Każda z nas lubi relację hate – love (od nienawiści do miłości), ale niekoniecznie każda lubi też romans rozwijający się w zabójczym tempie.
Aurora Rose Reynolds przewija się na moim czytniku od bardzo dawna. Prawdopodobnie gdzieś na tyłach biblioteczki mam serię „Do utraty tchu” w oryginale, ale jakoś nigdy nie miałam zbyt wielkiego ciśnienia, żeby to czytać. EditioRed dało mi jak i Wam możliwość, aby posmakować Ashera Jamesa Maysona.
Tak… tylko jego.
Na razie.
„- Nie wkurzaj mnie,
skarbie - warknął. Zagryzłam wargę, nie chciałam się odzywać. Spojrzał na moje
usta i przymrużył oczy. - Powiedz mi, że mnie kochasz - zaczęłam potrząsać
głową, więc objął moją twarz dłońmi. - Powiedz mi, że mnie kochasz, żebym mógł
powiedzieć ci to samo.”
November ucieka. Młoda dziewczyna po wypadku w Nowym Jorku, gdzie uratował ją pies przybłęda wyjeżdza z miasta. Chce się uwolnić i od przeszłości i od matki, która jawnie się nad nią znęcała, niszcząc poczucie wartości własnej córki. Wraca do ojca. Ojca, który został postawiony w złym świetle przez matkę November, ale dziewczyna szybko zauważa, że mężczyzna jest najlepszym człowiekiem pod słońcem. Ten, na start proponuje jej pracę u siebie w klubie. Jak się później okazuje, w nocnym klubie. Dziewczyna zgadza się, bo lepsze to niż nic i już pierwszego dnia, kiedy zapoznaje się z dokumentami interesu jej ojca i wujka spotyka na swojej drodze Ashera – zarozumiałego cwaniaka, który ma ją za jedną z lasek od striptizu. Jakież jest jego zdziwienie, kiedy szef przedstawia November jako swoją córkę.
Młodzi ludzie spotykają się po raz kolejny u babci Ashera i dopiero wtedy zaczyna się między nimi toczyć konkretna rozmowa.
Ona go nie cierpi, on jej robi na złość.
I tak w kółko.
Wszystko zmienia się, kiedy w mieszkaniu November na ścianie zostaje napisany wiersz, przez tajemniczą osobę.
Wtedy też, Asher zmienia swoje podejście do dziewczyny i zaprasza ją na noc do siebie.
Noc zmienia się w kolejną, a potem w jeszcze jedną.
„Until November” to pozycja idealna na jesienny wieczór. Mamy tutaj parę bohaterów, którzy nie wymagają od nas większej uwagi, a historia jest podobna do innych, już wcześniej nam znanych, jednocześnie wprowadzając nutkę grozy. Przyznam, że od razu wiedziałam, kto stoi za prześladowaniem November, ale nie sądziłam, że taki będzie motyw. Zostałam lekko zaskoczona i dobrze.
Wszyscy wzdychają do Ashera, a ja osobiście nie zauważyłam w nim nic godnego uwagi i zachwytów. Jest… przeciętny, ot taki sobie mężczyzna, który nagle chce, aby panna, w której się zakochał zamieszkała u niego.
No i to w sumie tyle.
Bardziej przyciągnął mnie Nico i nawet nie wiecie jak się cieszę, że jest książka poświęcona jemu samemu. Czekam na nią z niecierpliwością.
Trochę śmiedzi tutaj braćmi Slater, bo Asher tez ma ogrom braci ( albo to autorki chcą, żeby czytelniczki miały w czym wybierac ), ale poza ilością Maysonów nie ma tu żadnego innego podobieństwa do tamtej serii.
Główna bohaterka… no wiecie jak ze mną jest. Nie porwała mnie. Jest, bo jest i nadaję Asherowi sens istnienia.
„-Kocham cię. Wiem,
że jesteś dla mnie stworzona, od momentu, gdy cię zobaczyłem. Już wtedy
wiedziałem, że wpadłem po uszy. Podoba mi się, że tu mieszkasz, i nie mam
ochoty tego zmieniać, chyba, że nie odwzajemniasz moich uczuć. Jeśli tak jest,
to musisz mi o tym powiedzieć, bym mógł cię przekonać do zmiany zdania.”
„Until November” to seria, którą warto przeczytać, jeżeli lubicie miłość od pierwszego wejrzenia oraz relację hate – love. Jest to lekka i przyjemna lektura, która zabierze wam czas podczas ponurych jesiennych wieczorów oraz sprawi, że będziecie uśmiechnięte, bo riposty i teksty, jakimi „sadzą” do siebie głowni bohaterowie są naprawdę świetne. Lubię humor w książkach i tutaj można dostać naprawdę solidną dawkę.
Jedynym minusem, do jakiego mogłabym się przyczepić jest cukier. Książkę czytało mi się naprawdę szybko i dobrze, ale w pewnym momencie zostałam tak za słodzona uczuciem Ashera i November, że miałam dosyć.
I wiecie, co?
Poszłam zrobić kawę.
Bez cukru, gdzie nie jestem w stanie wypić niesłodzonej kawy.
No po prostu odpadłam. Było mi tak słodko, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie podniósł mi się cukier w organizmie.
„-Moja, tylko moja
– chrząknął i już nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Zaczęłam się śmiać.
- Jesteś takim jaskiniowcem – powiedz działam, całując go.”
Mimo tego, co napisałam wyżej, polecam Wam tę serię. Jest lekka, przepełniona romansem oraz uczuciem, które rozwija się w zastraszającym tempie, a dodatkowo mamy tu iście swojskie klimaty. Lektura idealna na wieczory, dla odprężenia i zrelaksowania się. Czekam na kolejny tom, który opowiada o jednym z braci Ashera i miejmy nadzieję, że będzie zupełnie rożny od pierwszego ( a najbardziej czekam na „Until Nico” ).
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie wydawnictwu