Królowe Szczurów po raz drugi!
FABUŁA
Najlepsze łowczynie w Palisadzie mają niemały orzech do zgryzienia. Po suto zakrapianej imprezie, kiedy prawie każda z nich budzi się na potężnym kacu, okazuje się, że nawet nie mają czasu zjeść ulubionych naleśników, bo burmistrz wzywa ich na dywanik. Zmarnowane dziewczyny udają się do ratusza, a tam za swoją waleczność, zostają nagrodzone złotem. Jednak nie tylko. Burmistrz, ma bowiem nowe zadanie dla naszych specjalistek od zabijania.
Tymaczem Sawyer, kochanek Hannah chcąc zostać miejscowym bohaterem udaje się w tajemnicze miejsce, w którym odnajduję sławną Bernadettę, o której Palisada aż huczy. Kobieta jest jednak tylko przynętą, a to właśnie Sawyer ma być daniem głównym.
Dziewczyny na swojej drodze spotykają mężczyznę, wyglądającego podobnie jak Delilah, który okazuje się być mężem Dee. Informacja, jaką przynosi nie sprawia powodów do radości. Dee razem z dziewczynami ponownie musi ratować miasto, które zostało opanowane przez wrogów, będących ośmiornicami. Przywołane one zostały przez złodzieja, który śmiał ukraść Requiem Haruspexa.
Królowe Szczurów muszą odnaleźć złoczyńcę i zabrać mu cenny relikwię, aby powstrzymać Palisadę przed zagładą.
Jednak na to jest już o wiele za późno.
OPRAWA GRAFICZNA
Muszę przyznać, że jak pierwszy tom zdecydowanie mnie oczarował, tak drugi niekoniecznie. Podczas lektury miałam wrażenie, że obrazy są rozmazane. Szczególnie, kiedy akcja działa się w opadach deszczu. Nie wiem, czy to moje oczy płatały mi figle, czy może po prostu tak to właśnie wygląda. W każdym razie, choć kolory pozostały na wysokim poziomie i dalej mi się podobały, tak właśnie to rozmazanie nie do końca mi odpowiadało. Do tego pierwszy tom miał ładniejsze wstępy do rozdziałów, niż drugi. Te obrazki, które możemy zobaczyć na początku każdego rozdziału, wyglądają na mocno komputerowe, gdzie cały komiks jest rysowany, co widać. Może i się czepiam, ale nie do końca mi się to podobało. Czasami też za dużo działo się na jednej stronie i wiem, że to autorzy tak sobie wymyślili, ale nie mogłam się skupić na dymkach, bo mój wzrok dostawał oczopląsu na widok tła, postaci, dymków, literek i wszystkiego, co tam się działo. Momentami też bohaterki miały dziwne wyrazy twarzy, które wprowadzały mnie w śmiech, co trochę słabo wyglądało, kiedy właśnie walczyły na śmierć i życie. Samo wydanie jest na wysokim poziomie jak pierwszy tom. Okładka także mi się podoba, chociaż pierwsza była lepsza.
BOHATEROWIE
Tutaj nie ma się co powtarzać. Uwielbiam te dziewczyny i jeżeli zapytacie mnie, która podoba mi się najbardziej to dalej nie będę mogła się zdecydować. W drugim tomie zostały przytoczone fragmenty z przeszłości naszych kobiet, ale mimo że miałam okazję poznać każdą z nich bliżej, to i tak nie umiem między nimi wybrać. Wszystkie są waleczne, złe do szpiku kości i charyzmatyczne. Tak inne od siebie, a jednocześnie tak podobne. Dodatkowo dostaliśmy wątki miłosne, także autorzy nie zaniedbują żądnych romansów fanów. Może po lekturze kolejnego tomu uda mi się zdecydować, za którą z Królowych stoję murem.
OPINIA OGÓLNA
Drugi tom „Rat Queens” przybliża nas do postaci. Możemy choć trochę liznąć ich życia prywatnego, sprzed zostania Królowymi. Aczkolwiek jest to podane w taki sposób, że zamiast odpowiedzi rodzi się więcej pytań o ich przeszłość. Sama historia jest tak dobra, jak w pierwszym tomie i nie nudzi. Autor ponownie nie zapomniał o szczypcie humoru i między poważnymi sprawami, omawianymi w gronie, a walkami, gdzie ciała równo kładą się po ziemi, wpasował świetne odzywki bohaterek. Czytając ten komiks miałam klasycznego „banana” na ustach. Jak wspominałam przy recenzji pierwszego tomu, jestem kupiona. Teraz nawet bardziej, niż byłam i podejrzewam, że po trzecim tomie już całkiem będę słać peany. Dalej uważam „Rat Queens'y” za najlepszy komiks, jaki czytałam. To świetne heroes fantasty, które jest też lekko bajeczne, choć bajka raczej nie kończy się szczęśliwie.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu