„Nie odstępuj go na krok”



Dwa dni… tyle zajęło mi ogarnięcie historii przedstawionej w najnowszej książce Sarah J. Maas wydanej w naszym kraju, czyli „Dwór Skrzydeł i Zguby”. Kolejne dwa dni dochodziłam do siebie, żeby móc dla Was napisać tę recenzję.

Chociaż tak naprawdę, dalej nie wiem, co mam napisać. Były łzy, był śmiech, była złość i sympatia. Zbulwersowanie także miało okazję się pojawić. Końcem końców, sama nie wiem jak ocenić tę pozycję, ale zacznijmy od początku.

„ Zawsze sądziłem, że śmierć polega na jakimś spokojnym powrocie na łono przodków – jest słodką, choć smutną kołysanką, która poniesie mnie do tego, co nas czeka potem.”

Feyra wraca na Dwór Wiosny do Tamlina. Wraca, z własnej nieprzymuszonej woli, jednak wygląda to bardziej jak dobrowolne więzienie. Dziewczyna ma plan, który pogrzebie wroga, ratując Prythian, ale nawet najmniejszy błąd może skierować losy świata fae na ostre skały. Spotyka starych przyjaciół, którzy nie są już nimi nie są, a cały Dwór zachowuje się wobec młodej wyzwolicielki ozięble i nieufnie. Tamlin będący zakochany nie widzi tego, co Feyra robi za jego plecami. 
Nie widzi, jak sprowadza na niego zgubę.

Ciężko jest pisać recenzję książki, którą wielu z Was dopiero czyta, a inni jeszcze czekają na swój egzemplarz. Nie chce zdradzać Wam fabuły, bo nie na tym rzecz polega. Z Maas jest tak, że najlepiej samemu odkrywać świat stworzony w jej książkach, poznawać go i decydować, który bohater jest najlepszy. A tych mamy zarówno w poprzednich tomach jak i w tym naprawdę całą gamę.

Czytając „Dwór Skrzydeł i Zguby” moje uwielbienie dla Rhysana zostało na poziomie znanym mi z drugiej części. Myślałam, że będzie postacią, która wybije się ponad wszystkie inne, ale okazało się, że po prostu był. Taki sam jak zawsze. 
Na uwagę za to zasługują Azriel i Cassian. Zdecydowanie znajduję się w ich drużynie fanowskiej. Byli cichą wodą przez poprzednie tomy i dopiero w „Dworze Skrzydeł i Zguby” pokazali, na co ich stać, a wierzcie mi… jest tego naprawdę sporo. 

„Rozpostarł skrzydła, pierś poczęła mu ciężko falować, a w oczach zabłysnęły mu gwiazdy. I to właśnie – ukryta pod pożądaniem i pod pragnieniem – wypisana w tych pięknych oczach tęsknota kazała mi spojrzeć na góry wytatuowane na jego kolanach.”

Trzeci tom zaczyna się bez pośpiechu, można to nawet przyrównać do leniwca i jego życia. Akcja toczy się powoli, spokojnie, mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że fragmentami jest zwyczajnie nudno. Nie jest to może powtórka z poprzedniej wizyty Feyry na Dworze Wiosny, ale żeby było tutaj więcej ekscytacji to nie ta ma, o czym marzyć. Dopiero koło 400 strony zaczyna się konkretnie rozkręcać, a po 700 jest już istne apogeum. Zostałam porwana w to całe zamieszanie i poczułam się jakbym stała pośród nich i towarzyszyła bohaterom, aż do końca książki. (czy czytanie o 2 w nocy ma na to wpływ?).

Zabijecie mnie za to, co teraz napiszę, ale cieszę się, że Maas tym tomem zakończyła całą serię i zapowiedziała tylko nowelki. Odnoszę wrażenie, że gdyby próbowała ciągnąć tę przygodę mogłaby przesadzić i fascynacja „Dworami” byłaby tylko wspomnieniem. Mamy tutaj coś, co może nas wciągnąć, porwać, a także zostawić nienasyconym i jest to naprawdę świetne. Oczywiście cieszę się na wieść o nowelkach, gdyż w głównym wątku zostało wiele znaków zapytania, a dodatkowo chciałabym poczytać jeszcze więcej o Cassie i Azrielu. 

