Czekała na mnie cierpliwie, bardzo cierpliwie. Przechodziłam
koło niej wiele razy, nie mogąc się zdecydować. Czytać, czy nie czytać, a może
sięgnąć po coś innego? Jednak nadszedł ten dzień, kiedy mimo wielu pozycji na
liście sięgnełam po Nią.
Zatraciłam się.
Mowa tutaj o „Slow Burn” Kristy Bromberg. O książce, która potrafi kusić samym
staniem na połce, ale kusić tak, żeby sięgnąć po nią dopiero w odpowiednim
momencie. I zostać na dłużej.
Jak przystało na tego typu lekturę, mamy tutaj dwoje bohaterów.
Samotnych. Przyjaciela Coltona, którego znamy z poprzednich części serii Driven
– Becketta, a także przyjaciółkę Rylee – Haddie.
Autorka rzuca nas w wir erotyzmu już na samym początku. W pijacki seks, zaraz
po ślubie ich przyjaciół. Mimo, że Beckett stara się być odporny na kobiece
wdzięki, blondwłosa Haddie kusi go swoim ciałem, do tego stopnia, że meżczyna w
końcu ulega.
Tak zaczyna się ich przygoda. Przygoda o niewiązaniu się z
nikim, o braku zobowiązań,o regułach, które zostają złamane jedna za drugą.
Bromberg nie kończy na miłości i zbliżeniach. Książka ma
głębsze dno, które muszę przyznać jest dość twarde.
Już na poczatku jest wspomniane, iż siostra Haddie zmarła na nowotwór. Główna
bohaterka boi się o siebie, ale jeszcze bardziej boi się zrobić badania, aby
wykluczyć ewentualną chorobę. Widząc Daniela, męża Lex, utwierdza się w
przekonaniu, że nie zasługuje na miłość, że nie chciałaby zostawić ukochanego
mężczyzny w stanie otępienia po swojej śmierci. To skłania ją do odpychania
Becketta i jego uczuć od siebie, a zbliżenia między nimi traktuje jako „terapie
zapomnienia o problemie”. Wie, że wykorzystuje przyjaciela Coltona do swoich
uciech, ale mimo to nie potrafi przestać.
Nie potrafi odciąć się od Becketta Danielsa.
On sam zaś, kompletnie nie rozumie jej zachowania, chce
jakiś konkretów, wytłumaczenia, dlaczego jest tak a nie inaczej, jednak Haddie
jest zamkniętą w sobie osobą, która woli uciec od problemu, niż go wyjaśnić.
Chciałabym napisać co przytrafiło im się jednej nocy, jednak
nie mogę. Nie mogę, bo wtedy spalę wszystkie emocje jakie ta książka wywiera na
człowieku, który ją czyta. Nie mogę i nawet nie chce, gdyż każda osoba,
zrozumie i odczuje lekturę inaczej.
Pióro Bromberg jest lekkie, przyjemne, ale też zaskakujące.
Gdy czytelnik jest już pewny swoich racji, zawsze okazuje się, że wcale nie
jest tak jak sobie to wymyślił wcześniej. Autorka potrafi z małego ognia
zapalniczki stworzyć istny pożar uczuć, namiętność i pożądania miedzy
bohaterami. Coś co miało być przygodą na jedną noc, okazuje się miłością na
całe życie, jednak miłością niełatwą. Cieżką, wymagającą wytrwałości i silnej,
niemalże żelaznej woli. Zbliżenia opisuje zaś dokładnie, starannie i niezwykle łatwo
można sobie je wyobrazić. Jednak nie porwała mnie sama historia miłości tych
dwojga jak zdrowie Haddie. Szybko zjednała sobie moje serce i pokochałam ją
jako bohaterkę, przez co cieżej mi było czytać to co dzieje się w późniejszych
momentach książki.
Oczywiście autorka sprytnie zagrała na końcu, ponieważ od dawna nie odkładałam
lektury ze łzami w oczach. Co lepsze...pierwsze łzy były ze smutku, ale zaraz
potem zmieniły się na łzy szczęscia, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Czy polecam? Polecam jak najbardziej. Wszystkim. Nawet tym, którzy nie mieli
okazji przeczytać historii Coltona i Rylee, bo mimo, iż pojawiają sie w książce
kilkanaście razy, nie musimy wiedzieć o nich kompletnie nic.
Wystarczy dać się skusić i przygotować termos kawy na trzy dni.
Laure