Pages

piątek, 10 stycznia 2020

Złe książki kontra Internet


Porozmawiajmy. 

To będzie post, którego pomysł przyszedł mi do głowy, przy przeglądaniu zarówno stron dla czytelników, jak i grup na portalach społecznościowych, a na księgarniach internetowych skończywszy. 

W kulturze, czy to w filmie, książce, czy muzyce (chociaż o tej pisać nie będę) jest bardzo dużo słabych ekranizacji, pozycji czytelniczych lub utworów. 
Od jakiegoś czasu na grupach mam okazję zwracać uwagę na jedno zasadnicze pytanie: „Dlaczego takie słabe (dajmy na to) książki, są wydawane u nas, a te naprawdę warte wydania nie?”

Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, bo nigdy nie dojdzie się do kompromisu, ale patrząc ogółem na rynek filmowy i książkowy wychodzi na to, że zarówno nasze rodzime produkcje, czy książki, jak i zagraniczne, tłumaczone na nasz, mogą okazać się zwykłym chłamem. 
Jedni będą chwalić, inni zaś będą każdemu możliwemu odbiorcy odmawiać marnowania czasu na dany tytuł. 
Wiadomo, że każdy musi sam zobaczyć lub przeczytać dany tytuł, aby móc go przemyśleć, ocenić i wtedy dopiero szczerze się na jego temat wypowiedzieć. 

Problem polega na tym, że wydawnictwa i wytwórnie filmowe obserwują, co dzieje się na rynku i, co najlepiej się sprzedaje. Zatem proste jest to, że jeżeli sprzedał się film „XXX” to zaraz zrobią podobny, aby i ten odniósł sukces, jak jego poprzednik, bowiem ludzie, przyzwyczajeni, lub zachwyceni tym co dostali za pierwszym razem, będą chcieli zobaczyć to też i za drugim. Obojętnie, czy będzie to lepsze, czy gorsze od pierwowzoru. 

Tak samo jest z książkami. Jeżeli jakaś książka z danym motywem sprzeda się i wydawnictwo na niej zyska, to pójdzie w tym kierunku i wyda kolejną, podobną do poprzedniej z myślą, że odbiorcy to kupią. 
Chwilę później inne wydawnictwa podchwycą ten pomysł i zacznie się wyścig szczurów, kto wyda lepszą książkę z danym motywem, a na rynku czytelniczym zacznie powstawać grupa książek jednego motywu, która szybko rozrasta się do coraz to większych rozmiarów, aż ciężko znaleźć cokolwiek innego. 

Zastanawiacie się pewnie dlaczego pisząc ten post nie podałam żadnego tytułu?
W poście nie chodziło mi o wskazanie konkretnych książek, motywów, czy filmów, bo jak wspominałam na początku o gustach się nie dyskutuje. Chciałam jednak nakreślić Wam, jak działa popyt i podaż, który dostosowywany jest do odbiorców. 

Zatem, zanim biernie sięgniecie po kolejną książkę, albo włączycie kolejny film, zastanówcie się, czy chcecie czytać, bądź oglądać to samo z innymi imionami bohaterów, a przy dobrych wiatrach w innym otoczeniu. Może lepiej sięgnąć po zupełnie inny temat, polecić pozycję innym i ruszyć inną ścieżkę motywu, którego na rynku na przykład jeszcze nie ma wcale, albo jest w mniejszości? 
Pamiętajcie, że to my – Odbiorcy napędzamy rynek. Będziemy dostawać to, co będziemy częściej kupować, bo będzie się to opłacać wydawcom i wytwórniom. 

Dziwi mnie też fakt narzekania na wydawnictwa, które nie kończą serii. Wiecie co? Powiem Wam, że wiem, jak bardzo jest to denerwujące. Wiem też jednak, że umowy między wydawcami, a autorami są różne i albo kupuje się prawa do jednego tomu, albo do całej serii. Nie zmienia to faktu, że wszystko to kosztuje kolosalne pieniądze, które rzadko kiedy się zwracają, nawet jeżeli wydaje Wam się, że bardzo duża liczba osób kupiła daną pozycję. Co więcej, wiele wydawnictw decyduje się na oryginalne okładki, za co ode mnie ukłon w ich stronę, ale musicie wiedzieć, że kupno praw do OKŁADKI też kosztuje. A jeżeli jest na niej model, a zdjęcie było robione specjalnie pod okładkę to olaboga, nawet ja nie chce wiedzieć, ile trzeba za to zapłacić. Zatem więcej wyrozumiałości. Wiem, że ciężko przetrawić, że kolejnego tomu serii, która nam się podobała nie będzie po polsku, ale rynek jest dla książek nieubłagany i wydawcy muszą się do niego dostosowywać. 

Staram się też zrozumieć ten jad i zawiść, które wylewane są na forach i portalach społecznościowych do osób o odmiennych zainteresowaniach. Przyznam, że coraz trudniej porozmawiać z kimś, kto poza ekscytacją o danej książce/filmie, ma też konkretne argumenty. To samo tyczy się strony przeciwnej. Powiedzieć, że coś się nie podoba jest łatwo, ale uargumentować to już nieco trudniej. Wtedy, zaczyna się przerzucanie epitetami, lub strona popierająca zaczyna rzucać „zazdrością” strony niepopierającej, wobec sukcesu danego autora/reżysera. 

Jako bloger, osoba która pisze subiektywne recenzje, zgadzam się ze wszystkimi Waszymi opiniami. Nie muszą mi się one podobać, ale wiem, że każdemu podoba się co innego i rozumiem, że można mieć odmienne zdanie. Kiedy napisałam opinię o jakiejś książce, która nie przypadła mi do gustu podałam Wam moje argumenty, dlaczego tak uważam. Kiedy Wy w odpowiedzi podawaliście swoje argumenty, dlaczego Wam się podoba dana książka, zgadzałam się z Waszą opinią, aczkolwiek często zauważałam że błędy i pozytywne cechy wytknięte czy to przeze mnie, czy przez Was także zbierały aprobatę. Każdy z nas dostrzegł zdanie drugiej osoby i je przyjął ze zrozumieniem, chociaż zgadzać się z nim nie musiał. 
To nazywa się rozmowa o gustach, która nie razi nikogo w oczy i nie obraża. 

I to właśnie chciałabym zobaczyć na grupach na facebooku, bo to głównie na nich spotykam cały jad. Grupy założone zostały w różnych celach, ale przede wszystkim każda z nich służy do wymiany zdań między osobami zainteresowanymi daną pozycją. Zatem kiedy chcecie pochwalić książkę/film, lub stwierdzacie, że nie polecacie to uargumentujcie dlaczego i przyjmijcie do wiadomości opinię drugiej osoby, a potem rozejdźcie się w pokoju z satysfakcją: „Rozmawiałem z kimś o odmiennym zdaniu i zrobiliśmy to w sposób kulturalny”. 

Uwierzcie mi, wtedy naprawdę lepiej będzie się na takich grupach funkcjonować i zdecydowanie częściej ludzie będą chcieli wyrazić swoje zdanie, bez obawy że zostaną obrzuceni błotem i zwyzywani od najgorszych „bo się nie znają”.

Oczywiście zapraszam do dyskusji pod postem.