I może stamtąd już nie wracajmy?
Kiedyś, wygrałam w jakimś konkursie książkę „Podniebny lot” autorstwa R.K. Lilley. Gdy w moje rączki trafiły dwa kolejne tomy, pierwsza część zaczęła wołać cienkim głosikiem „Weź mnie w końcu przeczytaj”.
Uległam, bo ile można trzymać nieprzeczytane książki na półce? (Driven dalej stoi)
Po opisie spodziewałam się naprawdę ciekawej, pełnej romantyzmu historii, która sprawi że moje serduszko zabije.
Dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że dostanę kopię „Grey’a” i „Crossa” w jednej pozycji?
Bianca jest długonogą, blondwłosą pięknością, która pracuje jako stewardesa w luksusowych liniach lotniczych. Wraz z nią, w każdy lot leci jej jedyny i najbliższy przyjaciel Stephan, który jest gejem (ach ten utarty schemat). Bianca jest profesjonalistką, bardzo zależy jej na pracy, gdyż musi utrzymać świeżo, co kupiony dom oraz samą siebie. Nie bierze wolnego, jeżeli naprawdę nie musi, a w dni wolne, gdy może lecieć to bez słowa sprzeciwu wskakuje w uniform stewardessy i idzie na odprawę.
W samolotach spotyka ciekawe, a także sławne osoby jednak jest uprzejma i niewzruszona.
Działa na nią jednak jeden mężczyzna, który samym swoim spojrzeniem potrafi sprawić, że na policzki dziewczyny wpełzną rumieńce.
Pan Cavendish – milioner o turkusowych oczach i perwersyjnym spojrzeniu.
Dziewczyna obsługuje Jamesa obojętnie, tak jak innych pasażerów nie dając po sobie poznać, że mężczyzna sprawia, iż miękną jej nogi. Cavendish ma jednak cel w swoich przelotach z dziewczyną. Chce ją otoczyć opieką, za którą kryje się kontrola. Ponadto pragnie ją posiąść w swój ulubiony sposób, zbudowany na relacji Uległa – Pan. Pieszczotliwe słówka oraz zachowanie James zaczyna działać na Biancę, która jako dziewica szybko ulega i staje się idealnym celem dla dominanta.
Ich znajomość zaczyna się rozwijać, każde z nich otwiera się przed drugim, opowiadając o najbardziej parszywych wydarzeniach w życiu.
Wszystko jednak zostaje zniszczone przez jedną kobietę.
Potem jest już tylko gorzej.
„Przez
chwilę siedziałam w pełnym zdumienia milczeniu, nie potrafiąc ani wyrazić
zgody, ani zaprotestować. Naprawdę tego pragnęłam, mimo że wcześniej nigdy
czegoś takiego nie rozważałam. Wiedziałam, że nic takiego nigdy by się nie
zdarzyło, gdyby nie to, że pewien miliarder nagle zaczął się obsesyjnie
interesować każdym aspektem mojego życia”
Ile tutaj jest pomysłów wziętych z innych książek to chyba nie sposób zliczyć.
Cavendish do cna przypomina Grey’a. Ma manię kontroli, potrzebuje dominować nad kobietami w sypialni, jego dzieciństwo było ciężkie jak i u Christiana, jest milionerem, gdzieś mignęło mi, że ma własny samolot i tak dalej i jeszcze więcej. Mimo tego wszystkiego, co wymieniłam wyżej to właśnie James Cavendish ratuję tę pozycję i podnosi jej poziom ponad „Greya”. Facet ma głębię oraz nie jest bezosobowy. Czytając fragmenty z nim związane dałam radę odczuć, że bohater rzeczywiście ma coś do przekazania, wszystko co robi ma sens i nie jest na pokaz.
Bianca jest zaś tak samo infantylna jak Anastazja, aczkolwiek plusem jest, że nie ma tu „wewnętrznej bogini” oraz namiętnego przygryzania dolnej wargi. Sama zmiana włosów, dodanie malarstwa w wykonaniu tej blondwłosej piękności i status stewardessy nie sprawią, że będzie ona cudowną postacią. No niestety. Irytowała mnie tak samo jak Ana. Więcej chyba dodawać nie muszę.
„-Nie jestem pewny, czy to kłamstwo, czy też po prostu
nie masz pojęcia, jak bardzo „to” może być przyjemne. Ani jak dobrze się do
tego nadajesz. Mogę ci pokazać. Gdy z tobą skończę, będę znał twoje ciało
lepiej niż ty sama i będziesz mnie błagać o więcej. „
Dużym plusem! (tak napiszę to) są sceny seksu.
Doceniam kunszt opisania szczegółowo każdej czynności, jaką Cavendish podjął podczas zbliżenia z Biancą oraz przekazanie informacji, dlaczego to zrobił i akurat w ten sposób. Zdecydowanie to właśnie opisy erotyczne podobały mi się najbardziej w tej pozycji, bo były… zwyczajnie prawdziwe. Pomijając fakt, że i James i Bianca są przecież idealnie zbudowani, wydepilowani i przygotowani do spotkania nagiego ciała z nagim ciałem.
Ogólnie „Podniebny lot” niczego nie urywa, ani nie pozostawia „książkowego kaca”. Jest to lektura do poczytania, kiedy nie trzeba skupiać się wybitnie na fabule. To jakiś buziak, to przytulasek, a to zabawy w łóżku, albo i w specjalnym pokoju, zwanym przez Jamesa „placem zabaw”. Przeczytam kolejne dwa tomy z ciekawości, bo słyszałam już, że dzieją się tam cuda. Dodatkowo z wielką chęcią, będę też sprawdzać następne tomy pod względem powtarzalności motywów z innych książek.
Ta książka nie jest zła, brakuje jej jednak pazura, który mógłby sprawić, że historia Jamesa i Bianki wciągnie mocniej. No i przede wszystkim brakuje tu własnego pomysłu autorki, bo seks BDSM można przedstawiać w naprawdę wielu wariantach, a tutaj mamy po prostu coś na kształt mocniejszego, bądź odważniejszego „Greya”.