A ile kosztują twoje pocałunki?
„Cena pocałunku” od Lindy Kage, która ukazała się u nas dzięki wydawnictwu Niezwykłemu ciekawiła mnie od pierwszej zapowiedzi. Opis nie zdradzał za dużo, a okładka znacznie lepsza od oryginalnej kusiła. W końcu skusiła i mnie i sięgnęłam po tę pozycję.
Reese Randall przeniosła się na drugi koniec kraju, aby uciec przed swoim byłym chłopakiem, który okazał się być stalkerem i próbował ją zabić, aby już na zawsze była jego. Dziewczyna nie planowała przenosić się do innego miasta na wymarzone studia z wirusologii, ale była do tego zmuszona, aby móc przeżyć. Jej były, Jeremy był synem wziętego adwokata, a ojczulek prawnik wszystkie wybryki młodego załatwiał pieniędzmi, przez co Jeremy ciągle stanowił zagrożenie, dla Reese.
Reese zamieszkała u kuzynki, która zakochana w swoim chłopaku oglądała się za innymi, jakby jej własny jej nie wystarczał. Tak, wpadł jej w oko Mason, o którym krążyły niestworzone historie. Kampus twierdził, że Mason jest żigolakiem, który daje kobietom orgazmy, za pieniądze.
Randall nie chciała w to uwierzyć i postanowiła poznać jednego z przystojniejszych chłopaków na uczelni. A praca opiekunki dała jej tą możliwość szybciej, niż mogła sądzić, gdyż Reese miała opiekować się młodszą siostrą Masona – Sarah, która cierpi na dziecięce porażenie mózgowe.
Czy jednak Mason, wzięta męska dziwka będzie chciał za darmo pocałować Reese?
A jeżeli nie, to czy dziewczynę, uciekającą przed przeszłością, będzie stać, aby dotknąć swoimi ustami, ust Masona?
„Cena pocałunku” to książka, która znacznie odbiega od typowego romansu, czy NA, mimo że zalicza się do tych właśnie gatunków. Jest tutaj delikatny romans, jednak bohaterowie wstrzymują się, aby nie ruszyć dalej, gdyż Mason zwyczajnie źle się czuje, ze swoją profesją, którą jakby nie patrzeć wykonuje, aby móc utrzymać rodzinę, a Reese, boi się, że będą oboje oceniani przez pryzmat pracy Masona.
Czego zabrakło mi w tej książce, to myśli Masona. Wszystko pisane jest z perspektywy Reese i głównie to jej myśli możemy wyczytać, a Mason, który oddaje swoje ciało bogatym kobietom, znudzonym, albo niezaspokojonym przez swoich mężów jest potraktowany po macoszemu. Chciałabym, oczywiście poza tym, że odpycha Reese od siebie, mimo że czuje do niej coś więcej niż przyjaźń, przeczytać jak on widzi to wszystko. Jak postrzegane jest przez niego samego to, że jest no po prostu męską dziwką. Nie było tutaj tego niestety i przez to czuję się niezaspokojona (haha, bez podtekstów).
Historia jest inna. Muszę przyznać, że fabuła została poprowadzona w oryginalny sposób, chociaż zakończenie jest mocno przewidywalne. Co więcej, zabrakło mi BUM, na samym końcu książki. Autorka rozpętała wielką burzę, a dała z niej bardzo mały deszcz. I potem nastąpił koniec książki, a ja miałam na twarzy takie „Ale... koniec?”. Serio. Nie było tego tąpnięcia terenu, które w książkach z przewidywanym zakończeniem, czasami się zdarza. „Cena pocałunku” po prostu się skończyła i tyle. Co ciekawe seria ma siedem tomów i ciekawa jestem, czy wszystkie zostaną wydane u nas w Polsce.
Myślę, że warto przeczytać tę pozycję, jeżeli chce się spróbować czegoś innego. Nie jest to przyjemny odmóżdżacz, jak na książkę, ale jako lektura na wieczór idealnie się nadaję. Może nie poczujecie BUM, tak jak ja, albo wręcz przeciwnie, spodoba Wam się i będziecie chcieli więcej. Ja, do drugiego tomu podejdę z dystansem. Mam wrażenie, że oczekiwałam czegoś innego po tej pozycji, a co innego dostałam i może dlatego mój zapał ostygł. Mimo to, polecam samemu się przekonać.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu