Idąc za ciosem po skończeniu „Manwhore +1” wzięłam do ręki trzecią
część.
Tym, że jest taka krótka.
Katy Evans na początku napisała, iż nie mogła zostawić historii Malcolma i
Rachel wraz z końcem tomu drugiego.
Nie dziwię się jej. Ja też bym nie mogła
ich tak zostawić.
„Ms Manwhore” to nowelka. Króciutka, wyjaśniająca wszystko o Lingviston i Saintcie.
W wersji angielskiej to zaledwie 150 stron.
Mało...
Za mało.
Nie mogę zdradzić za dużo, bo zostanę zjedzona przez fanki Malcolma (sama nią
jestem), które namiętnie czekają na początek 2017 roku i polskie wydanie „+1”,
ale wraz z końcem drugiego tomu, będziecie wiedziały o czym jest tom trzeci. Pewnie nawet teraz już się domyślacie
co chce wam przekazać.
Ten post bedzie krótki, ale nie dlatego, że książka jest krótka. O Malcolmie
mogłabym pisać wiersze, gdyż jego postać urzekła mnie w momencie, gdy sięgnełam
po „Manwhore”. Będzie krótka, ponieważ poza tym, że nie chce za dużo zdradzić,
nie wiem co mam napisać.
O drugiej w nocy odłożyłam ją na połkę... oczywiście ze łzami szczęscia na
policzkach i miałam pustkę w głowie. Do tej pory ją mam. Przygoda z Rachel i
Malcolmem była tak wspaniała i tak wciągająca, że teraz nie wiem co począć ze
swoim życiem.
Katy Evans wie jak stworzyć bohaterów, którzy chwytają za serce i im dłużej
czytelnik zagłębia się w ich przygody, tym bardziej pragnie poznać ich naprawdę.
Wie, jak napisać historię, która przyprawi czytelnika o łzy szczęscia. W „Ms
Manwhore” jest tak samo. To piękna opowieść, jak z bajki, kiedy dziewczyna
poznaje księcia, który jest w stanie zrobić dla niej wszystko.
Moja opinia jest typowo subiektywna. Wszystkie książki Evans oceniam zawsze na
10/10. Zawsze, bo nie mam zwyczaju układać sobie w głowie zakończenia, gdyż
pragnę czytać coraz szybciej, aby dowiedzieć się jak zostało to wymyślone. Jest
subiektywna, bo Malcolm Kyle Preston Logan Saint jest dla mnie nalepszym ciachem
książkowym, a gdybym kiedyś zrobiła
ranking to on będzie na moim pierwszym miejscu. Rachel jest za to miłą, skromną
i sympatyczną dziewczyną, która zasłużyła na takiego faceta jak Sin.
Długo mogłabym się rozpisywać na temat tej pary, a w szczególności Malcolma.
Będę trzymać kciuki, aby Wydawnictwo Kobiece zdecydowało się wydać w Polsce tą
nowelkę, bo jeżeli jej nie wydadzą, to mogę Wam obiecać, że osobiscie ją
przeczytam jeszcze raz z przyjemnością i przetłumaczę dla Was, mimo że
niekoniecznie chce się dzielić Malcolmem.
Końcem końców, ciężko mi się z nimi rozstać... ale wiem, że jeszcze nie raz do
nich wrócę i od nowa przeżyje z nimi tą wspaniałą historę.
Laure