Pages

czwartek, 9 stycznia 2020

„Wszechświat jako nadmiar” - Marek Oramus


Książka o kosmosie i nie tylko. 


Muszę przyznać, że czasami mój zapłon bywa nieco spóźniony... tak o dobre pół roku. „Wszechświat jako nadmiar” wyszedł w 50 rocznicę lądowania na Księżycu, a dopiero teraz miałam okazję tę książkę przeczytać. Dlaczego? 
Bo wstawiłam tę książkę na regał i zapomniałam, że mam ją przeczytać (shame on me). 
Ale, jak tak teraz sobie myślę, to może tak miało być, bowiem „Wszechświat jako nadmiar” opowiada o zjawiskach i rzeczach znacznie ważniejszych, niż samo lądowanie na Księżycu. 

Do tej pory Marek Oramus był mi nieznany. Kiedy przeczytałam na skrzydełku jego mini biografię postanowiłam poszukać głębiej jego artykułów. Ba! Niemałe wrażenie zrobiło na mnie wykształcenie autora, który jest energetykiem jądrowym. Podziwiam z całego serca. Po takiej biografii wiedziałam, że książkę którą zaraz przeczytam nie pisał byle laik, który posiada wiedzę z książek innych autorów, a człowiek, który jest obeznany w temacie. 

Marek Oramus w swojej książce zaprasza nas na opowieść. Opowieść o walce między ówczesnymi Sowietami i Amerykanami o dominację w kosmosie. Opowiada o politycznych zagraniach, a także o problemach finansowych, bowiem misje kosmiczne od zawsze pochłaniały całą masę pieniędzy, a efektów z eksploracji kosmosu nigdy nie było zbyt wiele. Autor podsuwa nam fakty o lądowaniu na Księżycu, ale też wyjaśnia teorie spiskowe, które pojawiły się po powrocie Apollo 11 na Ziemię. Wielu ludzi twierdziło wtedy, że żadnego lądowania na Srebrnym Globie nie było, a wszystko to zostało sfingowane przez USA, aby wygrać walkę o dominację. 

Jednak Oramus nie zanudza nas faktami, które znamy z telewizji, czy innych książek. W swojej pozycji posuwa się dalej. Wspomina o ponownie eksploracji Księżyca, na którym odkryto jaskinie lawowe, które mogłyby być pierwszych schronieniem dla baz na Srebrnym Globie stworzonych przez ludzi. Następnie płynnie przechodzi do wspomnień o znanych fizykach i astronomach, jak Einstein, Sagan, lub Hawking. Podczas lektury zaczepiamy też temat Obcych i końca świata. Tematów w których możemy gdybać do woli, ale autor szybko nawiązuję do filmów, czy książek znanych (lub nie) z popkultury i zastanawia się, gdzie leży racja? A przede wszystkim, czy Obcy istnieją naprawdę. Znacie mnie, zatem wiecie o tym, że wierzę, iż nie jesteśmy sami w kosmosie. 
Najważniejszym tematem całej książki, który poruszył mnie do głębi był apel do ludzi, aby zaczęli dbać o własny dom, czyli planetę Ziemia. Marek Oramus przywołuje analizy, statystyki i badania, które głoszą, że jeżeli dalej będziemy tak samolubni, jak jesteśmy to możemy skończyć nasz żywot szybciej, niż uderzy w nas inne ciało niebieskie. Jesteśmy piątym jeźdźcem Apokalipsy i w naszych rękach jest szansa na zmianę i uratowanie swojej planety przed całkowitym zniszczeniem. 

Przyjemnie było czytać o rozbłyskach słonecznych i ich wpływie na Ziemię, a także astronautów w kosmosie, szczególnie, że moja praca inżynierska opierała się na podobnych motywach. Muszę się Wam przyznać, że wiele razy podczas lektury tej pozycji uśmiechałam się sama do siebie. Tak po prostu. Z autorem i jego poglądami zgadzam się całkowicie i nie ukrywam, że trafił on w mój gust. 

Nie sposób nie wspomnieć o przywołaniach do popkultury. „Wszechświat jako nadmiar” jest nie tylko książką, w której możemy się dowiedzieć wielu ciekawych faktów. Ta pozycja to kopalnia informacji o filmach i książkach, które łączy jedno – kosmos. Autor przytacza bezkonkurencyjnego Stanisława Lema, którego uważam za jasnowidza, bo większość rzeczy, o których kiedyś pisał w swoich książkach teraz dzieje się naprawdę. Marek Oramus wspomina o kultowym filmach „Obcy”, czy „Odyseja kosmiczna”, a także o wielu innych pozycjach, które fan kosmicznych przygód, lub gatunku science-fiction zna na pamięć. A jak nie zna, to zawsze może poznać coś nowego. 

Szczerze? Naprawdę cieszę się, że mogłam tę pozycję przeczytać dopiero teraz. Gdybym sięgnęła po nią od razu po premierze byłabym zmęczona kolejnym tematem Księżyca, a nie możecie się ze mną nie zgodzić, że wyszło multum książek o lądowaniu na Księżycu, w jego okrągłą rocznicę. 
Teraz, kiedy BUM na ten temat się skończył, czystą przyjemnością było czytać pozycję, która poruszyła wiele ważnych kwestii, a nie skupiła się na jednym, głównym motywie. Nie żałuję, że przeczytałam ją tak późno, wręcz przeciwnie, jestem naprawdę zadowolona, że odczekałam tyle czasu, aby po nią sięgnąć. „Wszechświat jako nadmiar” to pozycja, która nie tylko uczy. Książka ta rusza mózg do myślenia, aby zacząć zmiany. A jak wszyscy dobrze wiemy, zmiany zaczyna się od samego siebie, aby potem móc pouczać innych. Zatem przeczytajcie tę pozycję, przemyślcie ją, a potem zastanówcie się, czy robicie wszystko, aby pomóc naszej planecie, bo eksploracja kosmosu i jakakolwiek zmiana planety dla ludzkości na razie jest tylko odległym marzeniem.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu