Pages

sobota, 15 grudnia 2018

„Geekerella” - Ashley Poston


Kopciuszek, który był geekiem.


Kiedy zobaczyłam pierwszy raz tę książkę od razu zapragnęłam ją przeczytać. Głównie dlatego, że sama jestem geekiem i może trochę nerdem (a może trochę więcej?). Chciałam sprawdzić, czy Ashley Poston będzie potrafiła pokazać bohaterów w swojej książce, rzeczywiście od strony geekowskiej. 

Danielle, wołana przez wszystkich jako Elle jest niczym Kopciuszek, tylko w dzisiejszych czasach. Jej macocha, która więcej czasu spędza na wycinaniu kuponów zniżkowych, niż pracowaniu i zarabianiu pieniędzy wprowadziła się do domu jej rodziców, po śmierci mamy Elle, razem z dwoma córkami, z których jedna jest wredniejsza od drugiej. Później zmarł też ojciec dziewczyny i tym oto sposobem, Elle została sama w otoczeniu pasożytów. 
Dziewczyna pracuje w Magicznej Dyni, która jest foot truckiem, robiącym hałas na pół okolicy. 
Elle ma także pasję, której nikt jej nie zabierze. Posiada małego bloga, na którym umieszcza wpisy o ulubionym serialu „Starfield”, który właśnie ma być nagrywany ponownie. Chociaż nie ma za wielu fanów, traktuje bloga, jako pamiętnik i czuje się z tym nad wyraz dobrze. 
Kiedy jednak w telewizji pokazują długo wyczekiwaną przez fanów obsadę aktorską „Starfield”, Elle jest zdruzgotana i zła. Jej najnowszy wpis, który miał dotrzeć do garstki prawdziwych czytelników, zostaje udostępniany na miliony rożnych sposobów, a dziewczyna momentalnie staje się sławna. Darien, który jest bożyszczem nastolatek, mający teraz zostać filmowym Carmindorem, czyta wpis Elle i poniekąd zgadza się z nim, ale też obiecuje sobie, że będzie lepszy, niż niejaka RebelGunner myśli. 
„Starfield” to styl życia Elle. Dziewczyna pragnie pojechać na konwent, którego pomysłodawca i pierwszym organizatorem był jej ojciec i tam, wziąć udział w konkursie na cosplay (przebranie). Choć Elle nie liczy na wygraną, mimo że bardzo by jej chciała to szanse na zwycięstwo zbliżają się kolosalnie, kiedy na dnie starej skrzyni, znajduje stare ubrania swoich rodziców. 

W „Geekerelli” mało jest samej „geek”, a dużo „relli”. W sumie cała ta książka jest retelingiem „Kopciuszka”, czego nie trudno się domyślić. Sadziłam jednak, że więcej będzie tu „geekowania”, niż „kopciuszkowania”. Zacznijmy od początku. 

Jako człowiek, który siedzi w temacie (za mocno, ale mniejsza z tym), pierwsze co rzuciło mi się na oczy to niedbałość o szczegóły w tej pozycji. Autorka rzuca nam ochłapami, o serialu „Starfield”, czasami doda tekst żywcem wzięty z serialu i w sumie tyle. Sama Elle, ani trochę nie przypomina geeka. Nie wiem, może Ashley Poston myślała, że jak ubierze bohaterce okulary i da jej bloga, na którym pisze o wszystkim i niczym jednocześnie to będzie już geekiem? No niestety, trzeba się trochę bardziej wysilić. Zaś sam konwent jest opisany „po łebkach”. Szybki konkurs, jakiś taniec i tyle. Poston rzuciła nam nazwami własnymi „Star Treck”, „Star Wars”, „Władca Pierścieni”, ale czytając to poczułam, jakby książka uderzyła mnie w twarz. Może to ja jestem (na pewno) jakaś nienormalna, ale dla mnie samego geeku było tu zdecydowanie za mało. 

Wbrew temu, co napisałam wyżej, wcale nie uważam, że „Geekerella” jest złą książką. A skąd! 
To naprawdę świetna i wesoła lektura, dla fanów „Kopciuszka” w wersji lekko fanowskiej. Wątek miłosny poprowadzony jest ciekawie i mimo że wiemy, jak się skończy to i tak kibicujemy do samego końca. Zaś końcówka okazuje się być „pół na pół”. Pół przewidzieliśmy, pół nas zaskoczyło. 
Dużą rolę odgrywają tu postaci drugoplanowe. Przyjaciółka Elle z pracy – Sage, z początku nie jest zachwycająca, ale kiedy się rozkręca to konie z nią kraść. 
W sumie nawet jedna z bliźniaczek (nie zdradzę która) okazuje się być inną, niż ją malowano i jest całkiem normalna. Może nie polubiłam jej do końca książki, ale zaczęłam tolerować, a to już coś. 
Momentami miałam ochotę zdzielić Elle przez łeb, za pozwalanie na pomiatanie swoją osobą. Szkoda, że nie mogłam tego zrobić i zostawało mi tylko pociągnąć kolejny łyk kawy. Na uspokojenie, rzecz jasna.

Choć „Geekerella” nie urwała mi niczego, to dobrze mi się ją czytało. Samej autorce zaś, zaplanowałam dać szansę po raz kolejny, gdyż już na czytniku mam jej „Heart of Iron”, które wygląda mi na „space operę”. 

Kończąc, polecam Wam tę pozycję, pod warunkiem, że nie jesteście „zdrowo walnięci” na punkcie jakiegoś uniwersum, konwentów i nie posiadacie miliarda gadżetów z gier, filmów, czy seriali. Wtedy „Geekerellę” będzie Wam się czytać przyjemnie i nie znajdziecie w niej wad. Jeżeli jesteście tolerancyjni i nie będą Wam przeszkadzać niedomówienia to także, możecie sięgnąć po tę pozycję, bez myślenia. Zaś jeżeli jesteście chorzy (jak ja) na punkcie całego tego świata i każda część Waszego życia jest połączona z uniwersum, które kochacie... możecie przeczytać, ale żeby nie było potem płaczu, że nie ostrzegałam.

Za egzemplarz dziękuję