King, był Kingiem, ale Bear...
T.M. Frazier nie przepada za lekkimi książkami. Zawsze musi być brutalnie i mocno, ale przyciąga to fanów. Można by napisać, że to jej znak rozpoznawczy.
„King” i „Tyran” już dawno podbiły moje serce. „Lawless” przeczytałam po polsku, gdyż słyszałam, że książka ma dużo literówek. Osobiście znalazłam jedną, a przyjemność z czytania tej historii ponownie była bezcenna.
„-Nie
chce narkotyków. Chcę, żebyś ty był moim narkotykiem. Spraw,
żebym, zapomniała , Bear.”
Bear, czyli Abel, poznany w poprzednich tomach historii i najlepszy przyjaciel Kinga, próbuje ogarnąć swoje życie. Po oddaniu kamizelki klubowej tuła się po stanie, a jego głównymi rozrywkami są kobiety i alkohol. Mężczyzna zastanawia się co począć ze sobą i szykuje się na okrutną zemstę, gdyż nie odda klubu tak łatwo, jak wszyscy o tym myślą.
Pewnego dnia dzwoni do niego King, oświadczając, że ma u siebie dziewczynę z niemalże różowymi włosami. Wysyła mu zdjęcie poranionej i nagiej dziewczyny, która w dłoniach ściska jakiś przedmiot tak, jakby był jej jedynym ratunkiem.
Bear przybliża zdjęcie i zauważa swój pierścień, a wspomnienia ze stacji benzynowej siedem lat temu przypominają mu się ponownie z prędkością światła.
Porzuca dotychczasową rozrywkę i jedzie do Kinga, gdzie po raz kolejny widzi Thię.
Dziewczynę, która od dawna należała tylko do niego.
Dziewczynę, która ma duże kłopoty.
Tak, jak pisałam na początku, nie planowałam czytać po polsku „Lawless”, bo miałam okazję, czytać je w oryginale, ale po wielu filmikach, w których słyszałam o literówkach, które na początku jeszcze da się znosić, a potem zaczynają męczyć, stwierdziłam, że mam chwilę czasu i mogę się zabrać i za tę pozycję.
Znalazłam jedną literówkę, dlatego nie wiem co jest przyczyną tamtych skarg. Może jakaś inna partia czy coś.
Mniejsza z tym, bo tu nie o błędy chodzi, a o fabułę.
„Koniec
końców nie uleczył mnie. Nie sprawił, że zapomniałam.
Jeszcze
bardziej mnie zniszczył.”
Beara poznaliśmy już przy okazji dwóch pierwszych części. Najlepszy przyjaciel Kinga, podrywał Ray, zanim ta została kobietą tatuażysty. Od samego początku był dla mnie ciekawą postacią i z wielką chęcią sięgnęłam po niego w oryginale, bo zwyczajnie nie chciało mi się czekać na polską wersję.
Doskonale wiem, że motocykliści w książkach działają na kobiety jak magnes. Nie wiem, czy jest chociaż jedna dziewczyna, która nie lubi skóry, umięśnionego ciała, a przede wszystkim motocykla, bądź faceta siedzącego na nim. Bear jest tutaj idealnym przykładem motocyklisty, który potrafi walczyć o swoje, zabijać bez mrugnięcia okiem, a przede wszystkim ukrywać swoje własne problemy, głęboko, aby nikt nie mógł ich zobaczyć.
Thia jest jednocześnie grzeczną i niegrzeczną dziewczyną. Potrafi postawić się mężczyźnie znacznie większemu, niż ona sama, ale kiedy się ją poprosi o coś, to też posłucha.
U T.M. Frazier poza bohaterami, co jest oczywiste, lubię bohaterki. Dlaczego?
Dlatego, że nie są one niemowami, szarymi myszkami i nie dają sobą pomiatać.
Fakt, ilość wulgaryzmów w książkach autorki jest duża, aczkolwiek w „Lawless” jest ich zdecydowanie mniej, niż w „Kingu”. Mimo to, odzywki między bohaterami są brutalne i szorstkie, ale dalej czuć w nich miłość i uczucia. Podoba mi się to, że nie mamy tutaj słodkopierdzącej historii, która okraszona jest serduszkami i kwiatuszkami, tylko brutalną rzeczywistość, w którą wsiąkamy od pierwszych stron książki i zostawiamy ją za sobą, zaraz po skończeniu tej pozycji.
„Popełniłem
w życiu każdą zbrodnię, jaką można popełnić. Robiłem rzeczy,
o których normalny człowiek nigdy by nie pomyślał, a jednak nie
czułem nawet grama poczucia winy.”
„Lawless” zdecydowanie wciąga i nie pozwala się oderwać. Ciekawy pomysł na fabułę, rozwinięte postaci, umiar w scenach zbliżeń bohaterów to pierwsze kroki do napisania świetnej książki. Jednak wszystkich łagodnych i delikatnych muszę ostrzec, że to nie jest książka dla nich. Czytałam już, płacze o ilość „kurew”, albo seksu i no niestety, ale jeżeli bierze się pozycję, która jest erotykiem, a dodatkowo darkiem to trzeba mieć na uwadze, że te elementy będą na porządku dziennym.
Albo się do tego Czytelnik przekona, albo nie. Jeżeli „King” Was obrzydził, to naprawdę nie widzę sensu brania „Lawless” do rąk. Z mojej strony polecam i czekam na kolejne części (szczególnie te o Preppym), bo nie mogę się doczekać, aby zobaczyć je wszystkie na półce. PO POLSKU!