Manga, którą fani Stephena Kinga będą zauroczeni!
Nie lubię się bać. Prawie nie oglądam horrorów, nie sprawiają mi one przyjemności. Jeżeli już pokuszę się o oglądanie czegoś strasznego to zazwyczaj robię to przy podniesionych roletach i kiedy za oknami widać jasność. Wiecie, tak dla własnego bezpieczeństwa. Miałam kiedyś przypadek z jednym filmem, po którym „schiza” została mi do dzisiaj i od tamtej pory nie przepadam za horrorami.
Wydawnictwo Waneko jednak podkusiło mnie mangą „Shiki”, która po opisie wydała mi się ciekawa.
Nie sądziłam jednak, że spędzę dzień czytając wszystkie trzy tomiki, jakie aktualnie są wydane, a w nocy! usiądę przed anime i na siłę się od niego oderwę, bo mój mózg będzie protestował i odmawiał dalszej współpracy.
Sotoba jest małą miejscowością, w której każdy się zna. Wieś odcięta jest przez góry porośnięte jodłowymi lasami i obcy wjeżdżający do wioski od razu są zauważani przez starsze kobiety siedzące na ławce i plotkujące o życiu w mieście. Megumi jest dziewczyną modną, dbającą o wygląd oraz posiadającą jedno marzenie – wyrwać się z wioski. Młoda dziewczyna ciągle jest wyśmiewana przez mieszkańców wioski, z racji swojej dbałości o wygląd i pragnie, aby znalazł ją sławny menager z większego miasta i pozwolił jej spełniać się w roli piosenkarki. Megumi jest też zainteresowana nowymi mieszkańcami wioski, którzy przyjechali w nocy i wprowadzili się do wielkiej, przypominającej zamek posiadłości na wzgórzu. Dziewczyna marzy o wystawnych kolacjach, związku z wyimaginowanym synem właścicieli i docenieniu jej starań o modny wygląd. Mogłoby Was zmylić to, co teraz piszę i zapewne tak będzie. Pomyślicie, że to Megumi jest główną postacią. No właśnie… chodzi o to, że w „Shiki” jest tak dużo postaci, że końcem końców nie wiadomo, kto gra tutaj pierwsze skrzypce. Czy to doktor Toshio Ozaki czy może nowy mieszkaniec – chłopiec, który jest miłością Megumi – Natsuno? Przechodząc przez pierwszy tom, gdzie w mieście, którego populacja jest bardzo mała zaczynają umierać poszczególne osoby, a z dnia na dzień przybywa ich coraz więcej Natusno oraz Toshio są postaciami ciągle obecnymi w fabule. Dodatkowo tajemniczy kapłan ze świątyni, piszący książki pomaga doktorowi zrozumieć, jaka choroba trawi wieś.
W drugim oraz trzecim tomie mamy okazję bliżej poznać rodzinę Kirishiki, która wprowadziła się do rezydencji na wzgórzu, co więcej poznajemy ich córkę – fankę książek naszego kapłana Seishina Muroi. Przypadkowe ofiary dalej umierają, jednak doktor, który na początku obstawiał anemię zaczyna domyślać się, co tak naprawdę dzieje się w wiosce. Natsuno, który prześladowany przez zakochaną Megumię zamykał okno u siebie w pokoju widzi jej ducha, także zastanawia się skąd te koszmary i zwidy. Pewnego dnia, podczas przypadkowego spotkania z doktorem w trakcie rozmowy pada pojęcie „wampir” oraz „zombie” i wtedy następuje przełom w całej sprawie.
Bowiem każdy śmiertelny przypadek we wsi, miał na ciele ślady ukąszeń.
Owadów?
Nie.
Wampirów.
„Shiki” od samego początku przypominało mi „Miasteczko Salem” mistrza grozy Stephena Kinga. Z racji, że jestem jego wielką fanką z każdą kolejną odwróconą stroną widziałam coraz więcej podobieństw, które nie raziły. Wręcz przeciwnie podobały mi się coraz bardziej. Nie da się ukryć, że jak już wspomagać się na kimś to najlepiej na mistrzu i robić to w sposób powalający Czytelnika z nóg. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, iż Fuyumi Ono oraz Ryu Fujisaki wykorzystali patent na niszczenie małego miasteczka lepiej, niż sam King. Od początku byłam oczarowana, a pod koniec trzeciego i póki, co ostatniego tomu było mi źle i smutno, że nie mam przygotowanego kolejnego tomiku, bo manga zapowiada się z każdym kolejnym wydaniem coraz lepiej. Nie da się ukryć, że klimatyczny start idzie z każdym kolejnym krokiem w dobrą stronę i oczekuję końca mangi bardziej, niż swoich urodzin, w których będę miała na karku ćwierć wieku (teraz wiecie ile mam lat :D).
Jak wspominałam w opisie, postaci, które biorą udział w fabule mangi jest całe multum, ale zdania nie zmienię i dalej uważam, że to Toshio oraz Natsuno są głównymi bohaterami. Swoją drogą wygląd jednego i drugiego jest do siebie bardzo zbliżony i z początku mangi trochę mi się mylili, ale potem, kiedy weszłam w fazę „wsiąknięcia w fabułę” już bez problemu ich rozróżniałam. Obaj skradli mi serce o dziwo i kibicuje im z każdym kolejnym tomikiem, bądź odcinkiem anime. Musicie wiedzieć, że nie skończyłam anime do końca, tylko zatrzymałam się dokładnie w miejscu, w którym skończyłam mangę. Uprzedzając Wasze pytanie:, „Dlaczego?”. Dlatego, że nie chce wyprzedzać sobie mangi, gdyż jestem bardziej ciekawa słowa pisanego, niźli słowa mówionego.
Co do kreski. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest twarda i w sumie nie sprawia wrażenia przyjemnej dla oka. No, ale wiecie, co ja się tam znam jak rysownikiem nie jestem?
Dla mnie, sposób rysowania i mangi i anime jest twardy, ostry i wyrazisty. Nie żebym twierdziła, że jest zły i umniejsza całej historii, bo tak nie jest. Osobiście zawsze stawiam fabułę nad kreskę, ale miło jak sposób rysowania przykuwa uwagę. Wydaje mi się jednak, że w „Shikim” gdyby kreska była miękka, to manga wydawałby się być zbyt swobodna, a jakby nie patrzeć to horror.
Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa rozwinięcia historii. Jestem ciekawa, o co chodzi z rodziną Kanemasów, a także ile ludzi z Sotoby musi jeszcze zginąć, aby tajemnicze zgony zostały rozwiązane, a mieszkańcy wioski zaczęli się bronić. Kusi mnie, aby oglądać anime dalej, ale muszę być twarda i poczekać na kolejny tomik mangi, żeby ruszyć także z anime. Nie chce wyprzedzać faktów i spalić niespodzianek. Swoją drogą to Waneko wydaje kolejne tomiki tak szybko (chwała im za to), że długo nie będę musiała czekać, aż ponownie spotkam się z Natsuno oraz doktorem Ozaki. A przede wszystkim z rodziną Kanemasów.
Kończąc, jeżeli lubicie prozę Stephena Kinga, albo, chociaż czytaliście „Miasteczko Salem” jego autorstwa i chcecie zobaczyć lepszą wersję książki to ta manga zdecydowanie powinna trafić w Wasze ręce. Będziecie zachwyceni!
Za egzemplarze mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu