The Elite Seven Society nadchodzi.
Ten ciekawy projekt zainteresował mnie głównie trzema autorkami, których Wam nie wymienię, bo i tak potraficie się ich domyślić. Okładki nie urywają niczego, ale przecież nie o nie tutaj chodzi. Ker Dukey rozpoczęła ciąg „Elite Seven Society” swoją książką o tytule „Lust”, czyli pożądanie z angielskiego. Cała ta seria ma siedem tomów, a każdy z nich opowiada o innym członku tegoż klubu i innym grzechu głównym, który reprezentuje.
Poznajcie Retta Mastersa.
Tego dnia nic nie poszło zgodnie z planem. Ojciec miał odebrać Robbiego z lekcji karate, ale nie mógł, matka także nie miała czasu i obowiązek odebrania młodszego brata spadł na Retta. Kiedy jednak chłopak przyjechał do szkółki karate, wszędzie stały wozy policyjne i karetka.
A potem na Retta padł cios.
Jego brat został zabity, przez jadący samochód.
Od tamtej pory Masters zmienił się nie do poznania. Zaczął znajdować ukojenie w alkoholu, a jedynym sposobem, który pomagał mu zasnąć były leki usypiające. Rett winił się za śmierć swojego brata i ciągle nie mógł przetrawić tego, że zwyczajnie się spóźnił.
Stracił stypendium z uczelni, przez wypadek zniszczył swoją sportową karierę i zaczął zwracać na siebie uwagę niszcząc mienie publiczne.
Oddalał się od swojej rodziny coraz bardziej, a jego rodzice zdecydowali o rozwodzie.
Śmierć Robbiego była tylko kroplą, która przelała czarę goryczy.
Po mieście chodziły plotki o tajemniczym i elitarnym klubie Elite Seven Society. Najlepszy przyjaciel Retta – God opowiedział mu co nieco o tym stowarzyszeniu, gdzie członkowie byli jak bracia. Rett zdecydował starać się, aby klub go zauważył i przyjął w swoje kręgi. W międzyczasie poznał też piękną dziewczynę, która stała się dla niego latarnią podczas sztormu.
Jednak każda nagroda okupiona jest poświęceniem.
Tak musiało stać się też tutaj.
Piszę tę opinię na świeżo, ledwo co po skończeniu książki, kiedy emocje we mnie buzują i ciągle w głowie mielę jeszcze to, co właśnie się wydarzyło. Ker Dukey zrobiła mi po raz kolejny papkę z mózgu i mam nadzieję, że jest z tego powodu zadowolona.
Podczas czytania „Lust” miałam wrażenie, że czytam „Srebrnego Łabędzia” od Amo Jones i „Crew” od Tijan w jednym. Tak, jakby Dukey mieszała w kotle te dwie pozycje i dosypała coś ze swoich pozycji, które jak wiemy są dość mocne i specyficzne.
I pomimo papki w głowie, wcale z tego powodu nie narzekam. Wręcz przeciwnie. Chce więcej!
„Lust” to udany wstęp do serii „The Elite Seven”, który opowiada historie siedmiu młodych mężczyzn, należących do szanujących się rodzin, a jednocześnie odpowiadających za siedem grzechów głównych. I choć wspominam o grzechach, to ta seria nie ma ani trochę kościelnych powiązań. Ma piekielne. Bo widzicie... za tymi facetami to i do Piekła by się poszło.
Rett Masters mi się podobał, aczkolwiek nie skradł mojego serca. O wiele bardziej zaciekawił mnie Mason i Micah, których już w tym momencie zaklepuję.
Tak. Obu. Jestem pazerną świnią.
Tak. Obu. Jestem pazerną świnią.
Jak przeczytacie, to będziecie wiedzieć, którym grzechom odpowiadają ci panowie. Nic nie zdradzę. O postaciach za dużo nie ma co pisać, bo to w sumie nie na nich skupia się ta cała fabuła. A na zemście.
Ker Dukey zaciekawiła mnie pierwszym tomem, który wychodzi jedenastego lutego. Druga w kolejce jest „Pride”, czyli duma i to właśnie ona opowiada o jednym z moich zaklepanych panów. Czekam ze zniecierpliwieniem na ten tom i mam nadzieję, że pojawi się on na moim czytniku znacznie szybciej (premiera 25.02).
„Lust” wysoko postawiło poprzeczkę, ale wierzę, że autorki biorące udział w tym projekcie dadzą sobie radę i żadna nie obniży poziomu tej serii. Co więcej, wiem, że to marzenie nie do spełnienia, ale chciałabym mieć właśnie tę serię w Polsce. Kooperacja między siedmioma różnymi autorkami przy tworzeniu całej siedmiotomowej serii to naprawdę solidne przedsięwzięcie. Jestem pewna, że w „The Elite Seven” to wyszło i dlatego naprawdę warto sięgnąć po pierwszą pozycję, a potem wyczekiwać kolejnych. Mrok i tajemnica nadchodzi.
Za egzemplarz dziękuję autorce Ker Dukey