Pages

niedziela, 23 lutego 2020

„Ryzykowny Rzut” - Kennedy Ryan


Co powiecie na koszykarzy?


Cieszę się, jak dziecko, że pierwsza książka z serii „Hoops” („Obręcze”) od Kennedy Ryan w końcu będzie w Polsce. Przyznam się, że bardzo długo czekałam na tę pozycję w naszym języku, bo historię, która jest w niej opisana powinna przeczytać każda kobieta. 

Ciężko będzie napisać opinię tej pozycji, nie zdradzając za dużo z fabuły, ale zrobię co w mojej mocy, aby Was zachęcić do sięgnięcia po „Ryzykowny Rzut”, a jednocześnie zostawię Wam niespodziankę, która czeka w środku. 

Pewnego dnia Iris DuPree siedząc w barze i oglądając mecz ulubionej drużyny koszykarskiej spotkała Augusta Westa, przyszłą gwiazdę NBA i chłopaka, który następnego dnia miał mecz o mistrzostwo kraju. Dziewczyna szybko złapała kontakt z Westem, ale przed pożegnaniem nie zdążyła mu powiedzieć o najważniejszej rzeczy – jej chłopak Caleb Brantley jest rywalem Westa na boisku. Po meczu, Iris u boku Caleba spotkała ponownie Westa, a ten wściekły na swojego rywala, że zabrał mu dziewczynę sprzed nosa o mały włos nie zrobił czegoś, co zniszczyłoby jego karierę. 
Ich drogi się rozeszły na długi czas, jednak mimo rozłąki zarówno August, jak i Iris myśleli o sobie. Nawet, jeżeli Iris należała do Caleba. 
Ale życie lubi płatać figle i pewnego dnia los sprawia, że Iris z Augustem ponownie się spotykają. 
Jednak żadne z nich nie jest już tą samą osobą, którą poznali pewnego dnia w barze. 

„Ryzykowny Rzut” ciężko opisać. Jest to książka, która między stronami porusza bardzo ważny temat. Nie jest to zwyczajna opowieść o miłości z koszykarzem, bo samej miłości jest tu mało.
Z
aś uczuć, pożądania i tęsknoty, a przede wszystkim wątpliwości cały ogrom. 

Gdy będziecie czytać „Ryzykowny rzut” w pewnym momencie dostaniecie od autorki liścia w twarz. Problemy, jakie opisane są w tej pozycji nie są tak błahe, jak we wszystkich innych romansach. Warto zwrócić uwagę na początek i koniec tej pozycji, gdzie sama Ryan pisze od siebie, co nieco o książce. Podejrzewam, że gdy weźmiecie poprawkę na tę historię, całkiem inaczej spojrzycie na tę książkę po lekturze. 

Bohaterowie zostali perfekcyjnie dopisani do całości fabuły. Każdy z nich ma tutaj ogromny udział, a przebieg ich historii jest niesamowicie prawdziwy. Dlaczego? Cóż... dowiecie się tego sami. Myślę też, że dla niektórych ta książka może być niczym zderzenie z betonem. Rzeczywistość nie zawsze jest tak piękna, jak widzą ją wszyscy dookoła. 

W „Ryzykownym Rzucie” emocji nie brakuje. Przez 30% książki będziecie mieli ochotę zrobić z nią same najgorsze rzeczy. Spalić, podrzeć, wyrzucić, utopić... nie wiem co jeszcze, ale osobiście miałam ochotę wyrzucić czytnik przez okno, a potem pobiec do niego i jeszcze go podeptać. Czyli klasyczne „dobić gnoja, niech leży i nie wstaje”. Ja tylko Was ostrzegam i dobrze radzę uzupełnić zapasy alkoholu i chusteczek. 

Chciałabym Wam tyle napisać o „Ryzykownym Rzucie” (i jeszcze ciut więcej), ale zwyczajnie nie mogę, bo zepsuje Wam radość z czytania tej pozycji. Zatem kończąc, napiszę, że jeżeli jeszcze zastanawiacie się, czy przeczytać tę pozycję to możecie przestać i dopisać ją do listy „przeczytam natychmiast”. Mam nadzieję, że posłuchacie mnie i sięgniecie po nią w dzień premiery, albo chwilę po nim, aby przekonać się o czym tutaj pisałam i poczuć na własnej skórze wszystko, co przeszła Iris. 

Pamiętajcie o jednym – nie jesteście same i nigdy nie będziecie. 

Za egzemplarz do opinii dziękuję