Pages

niedziela, 1 marca 2020

„Smartfonowe dzieciaki” - Julianna Miner


Wyobrażacie sobie życie bez telefonu?


Smartfony, tablety, laptopy – wszystko to otacza nas już wystarczająco długo, abyśmy nie mogli bez tego żyć. Nie da się ukryć, że każda z tych rzeczy jest dla nas wygodą, a producenci nie przebierają w pomysłach, aby do telefonów, które kiedyś miały tylko dzwonić, dodać jeszcze więcej bajerów i wodotrysków, abyśmy mieli wszystko pod ręką, w kieszeni. W naszym smartfonie. 
Jak w tym wszystkim się odnaleźć, a przede wszystkim jak wychować najmłodsze pokolenie w świecie, w którym technologia jest tak oczywista, jak oddychanie? 

Julianna Miner podjęła się trudnego zadania. Jej książka „Smartfonowe dzieciaki” jest pozycją, którą z początku uważałam za pseudonaukowy bełkot, jednak kiedy zaczęłam czytać tę książkę, dostrzegłam, że autorka nie tylko wie co pisze, ale też popiera to tabelkami, czy wykresami ze źródeł specjalizujących się w tym temacie. Wtedy „Smartfonowe dzieciaki” nabrały dla mnie większego sensu i z przyjemnością usiadłam do tej lektury. Zupełnie z ciekawości do tego, co autorka chciała nam przekazać, bo nie posiadając dzieci, nie mogę sprawdzić tego, czy rady Miner sprawdzają się w rzeczywistości. 

Każdy rozdział zaczyna się od historii anonimowej osoby, która opowiada, jak jej życie zmieniło się za czasów szkolnych i nie tylko, kiedy pojawiły się pierwsze telefony komórkowe, aplikacje mobilne, a technologia ruszyła ostro do przodu. Większość z tych historii nie kończy się szczęśliwie, raczej ci, którzy ją przeżyli dostali nauczkę na przyszłość, aby uważać co robić w sieci. Potem przechodzimy do tłumaczenia zasad panujących w Internecie. To właśnie teraz możemy dowiedzieć się, jak bardzo aplikacje mobilne uzależniają nas od siebie i, jak bardzo „jedzą” nasz cenny czas, a my nie jesteśmy tego w stanie zauważyć. 

Autorka w swojej książce opowiada nie tylko o uzależnieniu od technologii i mediów społecznościowych, ale też porusza temat bezpieczeństwa w sieci, przyjaźń z obcymi, których poznajemy przez internet, a nawet randek i związków nastolatków poznanych przez programy randkowe i nie tylko. Wszystko to opowiada na podstawie myślenia dzieci, które są tutaj głównym obiektem badań, ale nierzadko wspomina o dorosłych. 
Bo w końcu, jak możemy zabrać dziecku telefon, skoro sami jesteśmy w stanie patrzeć tępym wzrokiem w swój, chociaż nic konkretnego na nim nie robimy? 

Julianne Miner na końcu każdego rozdziału wymienia parę punktów, które warto przemyśleć, a być może tez i zastosować, aby nam i naszym dzieciom żyło się lepiej. Jednym z nich jest ładowanie telefonów w jednym miejscu w nocy, aby nikt przed snem nie patrzył w świecący ekran. Wspomina też o chorobach rozwijających się przez zbyt częste lub wczesne używanie telefonów. Aczkolwiek wydaje mi się to lekką przesadą. Nie można zwalać całej winy na technologię, która jest rzeczą. To my – dorośli jesteśmy odpowiedzialni za dzieci i to na ile im pozwalamy. 

„Smartfonowe dzieci” były ciekawą lekturą chociaż, jak już pisałam nie za bardzo mam na kim sprawdzić porad, które się w tej pozycji znajdują. W całym tym postępie technologicznym, który cały czas przyspiesza musimy pamiętać, że to my decydujemy ile używamy telefonu, laptopa, czy tabletu. MY. Jeżeli będziemy wpatrywać się w telefony kilkanaście godzin dziennie to będziemy mogli winić samych siebie. Technologia ma nam służyć i ułatwiać życie, a nie zaś odwrotnie. 
Zatem kończąc mam do Was pytanie: Jesteście sługami swojego smartfona, czy może to on służy Wam?

Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Bez Fikcji.