Pages

czwartek, 27 lutego 2020

„Recydywista” - Kurt Vonnegut


No cóż.


Zawsze musi być ten pierwszy zgrzyt z autorem, które wszystkie książki chce się przeczytać. Pisałam Wam, że Vonnegut był moim odkryciem z 2019 roku i założyłam sobie, że pomału sięgnę po każdą jego książkę. Po świetnych pozycjach, których opinie możecie znaleźć na blogu nadszedł czas na „Recydywistę”, który... nie porwał mnie tak, jak myślałam, że porwie.

Walter F. Starbuck jest Amerykaninem, który w przypływie szczęścia osiągnął solidną posadę i rozwiną drogę swojej kariery. Jednak im wyżej był, tym więcej widział, a przede wszystkim tym bardziej zaczyna ulegać wpływom ideologii. Mężczyzna za udział w aferze Watergate trafił do więzienia, za bycie konspiratorem całej tej sprawy. Uczeń Harvardu, pracujący niegdyś w Białym Domu, wychodząc z więzienia zaczyna swoją opowieść o biurokratycznych absurdach, które przez wszystkie lata zdążył zauważyć. 

Muszę przyznać, że nie jestem fanką tej książki. Jeżeli ktoś, siedzi głęboko w ruchach robotniczych, sytuacji społecznej i politycznej USA, tutaj w „Recydywiście” będzie się czuł jak w domu, bowiem cała ta pozycja opowiada właśnie o tym. Nie będąc osobą, która interesuję się polityką własnego kraju, a co dopiero Stanów Zjednoczonych nie byłam w stanie czerpać radości z tej pozycji. Toteż dlatego właśnie mam zgrzyt z Vonnegutem pierwszy raz od kiedy czytam jego pozycje. 

Czy uważam „Recydywistę” za słabą pozycję? I tak i nie. 
Gdybym miała ją porównać do książek autora, które mam za sobą napisałabym, że jest najsłabszą z przeczytanych.
Ale jeżeli miałabym ocenić ją samą, bez patrzenia na wszystkie inne, które napisał, stwierdziłabym że jest mocno w jego stylu, ale trzeba się w nią dobrze wczuć, a na pewno wczytać. 

W „Recydywiście” wracamy do dobrze znanego vonnegutowskiego, a raczej czarnego i niepoprawnego humoru. Co razem z fabułą książki, którą autor rzucił w politykę okazuje się być jeszcze lepsze, niż zapewne autor planował. 

Przyznam się Wam szczerze, nie zamierzam wracać do tej książki. Nie jestem hobbystą USA i nie przepadam za polityką o czym już pisałam, a mam wrażenie, że tę pozycję zrozumieją w pełni, albo rodowici Amerykanie, albo ludzie, którzy siedzą w tym naprawdę mocno, bo po prostu to lubią. Co więcej, „Recydywista” będzie chyba najniżej ocenioną przeze mnie książka z dorobku autora, ale nie zmienia to faktu, że dalej chce przeczytać wszystkie inne napisane przez niego pozycje. 

Poniekąd zastanawiam się, jak wyglądałby mój odbiór tej pozycji, gdybym zamiast czytać świetną „Kocią Kołyskę”, czy „Śniadanie Mistrzów” najpierw sięgnęła właśnie po „Recydywistę”. Może wtedy moja ocena byłaby nieco wyższa, bo niestety braku znajomości historii USA nie zmienię. Myślę, że „Recydywistę” można przeczytać, jeżeli jest się fanem autora, ale nie jest to must read. 

Za książkę do opinii dziękuję