Po co żyjemy?
To moje pierwsze spotkanie z piórem Kurta Vonneguta, ale po skończeniu „Syren z Tytana” wiem, że na pewno nie ostatnie. Jaka ta książka była dobra to wie ten, kto już ją przeczytał!
Winston Niles Rumfoord nie sądził, że jako przedsiębiorca, wyruszy w międzygwiezdną podróż, razem ze swoim psem Kazakiem. Nie sądził też, że oboje zmienią się w czystą energię i będą materializować się tylko wtedy, kiedy spotkają się z inną planetą, bądź Ziemią. Rozpoczęli swoją wędrówkę po kosmosie, aż pewnego dnia, na Tytanie, księżycu Saturna spotykali Salo, który jako wysłannik obcej cywilizacji, zwanej Tralfamadorią, czeka na planecie na ostatnią część do jego statku kosmicznego, który w pełni sprawny pozwoli mu wrócić do domu. Winston, dla przyjacół zwany po prostu Kajtkiem zaprzyjaźnia się z Salo i razem wpadają na pomysł założenia państwa na Marsie, która miałaby się składać z Ziemian porwanych specjalnie do tego celu. Rumfoord dostaje wszystkie wytyczne i udaje się na Ziemię, aby zacząć przepowiadać przyszłość.
Tym sposobem jego żona Beatrycze dowiaduje się, że poleci na Marsa, a także zajdzie w ciążę, z nie byle kim, bo z Malachim Constantem, który po odziedziczonym przez ojca spadku został, zupełnie przypadkiem najbogatszym człowiekiem w Ameryce.
Oczywiście oboje, kiedy dowiadują się swojego losu, zaprzeczają i nie chcą przyjąć do wiadomości podróży na Czerwoną Planetę, jednak przyszłość została już przepowiedziana i nie pozostało nic innego, jak poddać się i iść za jej planem.
To jedna z tych książek, które po przeczytaniu, jeszcze długo zastanawiają i wiele razy zostają przemyślane. „Syreny z Tytana” to dzieło infundybularnie chronosynklastyczne. Jeżeli zapytacie mnie, cóż to znaczy, odpowiem Wam - dowiecie się z książki. A jest to jedna z tych pozycji, które naprawdę warto przeczytać.
Myślałam, że będzie to klasowe science – fiction, ale im bardziej zagłębiałam się w tę pozycję i poznawałam fabułę książki, zaczynałam wątpić. Owszem, mamy tutaj sci-fi, ale poza nim mamy tutaj rozważania na temat ludzkiej egzystencji, które wypływają w mózgu same z siebie podczas lektury i wiele razy, zamiast czytać, zastanawiałam się, po co żyjemy? Jaki to ma cel? Czy wszystkie nasze działania są naprawdę nasze? Czy ktoś nami nie steruje?
Ot, widzicie... będąc nieco szurniętą osobą, wiele razy zastanawiałam się, czy aby na pewno gdzieś we Wszechświecie nie ma obcej cywilizacji, która rządzi nami, niczym grą w Simsy. Oczywiście nie od dziś wiecie, że wierzę, iż sami w całym kosmosie nie jesteśmy i na pewno, gdzieś jest jakaś inna cywilizacja, ale czy ktoś nami steruje? Czy nasze działania i zachowania są wykonywane, bo tak zadecydowaliśMY, czy może to koś z góry kazał nam wykonać to, a tamtego nie robić?
Jak się za bardzo rozpędzę z moimi tezami to mnie stopujcie, bo czasami ( wyrażając się kolokwialnie ) miewam naprawdę grube rozkminy na te tematy.
„Syreny z Tytana” niewiele mają z syren, chociaż te stanowiąc symbol, który napędza całą książkę. Co więcej, pozycja ta pokazuje, że w świecie, w którym ciągle czekamy na nowinki z kosmosu i odkrywania nowych planet, okazuje się, że w nas samych istnieje jeszcze cała masa tajemnic, których nikt nie odkrył. W książce tej możemy się doszukać odzwierciedleń współczesnych mediów, intryg politycznych, różnic kulturowych, religijnych, czy podziałów rasowych. Wszystko to przemielone przez pryzmat z nutką ironii (no może z wiaderkiem).
Kurt Vonnegut pokazał, jak współczesne media kierują myślami oglądających, niczym antenki w głowach Ziemian, które kontrolowane były przez Marsjan. Pokazał też, jak bardzo dążymy, jako Ziemia do osiągnięcia celu, dość często z krwią na rękach, nie zadając pytań, a od razu zabijając. Każdy w tej pozycji znajdzie inne prawdy, a jego głowę nawiedzą inne myśli. Możecie mi wierzyć.
„Syreny z Tytana” to książka MUST READ. Możecie nie lubić science-fiction. Możecie nie przepadać za taką tematyką, ale tę pozycję musicie przeczytać. Poruszona tutaj filozofia jest lepsza, niż w kultowym „Świecie Zofii”, które miałam przyjemność czytać. A jak już przemyślicie sprawę i stwierdzicie, że może rzeczywiście jesteśmy kierowani, niczym marionetki przez kogoś znacznie większego od Nas, to odezwijcie się do mnie.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję