Pages

wtorek, 12 czerwca 2018

„Deadpool: Tom 1 Martwi Prezydenci”| Brian Posehn i Gerry Duggan



W ciągu paru ostatnich lat Deadpool trafił do masowej publiki. Stało się tak za sprawą filmów z Ryanem Reynoldsem. Jeśli ktoś śledzi popkulturę, to prawie na pewno zetknął się z tą postacią. Nie ma co ukrywać, że ten antybohater stał się światowym fenomenem. Ja natomiast, poznałem go w 2013 roku za sprawą gry Deadpool: The Video Game. Nie była to najlepsza produkcja, jeśli miałbym oceniać ją, jako grę samą w sobie. Natomiast była przepełniona humorem, absurdem i niewybrednymi żartami, a do tego bohater przełamywał czwartą ścianę i zwracał się bezpośrednio do gracza. Ten mix sprawił, że momentalnie kupiłem tę postać, a granie sprawiało mi przyjemność pomimo miałkości rozgrywki.

Postanowiłem więc, zapoznać się z Deadpoolem w jego oryginalnym środowisku czyli w komiksie. Sięgnąłem po absolutnie pierwszy komiks z tym bohaterem, jaki ukazał się na naszym rynku, a mianowicie po album pt. „Martwi Prezydenci”. Autorami tego komiksu są Brian Posehn i Gerry Duggan, a ukazał się on w linii Marvel NOW! U nas wydał go niezastąpiony Egmont, a za tłumaczenie odpowiadał Oskar Rogowski.

Jak wskazuje tytuł tego albumu, Ameryka musi zmierzyć się z olbrzymim problemem. Byli prezydenci USA wstali z martwych i próbują zniszczyć swój kraj. Władze stwierdzają, że mimo okoliczności, nie wypada, by bohaterowie tacy jak np. Kapitan Ameryka okładali pięściami prezydentów. Tak więc agentka, której przydzielono zadanie, rozwiązania tego kryzysu, postanawia zatrudnić Deadpoola, by ten załatwił bandę zombie po cichu. Kto lepiej sobie z tym poradzi, niż najemnik, który jest w stanie wyleczyć niemal każdą ranę? Jak mu to wyszło i czyjej pomocy, będzie potrzebował, by dać sobie radę poznamy z tego albumu. Warto zaznaczyć, że cały wątek główny zamyka się w tym jednym tomie, więc jest to dobry punkt startu, a jeśli się nam nie spodoba możemy po prostu dalej nie czytać. 


Muszę przyznać, że historia przedstawiona w tym komiksie, bardzo mi się podobała. Nie jest ona może wybitna, ani poruszająca. Za to nie da się jej odmówić humoru i odpowiedniej dozy absurdu. Nie w każdym komiksie możemy zobaczyć, jak bohater okłada się po pysku z martwym Abrahamem Lincolnem,  a cała walka odbywa się w klatce przy publiczności. Tak absurdalnych scen jest w tym komiksie wiele i nie sposób się nudzić w trakcie lektury. 

Po przeczytaniu całej historii odnoszę wrażenie, że Deadpool wcale nie jest jednowymiarową postacią, za jaką wiele osób go uważa. Z pod maski klauna przebija się trochę smutku i chęci bycia zaakceptowanym, stworzenia trwalszych relacji z innymi ludźmi i bycia docenionym. Jestem wielce ciekawy, czy ten wątek będzie rozwijany w dalszych komiksach, ale jak na razie jestem kupiony.
Rysunki wykonał Tony Moore, a jego praca wypadła naprawdę nieźle. Nie jest to najpiękniejszy komiks jaki czytałem, ale nie jest też brzydki. Postacie są proporcjonalne, mimika dobrze oddaje emocje, a akcja jest bardzo czytelna i nie ma najmniejszych problemów z połapaniem się, co się dzieje. Muszę jednak tu zaznaczyć jedną rzecz, komiks miejscami bywa naprawdę brutalny. Nie brakuje krwi i flaków, w tym tych należących do Deadpoola. Wrażliwsi czytelnicy mogą uznać takie sceny za obrzydliwe. Ja na szczęście nie mam z nimi najmniejszego problemu, uważam że jakby takich widoków nie było to komiks by wiele stracił. 


Niemal za każdym razem, gdy recenzuję komiks wydany przez Egmont piszę to samo. Co jednak innego mogę zrobić, gdy to wydawnictwo tak bardzo przykłada się do swojej pracy. Wydanie jest świetne, dobry papier, ładny druk i dopracowane liternictwo. Mam tylko jedno „ale” i jest nim tłumaczenie. Jak pisałem wcześniej odpowiada za nie Oskar Rogowski, co ciekawe prowadzi on kanał (kanał nazywa się Komiksomaniak jakby ktoś chciał sprawdzić) w serwisie youtube, który od dość dawna śledzę i bardzo lubię. Mam jednak drobny problem z jego tłumaczeniem. Problem ten nie wynika z jakości pracy Oskara, a moich preferencji. W jednej scenie Deadpool razi prądem przeciwnika, na co ten odpowiada „Bohaterów prądem!” co jest oczywiście nawiązaniem do kultowej „Seksmisji”. Domyślam się, że w oryginale musiał tam być jakiś nieprzetłumaczalny tekst, który wiele by stracił na dosłownym tłumaczeniu. Jednak takie wstawki strasznie mnie wybijają z czytanej historii. Po prostu jest to coś tak polskie i tak kulturowo nie pasujące do wydarzeń w komiksie, że ciężko mi to zaakceptować. Wiem, że prawdopodobnie jest to nie do przeskoczenia i lepszy jest żart, który rozbawi polskiego czytelnika. Zapewne wielu z was nawet nie zwróciło by uwagi, mi jednak troszkę to przeszkadzało. Natomiast taka sytuacja zdarza się tylko dwa razy w całym komiksie, a poza tym uważam, że reszta tłumaczenia stoi na naprawdę wysokim poziomie.

Jeśli lubicie humor jednocześnie trochę absurdalny, a jednocześnie lekko wulgarno-obrzydliwy to jest to pozycja, którą gorąco wam polecam. Ja bawiłem się świetnie czytając o starciu Deadpoola z prezydentami zombie. Z całą pewnością sięgnę po kolejne albumy. Tymczasem napiszcie czy mieliście już kontakt z tym antybohaterem i co o nim sądzicie, a może wolicie jednak bardziej utemperowane postaci?