Nie mogąc doczekać się kolejnej części przygód Malcolma i
Rachel, postanowiłam zainwestować i tydzień pózniej miły pan listonosz
przyniósł mi paczuszkę, a w niej „Manwhore +1” Katy Evans.
Nie będę tutaj rozwodzić się nad kunsztem pisarskim autorki ( żartuję), ale po
raz kolejny muszę powtórzyć, iż Evans jest według mnie najlepsza w tym co robi,
czyli w pisaniu o miłości.
Pierwszy tom serii „Manwhore” kończy się w takim momencie, że czytelnik czuje
się rozdarty. Nie wadomo co będzie dalej, czy będzie dobrze, czy może nie?
Otwierając „+1” i czytając pierwsze
zdania wiedziałam, że wszystko wróci do normy.
No przecież nie mogłoby być inaczej prawda?
Rachel dostaje propozycje pracy u Malcolma w M4, ale stwierdza, że nie chce
żeby Saint był jej szefem skoro kiedyś byli parą.
Chociaż byli, to słowo niekoniecznie prawdziwe.
Książka opowiada o ponownym poznawaniu się głównych bohaterów, o docieraniu się
wzajemnie, Malcolm postanawia wybaczyć Rachel i chce budować ich znajomość od
nowa, ale ze starymi nawykami, bowiem nie brakuje tu opisów zbliżeń miedzy
Malcolmem i Rachel. Opisów, które są
szczegółowe, pełnowymiarowe i naprawdę namiętne. Czytając można poczuć rosnące
napięcie i atmosferę miedzy tą dwójką. Drugi tom pozwala nam się wgłębić w
relacje między nimi, a także pokazuje jaki Saint jest naprawdę. Z zimnoskórego
biznesmena, Malcolm staje się opiekuńczy i prawdziwy wobec Rachel. Stara się
dla niej, ale nie jest to jednostronne, gdyż ona pragnie odzyskać jego zaufanie
po swoim uczynku. Możemy też poznać skrawek historii z dzieciństwa Sainta,
kiedy opowiada o nim młodej dziennikarce.
Jednak nie wszystko jest takie piękne i proste jak mogłoby się wydawać, gdyż
między dwójką zakochanych w sobie ludzi pojawia się trzeci gracz.
Noel.....Saint.
„Manwhore +1” naprawdę wciąga i uzależnia! Wiem, pisze to przy każdej książce
jaka wyjdzie spod pióra Katy Evans, ale taka jest prawda. Autorka oczarowała
mnie „Real” do tego stopnia, że teraz nie zamierzam przegapić ani jednej jej
książki. Bohaterowie występujący w jej lekturach są sympatyczni, ciekawi, a
czytelnik wraz z każdym rozdziałem zaczyna wsiąkać w ich świat coraz bardziej i
bardziej. Historie pisane są przyjemnie lekko i pomysłowo, przez co nie sposób
się nudzić. Wręcz przeciwnie, akcja jest rozwijana tak precyzyjnie, że wolałam
zarwać sen i być na następny dzień zombie, niż odpuścić sobie jeszcze jeden
rozdział (...albo dwa).
Polecam calą twórczość Katy Evans, jeżeli chcecie poznać wspaniałych i barwnych mężczyzn oraz kobiety, które zrobią dla nich wszystko.
Zaś dla tych, którzy boją się czytać po angielsku bo myślą, że sobie nie
poradzą mam radę – Nie ma się co bać, a
naprawdę warto próbować. Książki w oryginale wcale nie są napisane ciężkim
słownictwem, to nasi tłumacze dość często udziwniają przy swojej pracy opisy,
przez co wydaje nam się, iż autorzy piszą cuda w swoim języku.
Laure