Trzy
dni temu pisałam o Uwikłanych „Obsesja”, dziś przybywam z recenzją ostatniego
tomu tej historii i jestem zmuszona przyznać, że to jest to, na co czekałam od
początku!
Wracając do tamtego wpisu (KLIK) narzekałam, że druga
część jest tylko przystankiem między pierwszym, a ostatnim tomem całej
historii. Narzekałam, bo nic się nie działo. Było po prostu nijako. Bez wyrazu.
Za to tutaj! W końcu mogę napisać, że Hudson długo się rozpędzał, ale jak już
osiągnał wymaganą prędkość to nie zwiódł i wygrał. Wygrał i zdobył mnie.
Zrozumiałam, dlaczego kobiety go kochają.
„Na zawsze” jest książką, po której można się dużo spodziewać i ułożyć sobie
wszystko w myślach podczas czytania, ale też uprzedzam, że moje planowanie
(dawno tego nie robiłam) zostało zrujnowane.
Związek Alyny i Hudsona wkracza na wyższy level, mieszkają razem mimo, że są ze
sobą stosunkowo krótko. Jednak Celia Werner – była narzeczona Pierce’a ciągle utrudnia
im życie. Tym razem, skupia się na dziewczynie Hudsona i chce ją zniszczyć. Chce, aby ta ponownie wróciła o swoich starych
nawyków śledzenia, z których po ciężkim boju zdążyła się wyleczyć.
Bohaterowie rozmawiają ze sobą, co spodobało mi się od razu, z racji że w końcu
skończyli załatwiać wszystkie kłótnie i nieporozumienia łóżkiem. Mimo że ich
rozmowy nie zawsze są miłe i przyjemne, ciągle powtarzają sobie, że podstawą
jest zaufanie i szczerość. Tego właśnie starają się trzymać. Choć obojgu ciężko
odkryć swoje najwieksze sekrety, udaje im się otworzyć na siebie wzajemnie w
miarę czytania lektury i czytelnik zaczyna dochodzić do wniosku, że głowne
postaci starają się zwalczyć wszystko, aby w końcu naprawdę ze sobą być.
Wyznanie Hudsona – powiedzenie prawdy Alaynie o tym, co tak naprawdę ukrywał
przez cały czas, było tak niespodziewane, że przerosło moje oczekiwania i
urojone w głowie plany. Za tak pokierowaną historię Laurelin Paige powinna
otrzymać medal. Jeszcze w żadnej książce nie spotkałam się z tak rozwiniętą
historią oraz nagłym zwrotem akcji.
Alayna oczarowała mnie na samym początku, tu rozwodzić się nie będę, jednak muszę
dopisać, że po tym tomie zyskała jeszcze więcej w moich oczach jako postać literacka,
gdyż panna Withers pokazała jak walczyć o mężczyznę swojego życia i jak
próbować pomoc mu wydostać się ze skorupy, która go otacza kiedy sprawy nie idą
po jego myśli.
Sam Hudson jak pisałam wyżej zdobył mnie. Może nie tak jak inni książkowi
mężczyźni, ale jednak wybaczyłam mu to jaki był w poprzednich tomach. Wszystko
co robił było prawdziwe, mimo że zamysł był całkiem inny. Pierce to porządny
facet. Zasługuje na wybaczenie każdego swojego występku.
Jak na literature erotyczną, nie zabrakło scen seksu i oczywiście chylę czoła
jak zawsze za naprawdę piekne, pisane z pasją zbliżenia bohaterów. Tego właśnie
oczekuję od autorów takich książek!
Uwikłani „ Na zawsze” zajeło mi trzy dni. Trzy dni kiedy nie mogłam oderwać się
od książki mając nadzieję ze moje plany co do końca historii Hudsona i Alayny
okażą się w końcu prawdziwe. Coż... nie wyszło. Nie pierwszy i nie ostatni raz,
ale nie żałuję. (będę próbować dalej!) Drugi tom mnie nie porwał, ale trzeci
polecam każdemu. Szkoda, że nie można przeskoczyć z pierwszej części do
trzeciej.
Teraz zaś wybaczcie, ale właśnie idę oddać się lekturze „Uwikłanych” widzianych
oczami Hudsona. Tak, dobrze myślicie.
Zabieram się za czwarty tom!
Laure