiego używa autorka. Największym problemem „Żądzy zemsty” są niespójne wypowiedzi bohaterów. Wielokrotnie zauważyłam sytuację, gdzie bohater wypowiada się dostojnie, poważnie, zastanawiając się nad swoim kolejnym słowem, aby następnie użyć wyrazu kompletnie „od czapy”, który w sumie nie pasuje do tego, co mówił wcześniej.
Brzmi to mniej więcej tak, jak na tym napisanym na szybko przeze mnie przykładzie:
- Jam ci jest baron, twój ojciec i zabraniam ci waćpanno tak robić!
- Kiedy ja muszę ojcze.
- To rób, ale będziesz głupią cipą.
Wiecie już, o co się czepiam?
Dużym plusem jest wykonanie pomysłu, który stał za tą książką. Konstrukcja świata jest przemyślana, a słowotwórstwo stoi na przyzwoitym poziomie. Nazwy własne pasują klimatem do świata przedstawionego, a wszystko ładnie komponuje z wątkami fantastycznymi.
Zanim przejdę do podsumowania, chciałam tylko wspomnieć o okładce.
Jest autentycznie obrzydliwa.
Nie wiem, kto dopuścił ją w takim stanie, ale gdybym zobaczyła tę książkę na półce w sklepie to nie sięgnęłabym po nią.
Mówią, żeby nie oceniać książki po okładce, ale niestety to okładka jest pierwszym obrazem, jaki widzimy, kiedy spotykamy się z nową pozycją.
Potem dopiero następuje opis, a na końcu sama treść w środku.
Okładce mówię – 3 razy NIE.
„Żądza zemsty” jest debiutem i jestem skora wybaczyć te drobne potknięcia autorce, bo jakby nie patrzeć, sama historia jest wciągająca i ciekawa. Mimo tego, nie jest to książka, którą trzeba przeczytać koniecznie. Nie. Można, jak wpadnie do ręki, ale nie będziecie płakać, jak się z nią nie zapoznacie. Na kontynuację raczej nie czekam, ale nie ma to nic wspólnego z tą pozycją. Po prostu, jak wiecie (bo wałkuję to od dawna) nie przepadam za polskimi autorami.
Za egzemplarz dziękuję autorce.