Pages

niedziela, 10 czerwca 2018

„Dziewczyny nie biją” - T.S. Easton


Czy może jednak biją?


Mieliście okazję czytać już recenzję bliźniaczej książki tego autora na moim blogu, czyli „Chłopaki nie dziergają”. Tamta część bardzo mi się podobała, szczególnie za swoje otwarte podejście do „damskich” rzeczy robionych przez mężczyzn. Teraz sięgnęłam po drugą, aczkolwiek powinnam napisać równoczesną część tej mini serii i muszę przyznać, że sama nie wiem, czy mi się podoba czy nie.

Fleur Waters wiedzie całkiem normalne życie. Jej rodzice mają problemy nie z tej ziemi, a dziewczyna musi znosić ich niby kłótnie, które określają rozmowami. Dziewczyna uczy się do końcowych egzaminów, a czas wolny spędza z przyjaciółmi: Blossom oraz Pipem. Pewnego dnia, na uczelni w ręce Blossom, która jest zawziętą feministką wpada ulotka klubu bokserskiego Bosford, gdzie na oddzielnych zajęciach dla Pań nie ma dwukropka. Blossom będąc oburzona takim lekceważeniem razem z Fleur i Pipem udaje się do klubu, aby zrobić awanturę. Kiedy przyjaciółka rozmawia z Rickym, który jest szefem całego klubu, Fleur z Pipem silą się ciasteczkami i herbatą, a chwilę później podpisują papiery, przystąpienia do klubu. Pip będąc słabym chłopakiem odpada po pierwszych zajęciach, a Fleur zawzięcie chodzi na kolejne treningi, które wprowadzają jej mamę w stan największego przerażenia o swoje dziecko. 
Ojciec dziewczyny po rozmowie z nią odnośnie poważnego myślenia o boksie uspokaja się, a matka panikuje z dnia na dzień coraz bardziej. 
Fleur zaczyna trenować każdego dnia, pochłania całe tony jedzenia i czuje, że boks to jest to czego potrzebowała od życia, aby móc je poczuć pełną piersią. Na dodatek jej chłopak George zrywa z nią po balu na swojej uczelni, a dziewczyna po chwilowym załamaniu, bierze się za jeszcze cięższe treningi. 
Obiecała jednak mamie, że nie będzie brała udziału w sparingach. 
Jej słowo do pewnego czasu jest prawdą. 
Pewnego dnia w końcu walki bokserskie zostają ogłoszone w całym mieście. 
Fleur, jest jedną z zawodniczek, biorących w nich udział.

Już od jednej blogerki słyszałam, że „Dziewczyny nie biją” są kopią „Chłopaki nie dziergają” i niestety muszę się z tym zgodzić. Mamy tutaj identyczny schemat o akceptacji rodziców, tolerancji, a przede wszystkim o podejmowaniu się „męskich” zadań przez kobiety. 

Sam pomysł na te dwie pozycje był zacny i naprawdę mi się podoba to, że autor pokazał, iż można robić co tylko się chce i płeć nie jest żadnym wyznacznikiem naszych działań. Gdyby jeszcze te dwie książki były napisane trochę inaczej, to byłoby idealnie. 
Podejrzewam, że gdybym zamieniła kolejność to rozpływałabym się nad historią Fleur i boksu, a na dzierganie i Bena zrobiłabym „meh”. Tak to już jest jak widzimy książki napisane na podobnych schematach. Tak podobnych, że aż rażą. 
Nie wyobrażam sobie za to czytania jednej książki po drugiej, bo wtedy na pewno którejś bym nie doczytała. Szczególnie, że są one bardzo przewidywalne, a bliźniaczość jest dla nich tylko utrudnieniem.

Jeżeli miałabym określić „Dziewczyny nie biją”, bez patrzenia na „Chłopaków...” to powiedziałabym, że jest to naprawdę dobra książka, która daje do myślenia i pokazuje, że wszystkiego można się podjąć, nawet jeżeli cały świat dookoła mówi nam „nie”. 
Lubię takie pozycje, łamiące stereotypy, że kobiety są słabe, czy że mężczyźni nie mogą gotować (to tylko przykłady, nie rzucajcie we mnie mięsem). Książki takie dają niemałą wiarę w siebie i swoje marzenia, szczególnie jeżeli są one dość... nazwijmy to specyficzne. 

„Dziewczyny nie biją” to lekka młodzieżówka, która zabiera nas w świat boksu i pokazuje, że warto trwać przy swoich postanowieniach oraz pasjach. Uświadamia, że płeć nie jest wyznacznikiem oraz że wszystko zależy od tego, jak bardzo nam zależy, aby dojść do czegoś, co sobie wymarzyliśmy. Pokazuje też, że bardzo często marzenia te muszą być oblane tonami potu, może nawet płaczu, zaciskaniem zębów i miliona przekleństw. Jest to książka lekka, którą czyta się w kilka godzin, a krótkie rozdziały ciągle podjudzają, aby rozpocząć następny, aż zastanie nas noc. Zdecydowanie polecam, jako odskocznię od innych gatunków, ale miejcie na uwadze, że jeżeli przeczytacie „Dziewczyny nie biją” to zanim sięgniecie po „Chłopaki nie dziergają” zróbcie sobie, jakaś przerwę i poczytajcie coś, co lubicie, żebyście nie poczuli podobieństwa między tymi dwoma, naprawdę przyzwoitymi młodzieżówkami.
  
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu