„Point of Retreat” - Colleen Hoover


Odważysz się przekroczyć nieprzekraczalną granicę?


Lubię czytać szybkie książki, kiedy jestem w podróży, bo wiem, że skończę ją, zanim dojadę do celu. Siedząc w pociągu i jadąc całą Polskę wzięłam się za drugi tom wychwalanej przez wszystkich trylogii „Slammed”. Po pierwszej części, której przeczytanie zajęło mi kilka godzin, wiedziałam, że i ta pozycja szybko się skończy. Wcale się nie myliłam, aczkolwiek historia opowiedziana w tym tomie jest zupełnie inna, niż jej poprzedniczki.

Will razem z Layken dorośli. Opiekują się młodszymi braćmi, studiują i dalej mieszkają w domkach naprzeciwko siebie. Mimo że są parą nie spieszą się ze wspólnym życiem. Chcą lepiej się poznać i sprawić, że ich pierwszy raz będzie wyjątkowy. Przy okazji, spełniają obietnicę złożoną Julii – matce Lake. Ich życie wiedzie się spokojnie i pozytywnie, ale bajka nie może przecież trwać wiecznie i pewnego dnia bańka szczęścia, jaką zbudowali pryska.
Wszystko za sprawą byłej dziewczyny Willa – Vaughn, która ponownie pojawia się w życiu młodego chłopaka i ponownie udaje jej się zamieszać. Do tego stopnia, że Lake nie potrafi Willowi wybaczyć, co więcej zaczyna się zastanawiać, czy ich związek, aby na pewno jest związkiem, a nie zauroczeniem, które w końcu kiedyś przejdzie. 
Cooper załamany biegiem wydarzeń próbuje odzyskać swoją ukochaną, przy której zaczął naprawdę żyć. 
Kiedy jego plan zaczyna przynosić rezultaty, na ich miłość ponownie spada grom. 
Grom, który tym razem może zepsuć wszystko.

Przyznam się Wam szczerze, że dalej nie rozumiem tego fenomenu Hoover. Jej książki są naprawdę ciekawe, nie brakuje w nich zwrotów akcji, ani tony słodyczy (ble), ale nie widzę w nich tej iskierki, która mogłaby je odróżnić od innych tego typu książek.
Nie zrozumcie mnie źle, cała seria „Slammed” jest miłą dla oka trylogią, ale czytałam zdecydowanie bardziej porywające książki, niż twórczość tej autorki.
Zanim na mnie naskoczycie, to owszem, wiem, że jest to jej pierwsza prawdziwa książka, która wcześniej była na wattpadzie. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeżeli są elementy zaskoczenia, to trwają one krótko, co psuje cały efekt.

Dopóki Cię nie spotkałem, nie wiedziałem, co to jest życie. Nawet nie miałem pojęcia, że w ogóle nie żyłem. Zupełnie jakbyś pojawiając się, obudziła moją duszę.

Nie przeżywałam tej pozycji tak, jak robiłam to z pierwszą. Może dlatego, że wydawała mi się być naciągana. Tak naprawdę, Hoover mogła skończyć historię Lake i Willa w jednym tomie i wydaje mi się, że byłoby to jedno z lepszych rozwiązań. 
W „Point of Retreat” narratorem jest Will i to z jego perspektywy widzimy każde wydarzenie oraz możemy dostać się do jego myśli. Wiecie, że jestem osobą, która lubi konkretnych męskich bohaterów ( najlepiej psycholi ) i czytając historię opisaną w tej pozycji z jednej strony byłam zaciekawiona, z drugiej zaś lekko znudzona.
Fragmentami poziom słodyczy podnosił się za wysoko i cała ta słodkopierdząca historia robiła się miałka. 
Kiedy zaczęło się coś dziać i naprawdę wciągnęłam się w lekturę, to autorka bardzo szybko rozwiązywała tajemniczą sytuację, a mój poziom zaciekawienia drastycznie spadał. 

Czasami w życiu zdarzają się rzeczy, których nie planujemy. Wszystko, co możesz teraz zrobić, to pogodzić się z tym i zacząć układać nowy plan."

Zdecydowanie muszę przyznać, że bohaterowie zostali rozwinięci. Dojrzeli, wydorośleli i zaczęli podejmować prawdziwe decyzje, które mają wpływ w przyszłości. Aczkolwiek, zdarzały się momenty kiedy (szczególnie) Lake robiła coś totalnie bez sensu i zachowywała się jak dziesięcioletnie dziecko. Mierzwiło mnie to przez większość książki. Will ratował poziom, bo pokazał, że jest odpowiedzialnym mężczyzną, który potrafi przyznać się do błędu i walczyć o to, co jest dla niego ważne. Jakbym miała się określić, to właśnie Will jest dla mnie jedną z lepszych postaci tego tomu.
Jedną z lepszych, gdyż najlepszą jest Kiersten. Nowa sąsiadka naszych bohaterów skradła całą książkę, razem ze swoją przebojową mamą! Obie są niebanalne, roztrzepane, ale też potrafią być szczere do bólu i doradzić w potrzebie jak nikt inny. Z uśmiechem na ustach czytałam dialogi z nimi, bo dosłownie rozśmieszały mnie do bólu brzucha.

Podsumowując „Nieprzekraczalna granica” jest pozycją dobrą, ale nie zachwycającą. Dużo się w niej dzieje, ale też dość często ma się wrażenie, że specjalnie została rozciągnięta. Pierwszy tom, zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, ale nie mówię „nie” na całą trylogię, gdyż czeka na mnie jeszcze tom ostatni „This girl”, czyli „Ta dziewczyna”. Jestem ciekawa, co tam się będzie działo, aczkolwiek domyślam się o czym będzie ta pozycja, po zakończeniu drugiego tomu. Mam tylko nadzieję, że autorka nie zrobi z tego lukrowanego tortu, bo wtedy prawie na pewno będę na „nie”. No, ale zobaczymy jak wyjdzie podczas czytania. 
Czy polecam? Myślę, że tak. Fanki autorki, będą zachwycone, zaś ci którzy chcą poznać, jak wyglądały dalsze losy Willa i Lake, raczej nie poczują się zawiedzeni, ale mogą poczuć cukier, o którym wspomniałam wyżej. Decyzję końcową pozostawiam Wam.

Miłość jest najpiękniejszą rzeczą na świecie. Niestety, jest także jedną z tych, które najtrudniej utrzymać, i jedną z tych, które najłatwiej utracić.”


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com