Pages

sobota, 7 kwietnia 2018

PODSUMOWANIE MARZEC 2018


A jednak, może być lepiej!


Nie, nie cierpię na nadmiar czasu, jeżeli o tym myślicie. To po prostu samo się dzieje, że jedną książkę kończę i zaczynam następną. Nie lubię robić tych podsumowań, mimo że wiem, jak bardzo są one potrzebne, bo roboty zawsze mam z tym co niemiara. 

Nie będę Was zanudzać tym, co przybyło do mnie w marcu, gdyż nawet sama już nie wiem. Chyba muszę zacząć sobie odkładać miesięczne stosiki dostaw, aby potem nie szukać po regałach i recenzjach, a przede wszystkim w mózgu, jaka książka jest na pewno z marca. 
Dlatego też, to podsumowanie będzie jedno z krótszych, jakie mieliście okazję czytać u mnie na blogu. 

W marcu pojawiło się dwadzieścia osiem (28!) postów, a one wszystkie wzięły udział w moim prywatnym maratonie. Od lutego, albo i stycznia codziennie zamęczam Was kolejnym postem, ale mam ku temu swoje powody, o których dowiecie się za momencik. 
Dwa posty ( kwietniowe zapowiedzi oraz podsumowanie lutego ) nie były w tym wszystkim recenzjami.

W marcu mi się objąć patronatem wspaniałą opowieść, jaką jest „Dziesięć poniżej zera” Whitney Barbetti, którą serdecznie Wam polecam. 


W trzecim miesiącu 2018 roku przeczytałam osiemnaście (18) książek. Wyszło mi tym samym 5644 strony. Pisałam Wam w podsumowaniu lutego, kiedy na liczniku biła siedemnastka, że nie ma opcji, abym mogła przeczytać więcej, bo zwyczajnie nie mam czasu. Cóż, myliłam się. Albo to mój mózg postawił sobie wyzwanie, albo moje oczy stwierdziły, że będą czytać szybciej...

Sama nie wiem, ale podoba mi się ten wynik. Może przed śmiercią zdążę przeczytać wszystkie książki jakie sobie zaplanowałam.


Marzec był tym miesiącem, w którym wyszło bardzo dużo perełek i zwyczajnie nie wiem, na co się zdecydować, jeżeli chodzi o najlepszą książkę.

„Zapytaj astronautę” Tima Peake'a, które recenzowałam Wam w lutym, już wtedy wskoczyło na pierwsze miejsce podium. 
Muszę jednak przyznać, że wspaniale przetłumaczone „Dziesięć poniżej zera” Barbetti, jest na równi z wyższą pozycją. 
No, ale mamy też jeszcze „Damiena” L.A. Casey oraz „Intrygę” L.J. Shen, które były dla mnie ucztami podczas czytania i także zasługują na podium. 

Wiem jedno. Najgorszej książki w marcu nie ma. Wszystkie były o podobnych poziomach, lub wybijały się na tle innych, a każdą czytało mi się bardzo dobrze, także nie będę na siłę wybierać złej pozycji. 
Wracając do tej najlepszej... przez moją miłość do kosmosu, zostanę przy moich lutowych słowach.
Zapytaj astronautę” zostaje najlepszą książką marca!

Więcej do dodania nie mam. Jestem ciekawa, jak Wam poszło w marcu oraz czy jakaś szczególna książka wpadła Wam w oko.

Tło: TU