„Czekałbym kolejne pięćset, tysiąc lat na ciebie. A jeśli to koniec czasu, jaki dany jest nam razem… warto było.”

Powinnam chyba napisać coś o Feyrze, prawda? Coż… nie popisała się. W sumie od początku za nią nie przepadałam, ale wiecie doskonale, że rzadkością jest polubienie przez moją osobę głównej bohaterki. Mam wrażenie, że autorka dalej próbuje na siłę zrobić z niej nie wiadomo kogo, mimo że na początku była tylko człowiekiem, któremu się poszczęściło. Zostają tez wprowadzone jej siostry, które także są skierowane do wyższych celów. Nie porwało mnie jej bohaterstwo, wielka moc i w sumie byłam lekko zirytowana jej ciągłym wtykaniem nosa w każdą szparę. 

„Tylko ty możesz zdecydować, co cię złamie Wyzwolicielko. Tylko ty.”

Dodatkowo byłam ciekawa rozwiązania sytuacji z Tamlinem, który przecież z anioła stał się najgorszym diabłem, już w poprzednich częściach i muszę złożyć pokłon w stronę autorki, gdyż poradziła sobie z jego udziałem w „Dworze Skrzydeł i Zguby” zachwycająco. Przyznam, że nie miałam pomysłu, jakim sposobem mogłaby sprawić, że Książę Dworu Wiosny wróci do łask, ale po tym, co przeczytałam zdecydowanie jej się to udało.

Styl pisania, wiadomo jak u Maas, czasami trochę za dużo opisów, czasami krótkie dialogi, które niby nic nie wnoszą do całości, ale miło się je czyta. Książka wciąga i sprawia, że Czytelnik się w niej zatraca, jednak nie jest idealna, co pisałam wyżej. Ogólnie klimat został utrzymany, książka wciska w fotel podczas lektury i jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do świata fae. Dodatkowo mogę wspomnieć, że podczas czytania nabrałam ochoty na czytanie „Szklanego tronu”, który czeka na półce od dłuższego czasu. 

„Gwiazdy zamigotały, blade i nikłe nad płonącymi ogniskami. Długie godziny przyglądałam się świętującym i przysięgłabym, że dotrzymywali mi towarzystwa – moi milczący i niezłomni przyjaciele.”

Zakończenie historii jest…. sama nie wiem, niby jakieś poświecenie było i jednocześnie go nie było. To nie tak, że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie, jestem zadowolona, ale jednocześnie czuje niedosyt, bo po co najpierw wpędzać Czytelnika w smutek i szok, skoro na koniec i tak ma wyjść radość z wielkim uśmiechem na twarzy? 
Wydaje mi się, że każdy, kto przeczyta „Dwór Skrzydeł i Zguby” przyjmie zakończenie całkowicie inaczej, niż chociażby osoba siedząca obok i czytająca tę samą książkę. Ba. Nie wydaje mi się. Jestem tego pewna!

Kończąc uważam, że Sarah J. Maas wykonała kawał dobrej roboty pisząc tak, a nie inaczej ostatnią część „Dworów”. Oczywiste jest to, że co czytelnik to opinia i z czego jedni będą zachwyceni, inni uznają za słabe. Czekam na kolejną książkę z uniwersum tego świata, bo dużo zostało do wyjaśnienia, a podejrzewam, że po przeczytaniu „nowelek” pojawią się kolejne pytania. 

Wszystkim fanom twórczości tej autorki polecam serdecznie, chociaż wiem, że polecać nie muszę, bo wszyscy wyczekują premiery ze zniecierpliwieniem. Zaś tym, którzy jeszcze nie mieli okazji czytać „Dworów” proponuję spróbować i dać się porwać temu skrzydlatemu, magicznemu światu, który rozkochuje w sobie od samego początku. Zanim jednak zasiądziecie, kupcie sobie zapas wina. Na trzeźwo końcówki czytać nie polecam.

„Odnajdę cię znowu w następnym świecie… w następnym życiu. I wtedy będziemy mieli ten czas. Obiecuję.”

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu



copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com