Pages

czwartek, 14 czerwca 2018

„Kane” i ”Aideen”| L.A. Casey


Czy trzeci Slater może być lepszy od poprzedników?

Może.
Aczkolwiek i tak wolę Rydera. 

L.A. Casey weszła na nasz rynek i sprawiła, że kobiety zaklepują sobie poszczególnych braci na portalach społecznościowych. Ale nie tylko w Polsce, a USA też to zauważyłam. Cóż, wychodzi, że każda z nas lubi książkowych bohaterów (bardziej, niż prawdziwych ludzi). Nie ma się co dziwić, bo kto nie lubi prawdziwie męskich facetów?

Kane, jest trzecim bratem Slater, który podczas poprzednich dwóch tomów był wycofany i cichy. Mówią, że „cicha woda, brzegi rwie” i jego, a także Aideen historia jest tego idealnym poparciem. 
Przyjaciółka Keelii nie tylko kłociła się i wyzywała ze Stormem, jej psem. Kane był drugim męskim osobnikiem, z którym dziewczyna wszczynała kłótnie. 
Historia Kane'a i Aideen zaczyna się w momencie, kiedy kończy się dodatek do „Aleca”, czyli „Keela” kiedy to wszystkie laski zrobiły testy ciążowe i okazało się, że jedna z nich spodziewa się potomka, ale przez przypadek, nie było wiadomo która. 
Nie będzie to spojlerem, jeżeli napiszę, że to Aideen ma zostać przyszłą mamą (wystarczy spojrzeć na okładkę nowelki do „Kane'a”).
Dziewczyna sprawdza to kilka razy, a raz wychodzi z tego większa kłótnia, między Ryderem a Branną, którym w idealnym związku zaczyna się nie układać. W końcu razem z Keelą udają się do ginekologa i wychodzi prawda – Aideen jest w ciąży. 
A ojcem jest... Kane.
Między dwoma ciężkimi charakterami zaczyna zawiązywać się bliższa znajomość, ale draki są nieuniknione. Szczególnie, że bracia Aideen są cięci na Slaterów. 
Kane odkrywa w końcu wszystkie karty i opowiada Aideen o swoich doświadczeniach z przeszłości, które sprawiają, że kobieta pragnie pozabijać wszystkich, za zniszczenie ojca jej dziecka. 
Przeszłość nie jest jednak rozwiązana do końca. 
A wróg czeka cierpliwie, aby uderzyć i zniszczyć Kane'a jeszcze bardziej. 

Byli jednymi z najbardziej bezwzględnych ludzi, jakich znałam w całym swoim życiu. Wielokrotnie zostali zranieni i zabili kogoś – a przynajmniej tak słyszałam... A mimo to klęczeli ty przy mnie, przykładali ręce do mojego brzucha i zachwycali się dzieckiem, którego jeszcze nie było na świecie.”

Już na początek muszę Wam napisać, że dziwnie było czytać po polsku trzecią część Slaterów, kiedy czytało się już „Damiena”, gdzie wydarzenia są na całkiem innym etapie. Miałam cofkę, ale z chęcią przypomniałam sobie to co się działo wcześniej (chociaż czekam na Alannah).

Po raz kolejny będę się powtarzać, ale strasznie cieszę się, że wydawnictwo Kobiece postanowiło wydawać też te krótkie nowelki, które są dodatkami do głównych tomów, gdyż może nie zawsze wprowadzają one nowości, ale za to pokazują dalszą historię. Płynne przechodzenie autorki między głównymi książkami, a tymi nowelkami jest naprawdę idealne i gdyby czytać to wszystko za jednym pociągnięciem, to nie będzie się czuło różnic czasowych. 
W „Aideen” poza głównym wątkiem, mamy też pewną tajemnicę odnośnie Rydera i jego działań, a końcówka od razu nęci do sięgnięcia po kolejny tom. Swoją drogą, warto. 

- Twoje rany się zamknęły, a ból skończył. To, co zostało jest sztuką, obrazem, który pokazuje, że jesteś silniejszy niż ktokolwiek.”

Jeżeli miałabym być szczera, to Kane nie jest mi szczególnie bliski. W sumie to samo miałam przy Alecu. Jak Kane jest skryty w sobie i milczący, tak Alec potrafi się wygłupiać i zazwyczaj jest głośny. Lubię to milczenie Kane'a i to jak Aideen stara się do niego trafić, a także jak stara się pomagać mu przyzwyczaić się do igieł (ale dlaczego to Wam nie zdradzę). Miedzy tą dwójką jest uczucie, które cały czas starają się ignorować, mimo że wszyscy dookoła je widzą. Kiedy jednak przychodzi co do czego, to wyznają je sobie głośno i wyraźnie, aby cały świat usłyszał prawdę. 
Podoba mi się jak L.A Casey prowadzi swoje książki. To, że mimo skupienia się na jednym z piątki braci nie zapomina o reszcie, którzy są aktywni cały czas w fabule. Z każdą kolejną książką przybywa postaci, bo wiadomo, że poza Slaterami mamy też ich dziewczyny i jak kiedyś bałam się o nagromadzenie postaci i to czy autorka da sobie radę, tak już się nie martwię od dawna. Szczególnie, po lekturze „Damiena”, gdzie wierzcie mi... jest co ogarniać. 
Swoją drogą, ciekawe czy autorka ma jakieś drzewo genologiczne z postaciami, bo naprawdę nie wiem jak ona to wszystko łączy i pamięta kto z kim i kiedy. 

Na uznanie zasługuje także humor, jaki jest w tych książkach. Wprawdzie Kane i Aideen są dość wyciszeni, jeżeli porównać ich do reszty wesołej ekipy, ale to właśnie Alec z Nico nadrabiają humorystycznymi tekstami i zachowaniem. Między braćmi widać też różnicę wieku, za co należy się wielki plus dla autorki. 

Czekam na kolejne części braci Slater, bo patrząc po tych dostępnych już okładkach, oczyma wyobraźni widzę cała tęczę na półce, jak wszystkie te pozycje u nas wyjdą. Cieszę się, że bliżej niż dalej do końca, a wiem też, że na pewno przeczytam jeszcze nie raz całą serię. Polecam Wam ją serdecznie, bo naprawdę warto.


Za egzemplarze do recenzji serdecznie dziękuję