Pages

wtorek, 23 lipca 2019

„Elita. Eagle Elite 1” - Rachel van Dyken


Witajcie w Eagle Elite.


Rachel van Dyken gościła już na polskich półkach, ale serii wydanej przez (chyba) wydawnictwo Amber nie miałam okazji czytać. Za to swoim zwyczajem czytałam od tej autorki „Dirty Exes” w oryginale, która okazała się być strzałem w dziesiątkę. Zaraz po „Elite”, które wydawnictwo Kobiece zapowiedziało nam na lipiec. 

Tracey Rooks, nigdy nie sądziła, że wyląduje w elitarnej szkole, pełnej przepychu, bogactwa, luksusu, ale też zepsucia. Dziewczyna dzięki stypendium dostała się do Eagle Elite. 
Już pierwszego dnia w szkole poznaje rzeczywistość pełną zawiści i walki o dominację. Dziewczyna odprowadzana przez swojego ukochanego dziadka, który wychował ją, razem z niedawno zmarłą babcią zaczyna zastanawiać się, czy aby na pewno chce tu być. 
Tracey nie należy do tego świata i nie pasuje tutaj, co więcej nie jest chętna, aby dostosować się do nowego towarzystwa. 
Poznaje Nixona, który jest przywódcą najpotężniejszej grupy w całej szkole. Sami wołają na siebie Elekci. Mają swoje reguły, a jedna z nich mówi o zakazie zbliżania się, dotykania i prowadzenia z nimi rozmów. 
Rooks z początku nie ma zamiaru zbliżać się do tych na pierwszy rzut oka nieprzyjemnych i podejrzanych typów. Oni jednak mają wobec niej inne plany i każdego dnia są coraz bliżej niej. 
Zanim dziewczyna zrozumie, że nie chcą być jej wrogami, a jedynie starają się ją chronić jest już za późno na jakąkolwiek reakcję. 

„Elita” to opowieść o przystosowywaniu się do nowego towarzystwa i otoczenia. To historia o szkole, w której panuje prawo, które nie do końca prawem jest. W tej instytucji nie rządzi dyrektor, czy nauczyciele. To jeden z uczniów prowadzi dyscyplinę, która dość często okazuje się być ostrzejsza, niż ta w wojsku. Tracey musi zrozumieć, do kogo warto się zbliżyć, aby być bezpiecznym, a kogo należy omijać szerokim łukiem. Dziewczyna rzucona jest na głęboką wodę i przez długi czas nie wie, jak pływać, aby się nie utopić. 

Ach ten Nixon... gnojek jakich wiele, a jednak przyciąga kobiety do siebie, niczym lep muchy. Chociaż jak i kiedyś, tak i teraz śmiałam się z jego ogromnej znajomości języków obcych, która nie ukrywajmy jest w sumie bardzo mało realna, na nic więcej w jego postaci nie mogę narzekać. Władzę, którą dzierży czuć nosem, a Tracey ma rację, obawiając się lidera Elektów. Nie jest z niego miły chłopak. Ale wiecie..., nie można być miłym i uśmiechniętym, nosząc przy sobie broń palną. 
Nixon to enigma, której do końca książki nie jesteśmy w stanie rozwiązać. 
I jeszcze długo nie będziemy. 

Amerykańskie szkoły dość często, czy to w książkach, czy w filmach pokazywane są właśnie w taki sposób. Jest grupa rządząca całą społecznością, wywyższająca się i znęcająca psychicznie nad tymi „szarakami”, którzy pragną tylko skończyć szkołę i iść dalej. Rachel van Dyken pokazała nam tutaj właśnie taką instytucję, ale poszła o krok dalej, bo rozwinęła historię Nixona i Tracey poza szkołę. Daleko w ich rodziców i dziadków. 
Zabieg zdecydowanie udany. Z nudnej szkolnej lektury o miłości mamy zakazane uczucie prosto z „Romea i Julii”, z którym muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. 

Nie zabrakło też postaci drugoplanowych, którzy dość często są ogromnym wsparciem dla Tracey, która... nie ukrywajmy, nie ma łatwo w nowej szkole. Dziewczyna jest wyśmiewana, wyzywana i poniżana wiele razy. W sumie to podczas czytania tych fragmentów, krew się we mnie gotowała i miałam ochotę wydrzeć się na nią „Walcz! Walcz tępa %&!@#^&!!!”. Wychodzi, że sama ją trochę wyzywałam, ale co poradzę, jak przyjmowała wszystko bez słowa, z narastającymi łzami w oczach?

„Elita” to pierwszy tom serii „Eagle Elite”. Miejmy nadzieję, że kolejne pokażą się szybko, bo czekanie na rozwój historii może doprowadzić do nerwicy. Już ten tom rozpoczął się z przytupem, a w następnych będzie jeszcze lepiej. To mogę Wam obiecać. W każdym razie po „Elitę” warto sięgnąć. I nie zniechęcajcie się spokojnym początkiem. On tylko przez chwilę jest idylliczny.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu